Po wizycie Josepa Borrella w Moskwie Rosja zaostrza przekaz pod adresem Europy. Przy czym robi to w sposób zsynchronizowany, na kilku polach jednocześnie, tak aby przesłanie było czytelne.
Najpierw minister Ławrow powiedział w rozmowie z jednym z głównych kremlowskich propagandystów, że „Moskwa jest gotowa zerwać relacje z Unią Europejską jeśli ta wprowadzi antyrosyjskie sankcje”. Tę deklarację rosyjski minister opatrzył łacińską sekwencją si vis pacem para bellum. Ostrość tego wystąpienia nieco tylko później tonował rzecznik Kremla Pieskow mówiąc, że Rosja chce współpracować z Unią, ale jeśli ta nie da Moskwie innych możliwości wprowadzając sankcje, to jest też gotowa na zerwanie. Równolegle rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało OBWE, że jej delegacja nie weźmie udziału w „seminarium wysokiego szczebla”, które organizowane jest co 5 lat, na którym miały być dyskutowane doktryny wojenne krajów wchodzących w skład tej organizacji. W oficjalnym demarche napisano, że pierwsza od 30 lat odmowa uczestnictwa Rosjan w forum tego rodzaju jest związana z oceną Moskwy, w świetle której płaszczyzna OBWE przestaje być „użyteczna”. Rosyjski dziennik Kommiersant, który poinformował o całej sprawie uznał, że raczej nie chodzi w tym wypadku o zerwanie wszystkich relacji, bo na poziomie poszczególnych krajów Rosja chce współpracować, ale o wysłanie sygnału w myśl którego kolektywne formuły są już w rosyjskich oczach przeżytkiem.
Wczoraj w trakcie spotkania z redaktorami naczelnymi rosyjskich mediów Władimir Putin powiedział, że „Rosja w żadnym wypadku nie zostawi Donbasu” oraz, iż państwo nie ma programu odcięcia się od światowej sieci i blokad niektórych stron czy serwisów, ale jeśli zajdzie taka konieczność, to przygotuje się do posunięć tego rodzaju i wdroży taką politykę.
Mamy zatem do czynienia nie z jednym, ale co najmniej z kilkoma sygnałami politycznymi, które warto by było, abyśmy prawidłowo odczytali. Interpretację tego, co Rosja chce powiedzieć Europie ułatwiają nieco eksperci Klubu Wałdajskiego, jednego z największych i najbardziej wpływowych rosyjskich think tanków, ściśle powiązanego z Kremlem, którzy w swych artykułach opublikowanych równolegle z wypowiedziami polityków stawiają kropkę nad i. Dmitrij Susłow napisał, że po pierwsze Rosja kategorycznie odrzuca możliwość dialogu z Unią Europejską jeśli ten miałby dotyczyć jej wewnętrznej polityki. Jeżeli Bruksela będzie chciała wywierać presję na Moskwę, to skończy się zamrożeniem, a może nawet zerwaniem relacji. Z taktycznego punktu widzenia, dowodzi Susłow, to zaostrzenie tonu wypowiedzi Moskwy ma wywrzeć presję na państwa w rodzaju Niemiec, Francji czy Włoch, które tradycyjnie opowiadają się za utrzymaniem relacji z Rosją, aby te łagodziły zamierzenie Brukseli w kwestii nowych sankcji. Moskwa chce tu zagrać na obawach, wyrażanych otwarcie np. przez prezydenta Steinmeiera czy szefa niemieckiego MSZ Heiko Maasa, którzy już po aresztowaniu Nawalnego mówili, że nie można dopuścić do zerwania ostatnich mostów łączących Europę i Rosję. Ale nie o taktyczne rozgrywki tu chodzi przede wszystkim. Cel tego o co dziś gra Rosja ma charakter przede wszystkim strategiczny. Chodzi o zerwanie dialogu Rosja – Unia w tych obszarach (bo nie może być mowy o całkowitym „przecięciu łączy”), które zdaniem Moskwy nie powinny być w ogóle w orbicie zainteresować Unii. Susłow otwarcie pisze, że chodzi w tym wypadku o całość polityki wschodniej Unii Europejskiej, kwestie związane z Białorusią, sytuacją na Ukrainie, na Kaukazie, w Mołdawii. Rosja nie uznaje za celowe wieść na ten temat jakikolwiek dialog w formatach kolektywnych, bo one jej zdaniem, uwzględniają opinie tych krajów, które prezentują nieprzejednanie antyrosyjskie stanowisko. Nie oznacza to braku kontaktów z Europą, ale przejście na poziom stolic państw europejskich. Moskwa ma zamiar rozmawiać na te tematy z Berlinem i Paryżem, może Rzymem, ale nie chce z Brukselą, bo w tym ostatnim przypadku rozmawia również z Wilnem, Rygą czy Warszawą.
Tę nową rosyjską strategię wobec Europy dobrze widać na przykładzie gazociągu Nord Stream 2. U nas wiele się na ten temat mówi, ale dość ogólnie, a w całej sprawie nie mniej ciekawe są też szczegóły. Otóż Igor Juszkow, ekspert Uniwersytetu Finansowego przy rosyjskim rządzie mówi, że powołana przez rząd niemieckiego landu Meklemburgia – Pomorze Przednie ma nie tylko, jak się u nas powszechnie przyjmuje, chronić gazociąg przed amerykańskimi sankcjami, ale przede wszystkim służy ominięciu europejskiej dyrektywy nakazującej 50 proc. mocy przesyłowych każdego gazociągu w Europie rezerwować dla niezależnych dostawców. Końcówka Nord Stream 2 znajdować się będzie w niemieckich wodach, co powoduje, że cały gazociąg de facto objęty będzie regulacjami europejskimi. Fundacja rządu niemieckiego landu spełniałaby w takiej konstrukcji rolę „niezależnego” operatora i pozwalała ominąć niekorzystne z punktu widzenia interesów Rosji, oraz również Niemiec, regulacje Unii Europejskiej. Mamy zatem do czynienia, w tym wypadku, ze wspólnym rosyjsko – niemieckim działaniu, którego celem jest ominięcie europejskich regulacji.
Jeszcze dalej, w interpretacji ostatnich posunięć Kremla, idzie Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, który na łamach tygodnika Profil napisał, że „obserwowane obecnie ożywienie politycznej retoryki między Moskwą a Brukselą, za którymi stoją główne europejskie stolice, stanie się najwyraźniej początkiem nowego etapu w naszych kontaktach, ale nie nastąpi to od razu.” Na czym ten nowy charakter relacji miałby polegać? Po pierwsze na wzroście asertywności Moskwy, która doszła już do wniosku, że „odbiła” wszystkie utracone w czasach jelcynowskiej smuty pozycje i teraz może grać „jak równy z równym”. Bruksela nie ma dziś narzędzi oddziaływania na Rosję, „napoleońskie pułki europejskiej dyplomacji są w odwrocie” jak poetycko opisał obecną sytuację Bardaczow, perspektywa sankcji nie robi na Kremlu większego wrażenia a sam polityczny dialog nie jest znów aż tak wielką wartością aby w imię jego kontynuacji ryzykować interesy Rosji. „Moskwa wysłała jasny sygnał wiodącym krajom UE – argumentuje Bardaczow – jesteśmy gotowi do współpracy tam, gdzie jest to zgodne z naszymi interesami. Przecież nieporozumienia polityczne z Niemcami nie przeszkadzają w obronie zakończenia budowy Nord Stream 2, a z Francją – w zwiększaniu jej inwestycji w rosyjskiej gospodarce.” W Moskwie, w opinii Bardaczowa, uznano, że lepszą perspektywą są rozmowy z państwami narodowymi, które kierują się w swej polityce na swój użytek zdefiniowanymi interesami narodowymi a nie z kolektywnym tworem jakim jest Unia Europejska. Z tego też powodu, obserwując wewnętrzne napięcia i niewydolność Unii, Rosja świadomie dąży do kryzysu we wzajemnych relacjach, bo to, jej zdaniem, przyspieszy faktyczną, polityczną a nie instytucjonalną dezintegrację Unii i doprowadzi do zdominowania jej polityki zagranicznej przez rozbieżne spojrzenia narodowe największych państw. Chodzi w tym wypadku nie o uzyskanie wpływu na politykę zagraniczną Unii, będącą funkcją polityk państw członkowskich, ale o jej zablokowanie i doprowadzenie do stopniowej jej atrofii. Polityka nie zna próżni, więc niewydolność dość szybko wypełniona zostanie politykami narodowymi. A tu w ramach nowego „koncertu mocarstw” Rosja będzie w stanie znaleźć obszary porozumienia z poszczególnymi państwami i skuteczniej uprawiać grę.
W gruncie rzeczy podobny punkt widzenia prezentuje Aleksiej Gromyko, prywatnie wnuk wieloletniego ministra spraw zagranicznych ZSRR Andrieja, dyrektor Instytutu Europy Rosyjskiej Akademii Nauk. Punktem wyjścia dla jego rozważań na łamach dziennika Niezawisimaja Gazieta jest pogłoska o mającej się odbyć w najbliższym czasie oficjalnej wizycie Emmanuela Macrona w Moskwie. Jeśli te informacje się potwierdzą, to zdaniem Gromyki, wizyta francuskiego prezydenta będzie mieć kluczowe znaczenie dla relacji Rosji z Europą. Pod tym ostatnim terminem rosyjski ekspert rozumie tandem Berlin – Paryż, zauważając wszakże, że wewnętrzny układ sił w tym duecie może się po jesiennych wyborach w Niemczech zmienić na niekorzyść Rosji, o ile dojdzie do koalicji Chadecy – Zieloni. Jeśli zajmujący twarde stanowisko wobec Rosji Zieloni otrzymają tekę ministra spraw zagranicznych, to efektem tej zmiany może być twardsze stanowisko Niemiec wobec Rosji. W opinii Gromyko można je równoważyć wpływając na Francję i wykorzystując dwie korzystne, z punktu widzenia Rosji tendencje. Po pierwsze Paryż będzie chciał wzmocnić swoją pozycję wobec Berlina, po drugie Macron, zwłaszcza w kontekście zbliżających się francuskich wyborów prezydenckich będzie chciał zbudować, na użytek wyborczy, swój obraz jako męża stanu. Pomóc mu może w tym zarówno dialog z Moskwą, jak i uczestnictwo w zaproponowanym jesienią ubiegłego roku przez Putina nowym formacie dyplomatycznym – spotkaniu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, którzy mieliby zainicjować w ten sposób regularne konsultacje celem rozstrzygania najważniejszych problemów światowych. Po to aby nowy koncert mocarstw, czy elastyczna gra stolic, zaistniał, trzeba osłabić znaczenie organizacji wielostronnych, pokazać ich nieskuteczność czy wręcz, w nowych światowych realiach, anachroniczność. Dlatego w Moskwie postanowiono zaostrzyć relacje z Brukselą.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS