Trwa prawdziwa cenzorska ofensywa największych portali społecznościowych w sieci. Facebook właśnie zablokował tymczasowo konto byłego kandydata na prezydenta z ramienia Republikanów Rona Paul’a i Grupy Wyszehradzkiej. Jeszcze dalej zapędził się Twitter, ograniczający powoli dostęp do wszelkich kont, które powiązał z Donaldem Trumpem i jego odezwą do grupy demonstrantów protestujących przed Kapitolem.
Kto sądził, że władze czołowych portali społecznościowych poprzestaną na zablokowaniu konta Donalda Trumpa, ten się mocno mylił. Największe social media, takie jak Facebook czy Twitter, wpadły w iście cenzorski szał i zaczynają ograniczać dostęp do wielu kont, które powiązują nie tylko z osobą obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale ogólnie z prawicą na całym świecie. A wszystko zaczęło się od momentu szturmu na Kapitol.
Co prawda Twitter już wcześniej wykonywał dziwne ruchy w stosunku do prezydenta Stanów Zjednoczonych, który twierdził, iż doszło do sfałszowania ostatnich wyborów prezydenckich. Wówczas jego tweety były oznaczane jako potencjalne “fake newsy”, a sam portal odsyłał wszystkich internautów do czerpania wiedzy na ten temat z innych źródeł. Jednak dopiero w ostatnich dniach wszyscy mogli się przekonać, jak bardzo daleko potrafią się posunąć władze czołowych portali społecznościowych, które nie stronią nawet od pohańbienia jednego z podstawowych praw ludzkich – wolności słowa. Konto Donalda Trumpa zostało zablokowane na stałe przez Twittera, platformy typu Facebook, Instagram czy Tik Tok zaczęły czasowo ograniczać do niego dostęp, a serwis Youtube usuwał także filmy, w których prezydent USA wzywał swoich zwolenników, aby ci powstrzymywali się od eskalacji przemocy i opuścili Kapitol. Z jakiegoś jednak powodu uznano, iż amerykański lider “stanowi zagrożenie” i “narusza standardy społeczności”.
Codziennie napływają również informacje o kolejnych zablokowanych kontach przez władze platform społecznościowych. Wczoraj Facebook ograniczył dostęp do konta… Grupy Wyszehradzkiej, dziś dowiadujemy się także o blokadzie znanego republikańskiego kongresmena i byłego kandydata na prezydenta USA – Rona Paula. Tymczasem na Twitterze ofiarami cenzorskiej ofensywy padły m.in. TVP Info, konserwatywny dziennik “Libero” czy nawet 14-letni syn Donalda Trumpa, Barron. Powodem są oczywiście, a jakże inaczej, “naruszone standardy społeczności”. Wielu komentatorów ironizuje, że chodzi o “lewicową społeczność”, bowiem prawie żadne konto z lewej strony sceny politycznej nie zostało w ostatnim czasie zbanowane.
Ciekawy jest fakt, że korporacje Big Techu zdecydowały się na tego typu akcje dopiero w momencie szturmu na Kapitol w wykonaniu zwolenników Trumpa, które sam prezydent Stanów Zjednoczonych potępił. Tymczasem zarówno Twitter, jak i Facebook, zupełnie milczały, kiedy ulicami amerykańskich miast przechodziły demonstracje Black Lives Matter, który uczestnicy nie stronili od przemocy, szabrownictwa, dewastacji miejsc publicznych czy atakowaniu białych ludzi albo zwolenników Trumpa. Władze tych portali nie reagowały, kiedy politycy Demokratów, z Joe Bidenem na czele, usprawiedliwiali ówczesną eskalację przemocy. Wtedy to były “pokojowe protesty” – na tle płonących miast (przypominając słynną relację stacji CNN) – oraz wyrażenie “słusznego gniewu uciskanej części społeczeństwa”. Nikt też nie usunie konta lewicowego dyktatora Wenezueli Nicolasa Maduro czy byłego premiera Malezji, który twierdził, że “muzułmanie mają prawo mordować miliony Francuzów za ich zbrodnie” – widocznie według administracji Twittera nie naruszają one standardów społeczności.
Rok 2021 rozpoczynamy z wielkim przytupem, gdy czołowe portale społecznościowe weszły ostatecznie w buty orwellowskiego Ministerstwa Prawdy, decydującego jakie treści można publikować i jakie poglądy wyrażać.
Źródło: Stefczyk.info na podst. Do Rzeczy/ Tysol/ Twitter Autor: JD
Fot.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS