A A+ A++

Stanisław Grześ jest jedną z rzadziej wymienianych postaci sekcji rajdowej FKS Avia. Tymczasem aż siedmiokrotnie zdobył tytuły Mistrza Polski w wyścigach szosowych, które były jego specjalnością. Trzykrotnie przywoził brązowe medale z Rajdu Tatrzańskiego.

Mentorem i mistrzem w początkach kariery był dla Stanisława Grzesia Jerzy Brendler – sportowiec renesansu, uprawiający, jeszcze przed wojną, oprócz sportów motocyklowych, między innymi skoki do wody, a nawet hokej na najwyższym szczeblu rozgrywek krajowych.

– Sport motorowy w Świdniku zaczął się od Jurka Brendlera, kiedy w 1961 roku zaczął jeździć w wyścigach ulicznych. Ja również zawdzięczam swoje sukcesy w ogromnej mierze Brendlerowi. To on namówił mnie do wyścigów. Na pierwszych moich zawodach w Białymstoku powiedział mi: Stachu – wyścigi tylko dla ciebie. Od tej pory zostaliśmy kolegami i rywalami jednocześnie – wspominał St. Grześ.

St. Grześ odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w 1963 roku: – Przygotowaliśmy motor razem z Jankiem Szczerbakiewiczem. Nie byłem zupełnym nowicjuszem, miałem doświadczenie w rajdach i motocrossach. Moja WSK 125 formuły „A” pędziła jak zaczarowana. Bardzo chciałem wygrać, bo zawody odbywały się w moim rodzinnym Białymstoku. Udało mi się zabrać z pierwszą piątką i po czterech okrążeniach doszedłem do wniosku, że pozostali jadą za wolno. Pod koniec wyścigu zdublowałem wszystkich do trzeciego miejsca. Pech chciał, że trzeci był Jurek Brendler, wówczas już utytułowany zawodnik. Tuż przed metą siedziałem mu na kole. Wykorzystując kolarskie doświadczenie załapałem się w zawirowanie powietrza i na mecie byłem o motocykl przed nim. Jurek gniewał się na mnie przez pół dnia. Pogodziliśmy się dopiero podczas uroczystości zakończenia zawodów w słynnej białostockiej knajpie „Cristal”. Dostałem wtedy pluszowego misia mojego mniej więcej wzrostu. Po imprezie wzięliśmy misia z Jurkiem za ręce – on z lewej, ja z prawej i prowadziliśmy do hotelu. Gdzieś na mieście zatrzymała nas milicja z pretensją, że prowadzimy środkiem drogi pijanego frajera.

Z pokonaniem Brendlera wiąże się jeszcze inna legenda. Otóż podobno gorzej widział on na jedno oko. Grześ zajechał go od tej strony i zaskoczył skutecznym atakiem.

Rajdowcy Avii walczyli o tytuły mistrzowskie często w wewnętrznej, klubowej rywalizacji. Dlatego szczególnym echem odbiło się zwycięstwo młodego Grzesia nad utytułowanym Ryszardem Mankiewiczem z Unii Poznań. Triumf świdniczanina był wtedy podwójny, ponieważ Mankiewicz jeździł jedną z najbardziej cenionych w „demoludach” marek, wschodnioniemieckiej MZ 125, a Grześ zmodyfikowaną we współpracy z fabrycznymi mechanikami wueską.

Mocnymi stronami Stanisława Grzesia w wyścigach były niewielka masa ciała, ponieważ ważył zaledwie około 55 kg oraz dobrze przygotowany technicznie motocykl. Sprzęt, którym wówczas jeździli rajdowcy ze Świdnika nie był bowiem oryginalnie przystosowywany do udziału w zawodach. Jak wspomina Stanisław Grześ: Był to pierwszy wyścigowy motocykl tej marki. Zmniejszyliśmy jego wagę przez założenie aluminiowych błotników i zbiornika paliwa, podrasowaliśmy silnik. To nieprawda, że na wueskach nie można było wygrywać zawodów. Po przeróbkach, z silnika 4,5 konnego można było wyciągnąć 12-14 koni. Na samym układzie ssąco-wydechowym zyskiwaliśmy do 4 koni. Do tego zmodyfikowany iskrownik i wiele innych technicznych zmian. Nasi konstruktorzy z hamowni: Jurczyk i Mroczkowski robili z silnikami seryjnych motocykli cuda.

Nawiasem mówiąc oszałamiająca moc 14 koni mogłaby wzbudzić tylko uśmiech współczesnych rajdowców, ale wtedy czasy były inne.

Stanisław Grześ zakończył rajdową karierę w 1983 roku.

70-lecie Avii Głos Świdnika

Artykuł przeczytano 38 razy

Last modified: 26 lipca, 2022

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPod Kowalowem BMW wjechało w motorower. Kierowca ranny
Następny artykułCmentarz żydowski koło Sulmierzyc