A A+ A++

Siergiej Buriejew (dane zmienione) jest żołnierzem armii rosyjskiej, w swojej jednostce służył jako perkusista w kompanii orkiestrowej. Jak twierdzi, był pewien, że nie będzie musiał brać udziału w działaniach wojennych, więc zgodził się podpisać kontrakt. Gdy okazało się, że jedzie na Ukrainę, zbiegł ze swojej jednostki.

Rosyjscy żołnierze w pobliżu wsi Oktiabrski, obwód biełgorodzki, w pobliżu granicy z Ukrainą. 26 lutego 2022 r.

W lutym tego roku Buriejew i inni żołnierze z jego jednostki zostali wysłani na ćwiczenia do Kurska, a następnie do Biełgorodu. Tam powiedziano im, że pojadą walczyć na terytorium Ukrainy. Buriejew po prostu opuścił polowy obóz, w którym stacjonowała jego jednostka i postanowił się ukryć. Korespondentowi Vot-Tak, rosyjskojęzycznego serwisu Biełsatu udało się porozmawiać z żołnierzem.

Nasza redakcja dysponuje materiałami fotograficznymi i wideo, które potwierdzają historię naszego rozmówcy, ale nie możemy opublikować większości z nich ze względów bezpieczeństwa.

– Jesteś żołnierzem kontraktowym czy poborowym?

– Najpierw byłem poborowym (żołnierz odbywający obowiązkową służbę wojskową – belsat.eu). Przez pierwsze kilka miesięcy musiałem się przemęczyć, miałem tego dość i postanowiłem przejść od razu na kontrakt. To było prawie rok temu. Do podpisania kontraktu namówiono mnie w bardzo prosty sposób – zaproponowano mi dwie opcje: albo bardzo dobry kontrakt, albo złe warunki służby obowiązkowej. Wybrałem pierwszą, ale wszystko poszło nie tak – wylądowałem na wojnie.

– Jaką funkcję pełniłeś wojsku?

Kijów w kleszczach. Podmiejska obrona stolicy REPORTAŻ

– Grałem w orkiestrze. Orkiestra nie trafić na pole bitwy. Zespół zawsze powinien pozostać z jednostką, oszukali nas. Tak naprawdę to rozpocząłem służbę kontraktową w jednostce, która nie była przeznaczona do walki. W pewnym momencie nikogo to nie obchodziło i zostałem wysłany, by walczyć.

– Kiedy zostałeś wysłany na Ukrainę? I kiedy zorientowałeś się, że rozpoczęła się wojna?

– Na początku byliśmy w Kursku na ćwiczeniach. Powiedziano nam, że z Kurska przemaszerujemy na sprzęcie wojskowym do Biełgorodu. To był właściwie cel tych ćwiczeń. Ten sprzęt jest do niczego! Wszystko było stare, psuło się co 10 kilometrów. Samochód, na którym jechałem, zepsuł mi się dosłownie 20 kilometrów od Biełgorodu. Przez tydzień siedzieliśmy w polu, nikt o nas nie pamiętał.

Zdjęcie Siergieja Buriejewa (imię zmienione)

W końcu jakiś pułkownik zdołał nas odebrać i przywieźć do obozu w pobliżu Biełgorodu, niedaleko granicy z Ukrainą. Tam chłopcy powiedzieli, że idziemy na wojnę. Miałam szczęście. Gdybym przyjechał dwie godziny wcześniej, też bym pojechał. Chłopcy po prostu wsiedli do KAMAZ-u (wojskowa ciężarówka – belsat.eu) i odjechali.

Początkowo powiedziano nam, że jedziemy na ćwiczenia – z jednostki do Kurska i z powrotem. Okazało się, że z Kurska pojechaliśmy do Biełgorodu, a z Biełgorodu – do granicy.

– Jakim sprzętem dysponowaliście?

– Jechaliśmy MT-LB (radziecki opancerzony pojazd bojowy, wielozadaniowy pływający transporter – belsat.eu) Przypominał czołg, ale zamiast armaty miał karabin maszynowy. Jak BTR (radziecki transporter opancerzony – belsat.eu), ale na gąsienicach. Wszystkie pojazdy miały namalowaną łacińską literę Z. Oznacza on front zachodni. Litera V oznacza Front Wschodni. Rozszyfrowywanie tych oznaczeń widziałem w obozie pod Biełgorodem.

Wideo nagrane przez Siergieja Buriejewa podczaz jazdy MT-LB:

– Czy było tam dużo sprzętu?

– Oczywiście! Była tam cała Rosja. Cały sprzęt, którym dysponowaliśmy, był okropnie stary. Właściwie wyglądało na to, że sprzęt jest potrzebny tylko po to, by zrobić tam zamieszanie. Wszystko psuło się co 10 kilometrów, nie dało się nigdzie dojechać.

– Czy ktoś z Twoich znajomych wyjechał na Ukrainę?

– Tak. Nikt nie wrócił. Nie ma z nimi żadnego kontaktu. Wiem, że jeden leży w szpitalu z odłamkami i poranioną nogą. Mój znajomy dostał się do niewoli. Został nagrany przez Siły Zbrojne Ukrainy.

Wideo: Siergiej Buriejew twierdzi, że jednym z nagranych jeńców jest jego znajomy

– Jak się zorientowałeś, że to wszystko wojna?

– Kiedy przyjechałem, przełożony powiedział “Idziemy na wojnę. O tej i o tej wkraczamy na Ukrainę”. Pomyślałem: no ku*** (to koniec – belsat.eu). Kiedy przyjechałem, wszyscy siedzieli już w załadowanym KAMAZ-ie. Pozostali byli po prostu w szoku. W KAMAZ-ie siedzieli chłopcy, którzy po raz pierwszy w życiu wzięli do ręki karabin maszynowy.

– Czy byłeś przygotowany na to, że zostaniesz wysłany na wojnę?

– W zasadzie, na początku, tak. Motywacja była dobra – obiecali mi pieniądze. Obiecano 1000 dolarów dziennie dla tych, którzy pojadą na wojnę. Kwota była podawana wprost w dolarach, wszystkich motywowały pieniądze. Nie mówili o zagrożeniu ze strony NATO i nazistów. Mówiono, że jest to wojskowa operacja specjalna, za którą można było dobrze zarobić. Nie było żadnych ram czasowych dla tej operacji specjalnej. Zrozumiałem, że jest oszustwo. Wtedy stwierdziłem, że nie warto i postanowiłem, że nie pojadę. Kiedy już tam dotarłem, po prostu trzeźwo pomyślałem. To nie strach mnie powstrzymał, lecz rozsądek. Przede mną jeszcze całe życie, mam plany! Jaka wojna?! A co, jeśli tam umrę?! I co będzie dalej? To wszystko.

– Co robiliście w obozie pod Biełgorodem?

– Od rana do wieczora siedzieliśmy i paliliśmy w piecu. Wszyscy po prostu siedzieliśmy na polu. W namiotach. Trudne warunki polowe. W Kursku też siedzieliśmy na polu. Zostaliśmy tam wysłani na początku lutego. Wszyscy na początku zostali wysłani do Kurska do obozu polowego, który tam się znajduje. Do Kurska przenosili sprzęt i stamtąd wysyłali nas na Ukrainę.

– Jak opuściłeś obóz?

– Odbiło mi kompletnie. Okazało się, że jestem na to wszystko moralnie nieprzygotowany. Upiłem się, wszystkich zwyzywałem, spakowałem się i wyjechałem. W obozie nie było już żadnych oficerów. Wszyscy wyruszyli na wojnę. W obozie pod Biełgorodem pozostali głównie poborowi. O ile mi wiadomo, nie zostali oni wysłani na Ukrainę. Pojechali tylko ci, którzy podpisali kontrakt. Po prostu nie było nikogo, kto mógłby mnie powstrzymać. Teraz jest taki czas, że nikogo to nie obchodzi. Przełożeni mają inne sprawy na głowie. Są inne problemy, mną się nikt nie interesuje. Będę w Biełgorodzie, dopóki to się nie skończy.

“Ani kroku wstecz!” Kadyrowcy mają tworzyć “oddziały zaporowe” pod Kijowem

Jeśli wrócę do obozu, to w każdej chwili mogą mnie tam (na Ukrainę – belsat.eu) wysłać jak mięso armatnie. Moi koledzy już tam pojechali, ja tak nie chcę.

Teraz wynajmuję mieszkanie tutaj (w Biełgorodzie – belsat.eu) z chłopakiem z mojej jednostki, który wyjechał razem ze mną. Stopniowo zabieram chłopaków z obozu przy granicy do siebie, żeby mogli się umyć. Oni wszyscy tam siedzą brudni. Potem jadą z powrotem.

Renat Jewstifiejew/ vot-tak.tv, ksz/belsat.eu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolacy w Szwecji też solidaryzują się z Ukrainą [WIDEO, ZDJĘCIA]
Następny artykuł“Matki wołają: przestańcie strzelać do dzieci”. Warszawski marsz przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainę