MICHAŁ MYSIAK, prezes Software Development Academy: Pierwotnie zajmowaliśmy się organizacją kursów z obszaru programowania, głównie realizowanych stacjonarnie. Kiedy w piątek, 13 marca pojawiła się informacja o wprowadzenia ograniczeń w Polsce w związku z koronawirusem, w 12 godzin zrobiliśmy migrację 120-osobowej firmy działającej w kilku krajach do trybu pracy zdalnej. To samo stało się z działem sprzedaży telefonicznej. W tamtym momencie na kursach mieliśmy 2,5 tys. osób, które miały w sobotę rozpocząć kursy w wersji stacjonarnej. Przez kolejne 48 godz. wypracowaliśmy koncepcję przeorganizowania całego naszego modelu biznesowego. Szybko zaczęliśmy przepinać wszystkie grupy na wersję zdalną. Równolegle przenieśliśmy proces sprzedażowy do webinarów i zmieniliśmy całą naszą ofertę właśnie na kursy zdalne.
Czyli wybraliście opcję całkowitej zmiany modelu funkcjonowania.
Okoliczności w biznesie zawsze będą się zmieniały. Dzisiaj mamy pandemię koronawirusa, a jutro np. na całym świecie padnie internet. Nagle też może pojawić się konkurencja, która wpompuje duże ilości gotówki na rynek. Tak naprawdę jedyną pewną rzeczą jest to, że zmiana jako taka jest nierozłącznym elementem prowadzenia biznesu i wszyscy muszą być tego świadomi. I tę świadomość mieliśmy jeszcze przed wybuchem pandemii i wprowadzanych ograniczeń. Był pewien element szoku i zaskoczenia, ale potrwał raptem kilkanaście godzin. Natychmiast zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się do pracy.
I jakie są konsekwencje zmian wprowadzonych w połowie marca?
Po tych dwóch miesiącach nie dość, że udało się tę transformację przeprowadzić, to w dodatku otworzyły się przed nami szanse biznesowe, które do tej pory, co prawda, były w orbicie naszego zainteresowania, ale z jakiegoś powodu nic nas tak nie motywowało, żeby w końcu wejść w nowy etap działalności. Na koniec dnia strach motywuje znacznie lepiej niż wizja potencjalnego sukcesu. Odkryliśmy cały obszar kursów zdalnych, który dał nam możliwość dotarcia do klientów globalnie – nie tylko w krajach, w których byliśmy dostępni jeszcze w połowie marca. Przykładowo, kilkanaście dni temu realizowaliśmy webinar na Filipinach, w którym brało udział kilkaset osób. Z kolei w Polsce dołączyły do nas osoby z mniejszych miejscowości, które dotychczas z różnych powodów nie mogły brać udziału w kursach stacjonarnych. Wszystkie elementy połączone w całość – obszar organizacyjny i nasza oferta – spowodowały, że widzimy dla nas duże szanse. Już teraz wyniki kwietniowe i marże, które udało się osiągnąć, zachęciły nas, by zrewidować plany na 2020 r. Widzimy nawet szanse, by te rezultaty były nawet lepsze niż te pierwotnie zakładane.
Ale na horyzoncie pojawił się także potencjalny odpływ klientów korzystających z oferty kursów stacjonarnych. Nie obawiacie się tego?
Tygodnie zawirowań sprawiły, że także nasi kursanci zaczęli mieć problemy ze swoją obecną sytuacją zawodową i zaczęli obawiać się o swoją przyszłość. Jednocześnie staraliśmy się zwracać uwagę, by jeszcze bardziej skupiali się na przekwalifikowaniu i wejściu do świata IT oraz apelowaliśmy, żeby nie czekali na powrót kursów stacjonarnych oraz by jak najszybciej rozpoczynali kursy i nowy etap swojej kariery. I dodam, że w ciągu tych dwóch miesięcy zainteresowanie obszarem przekwalifikowania i zainwestowania w nowe kompetencje, które mają duży potencjał wykorzystania przez najbliższe lata, rosło lawinowo. A na tle wyzwań stojących przed innymi branżami, sektor IT wygląda bardzo dobrze i sytuacji kryzysowych jednak widzimy tutaj stosunkowo mało.
Macie też specjalną propozycję dla osób, które straciły pracę w wyniku pandemii.
Dla osób, które w związku z obecną sytuacją utraciły pracę, zaproponowaliśmy, by spróbowały swoich sił i pozyskały dodatkowe kompetencje w specjalnym finansowanym przez nas projekcie Reskilling Academy. Warto wykorzystać obecną sytuację jako impuls do tego, by swoją karierę skierować w kierunku perspektywicznego sektora gospodarki.
Webinary mogą zbilansować brak kursów stacjonarnych? Pytam teraz pod kątem rad dla innych firm. Czy rzeczywiście da się realnie przenieść działalność dotychczas bardziej stacjonarną i analogową do internetu?
Nie jest tak, że jedyną rzeczą, która zrobiliśmy było zainstalowanie Zooma i przełożenie wszystkiego 1:1 do sieci. Nasi metodycy, koordynatorzy ścieżek tematycznych i trenerzy poświęcili naprawdę dużo pracy, by stworzyć taką metodykę prowadzenia zajęć, która będzie w stanie odzwierciedlić największe korzyści z kursów stacjonarnych – interakcje z trenerem, możliwość wspierania kursanta przez trenera, opcje przejęcia ekranu, opcje interakcji między samymi uczestnikami kursu itd. Postanowiliśmy dać takie narzędzia, które odzwierciedlą korzyści kursu stacjonarnego – zarówno od strony metodyki prowadzenia zajęć, jak również wykorzystania software’u i hardware’u. Nadal ponad 70 proc. kursu to kurs prowadzony przez trenera, co jest unikalne na rynku. Zależało nam na przełożeniu metodyki w taki sposób, by miały zastosowanie korzyści wynikające z bardzo praktycznego podejścia do zajęć – rezultaty w postaci rzeczywiście nabytych kompetencji muszą być widoczne, a do tego potrzebny jest trening praktyczny. Bierne słuchanie i oglądanie ekranu tutaj się nie sprawdzi.
Dla klientów indywidualnych oferta online zostanie pewnie na stałe i może stać się nawet wiodąca. A co ze szkoleniami dla banków i firm IT, o których rozmawialiśmy w ubiegłym roku?
Tutaj pewnie bariera jest większa, ponieważ firmy proceduralnie w sytuacji ryzyka wstrzymują działania, które nie są core’owe dla prowadzonej działalności, zresztą ja też tak robię. Z drugiej strony warto zastanowić się czy nie wykorzystać czasu mniejszej aktywności gospodarki, a także konkurencji, by rozwinąć pracowników i dostarczyć im wiedzę, która może przenieść firmę na nowy poziom funkcjonowania w cyfrowych realiach. Kilka miesięcy temu kompetencje z szeroko pojętego obszaru IT nazywaliśmy kompetencjami przyszłości. Były to np. analiza dużych zbiorów danych, wirtualizacja, usługi chmurowe, RPA, machine learning. Ta przyszłość właśnie nadeszła.
Nie ma zagrożenia, że firmy będą cięły inwestycje w rozwój kompetencji swoich pracowników?
Jeżeli chodzi o branżę IT, wciąż widać zainteresowanie pozyskiwaniem nowych pracowników. Szansą dla firm IT jest to, że pojawia się możliwość skorzystania ze współpracy z osobami, które straciły pracę w innych sektorach gospodarki. Dodając im nowe kompetencje, umożliwiamy im pracę w sektorze IT. Moim zdaniem, będzie duże zainteresowanie inwestowaniem nie tylko w kompetencje twarde, ale także w te miękkie. W ostatnich tygodniach wygrały te organizacje, w których obszar komunikacji i współpracy był doinwestowany już wcześniej. To teraz zaprocentowało.
Zdobyczą pandemii będzie inne podejście do pracy zdalnej. Czy coś jeszcze?
Zasadnicze pytanie brzmi, czy postawimy przysłowiową „kropkę nad i” w sektorze technologicznym w niektórych obszarach. O pewnych technologiach mówi się od wielu lat. W kontekście ogłoszenia niedawno przez Microsoft miliardowej inwestycji w Polsce, przypomniała mi się konferencja jeszcze z 2009 r. Wówczas to faktycznie był nowy temat, ale już wtedy sporo firm korzystało z rozwiązań chmurowych. Od tego czasu minęło 11 lat i dalej mam wrażenie, że jest to wciąż temat nowy, który wymaga edukacji. Ostatnie tygodnie wymusiły zwłaszcza na firmach, które były w takim rozkroku technologicznym, postawienie „kropki nad i”. Wszyscy bali się podpisać pod jakimś większym przełomem technologicznym. A teraz ten krok po prostu trzeba wykonać. Ja mocno wierzę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oczywiście są takie sektory, gdzie nie ma prostej recepty na rozwiązanie powstałych problemów. Czasami po prostu trzeba przeczekać najgorsze i zaplanować okres już po odmrożeniu.
Co dalej z waszą ekspansją zagraniczną? Kolejnymi celami miały być Bałkany i Dania. Paradoksalnie, pandemia skieruje was na zupełnie nowe rynki?
Dotychczas skupialiśmy się na Europie – w krajach naszego kontynentu organizacja kursów stacjonarnych po prostu była prostsza. Natomiast ostatni miesiąc to był taki trochę sky is the limit – od wspomnianych już Filipin, przez Wietnam, Indonezję, Malezję, aż po Brazylię i Kanadę. W standardowym procesie rozwojowym przeprowadzamy testy zainteresowania, głównie oparte o webinary i kampanie internetowe. I po całym cyklu testów wyszło nam, że warto celować w Azję Południowo-Wschodnią. Tylko w przypadku Filipin, spośród 300 uczestników, aż 100 jest zainteresowanych przystąpieniem do kursu. Oczywiście pewnym wyzwaniem jest siła nabywcza tego typu rynków. Z drugiej jednak strony, tamtejsi klienci są zdeterminowani, by zmienić swoją sytuację zawodową. Trochę też postrzegamy Azję Południowo-Wschodnią jak Europę Środkowo-Wschodnią lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku. Kraje regionu mają silnych sąsiadów, dla których świadczą usługi outsourcingowe w tym również z obszaru IT. Ponadto zajęcia oferowane przez podmioty z Europy uznawane są za bardziej prestiżowe niż te oferowane przez lokalne firmy.
Liczba kursantów w SDA na koniec roku może być wyższa niż zakładaliście jeszcze w styczniu?
Myślę, że uda się wykorzystać synergię oferty zdalnej ze stacjonarną. Chcemy przekroczyć barierę 50 mln złotych zakontraktowanych kursów, co stanowiłoby 40-procentowy wzrost w porównaniu do 2019 r. Chcemy też uzyskać rentowność całego biznesu na poziomie 20 proc. – a to już byłby wzrost 280 proc. w porównaniu do 2019 r. Mimo sprzyjających okoliczności to duże wyzwanie, ale nie jest niemożliwe do zrealizowania. Pierwotne nasze założenia dotyczyły oferty stacjonarnej, więc na tę chwilę myślę, że będziemy w stanie zwiększyć grono naszych kursantów. Ostatnie tygodnie to nie tylko nowe produkty z obszaru programowania, ale także np. analityki danych czy user experience. Cała organizacja dostała kopa mobilizacyjnego. To spowodowało, że dodatkowym kierunkiem rozwojowym stało się też dotarcie do nowych segmentów klientów zainteresowanych trochę innym produktem, ale dalej blisko związanym z IT.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS