KATARZYNA KOTULA: Dokładnie tak jest! Jesteśmy emanacją suwerena. Suweren jest na ulicach, kobiety są na ulicach. Spotykają się wszędzie. W małych miastach, miasteczkach. Co chwila odbieram wiadomości od kobiet, które nigdy nie manifestowały swoich poglądów politycznych, a nawet nie zajmowały żadnego stanowiska, a dzisiaj chcą organizować protesty. Nawet w najmniejszych miejscowościach. Wczoraj w moim mieście, 20-tysięcznym Gryfinie, było na ulicach 1000 osób. Organizowałam tam Czarny Protest w 2016 roku i nawet wtedy nie było tylu kobiet.
Najważniejsze, że to jest głos kobiet. Młodych, matek, kobiet w średnim wieku, kobiet starszych. Wszystkie je widzimy na tych protestach. Nastolatki są bardziej radykalne od nas. Mówią wprost: one tutaj dzieci rodzić nie będą. Są też zupełnie niesłyszane przez Prawo i Sprawiedliwość matki osób z niepełnosprawnościami. 95 proc. samotnych opiekunów osób z niepełnosprawnościami w Polsce to kobiety. Dlatego, jeżeli one ponoszą konsekwencje tego wyboru, to decyzja powinna należeć do nich. Ona nie może należeć do polityków. My w ogóle nie powinniśmy prawem tego regulować.
Jakoś to uregulować trzeba. Nie ma chyba kraju, który by sprawy aborcji nie regulował.
No dobrze: w świecie idealnym nie musielibyśmy tego regulować. W świecie kreowanym przez Prawo i Sprawiedliwość będzie można powiedzieć, że w Polsce mamy tylko 55 aborcji, podczas gdy naprawdę będzie ich wciąż 150 tysięcy. To jest po prostu hipokryzja. PiS myśli chyba, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawi, że aborcja zniknie. Nie zniknie. Przecież kliniki za granicą już dzisiaj oferują kobietom dłuższe godziny pracy, zniżki…
Obsługę w języku polskim…
PiS cynicznie nie dopuściło do tej debaty, bo gdybyśmy chociaż mieli okazję porozmawiać, to przecież byśmy to wszystko powiedzieli. Po prostu postanowili sobie kilka spraw ugrać, rozpalając ten konflikt na nowo.
Na razie nie wygląda, żeby ugrali cokolwiek.
Myślę, że – po pierwsze – jest to próba zmarginalizowania Konfederacji, której cały czas rośnie w sondażach. To jest próba postawienia się po tej skrajnie prawej stronie i zabetonowania. Kaczyński mówi: „tak jak obiecaliśmy, będziemy walczyć o życie płodów nienarodzonych, choćby za cenę krwi kobiet”. To, że w wyniku tej decyzji kobiety będą umierać – to kwestia czasu. O tym otwarcie mówią lekarze. Donoszenie ciąży w przypadku poważnej wady genetycznej czy ciężkiego uszkodzenia płodu może być zagrożeniem dla życia kobiety. Kto będzie o tym decydował?
Przesłanka mówiąca o prawie do aborcji ze względu na zagrożenie życia matki nie została wykreślona.
Tak, ale czasami te granice są bardzo subtelne, a poza tym może być już za późno. Opowiem pani historię mojej bardzo bliskiej przyjaciółki, która dała mi pozwolenie na przytaczanie jej przykładu. To się wydarzyło kilka miesięcy temu. Trzydziestoparoletnia kobieta, matka dwójki dzieci zaszła w trzecią ciążę. 5 miesiąc, a więc ciąża już zaawansowana. I diagnoza lekarza: USG wskazuje, że nie wykształciły się nerki i pęcherz moczowy. Sprawa jest oczywista. Trafiła do szczecińskiego szpitala, a lekarz odmawia jej aborcji, bo zasłania się klauzulą sumienia. Przez 5 dni stosuje wobec pacjentki procedury, na które ona się nie zgadza próbując wymusić sytuację, która pozwoli podważyć legalność aborcji.
Czyli przeciąganie sprawy.
W tym przypadku chodziło głównie o procedury medyczne, które miały na celu wypełnienie pacjentki płynem. Tu nawet nie chodziło o odwlekanie, tylko o torturowanie pacjentki, która nie miała świadomości jakie są jej prawa. Dopiero po interwencji Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i mojej pacjentka dostała do ręki informacje o swoich prawach. Gdy zaczęła walkę z lekarzem – płód obumarł. Cała procedura usunięcia płodu wyglądała tak, że pacjentka dostała tabletkę, poszła do łazienki, dostała tekturowy basen, powiedziano jej, żeby urodziła płód sama w łazience, nie patrzyła na niego i zawołała personel medyczny. Koleżanka, która była z nią przez ten czas w szpitalu prosiła o zgodę, żeby z nią tam wejść, ale jej nie dostała. Powiedziano jej po prostu, że to jest zbyt dramatyczne doświadczenie. Proszę sobie wyobrazić jaki to jest dramat dla kobiety, jeśli może tak bardzo poruszyć osoby postronne. Prawo do aborcji jest prawem wyboru. Mam koleżanki, które były w ciąży w której stwierdzono zespół Edwardsa i zdecydowały się urodzić.
Mam wrażenie, że część propagandy idzie w kierunku: do tej pory był nakaz aborcji w przypadku wad embriopatologicznych.
My zawsze o tych tematach rozmawiamy na bardzo wysokich emocjach. Ja uważam, że idealnym sposobem jest wysłuchanie publiczne, gdzie do głosu dochodzą kobiety, lekarze, specjaliści. Moglibyśmy na przykład rozmawiać z genetykami, którzy by nam opowiedzieli o tendencjach rozwoju występowania wad genetycznych. Statystyki wskazują, że pewnych wad jest więcej, na przykład wad cewy nerwowej. O tym kobiety dowiadują się późno. Jeśli chodzi o większość wad letalnych, to one są wykrywalne w zwykłym USG 3D, które teraz jest już bardzo popularne. To nie jest tak, że potrzeba jakiś bardzo zaawansowanych badań do tego. Badania następują dopiero po takim USG, kiedy coś wygląda niepokojąco.
Premier zapowiada, że badania będą dostępne.
Ja już słyszę głosy, na przykład pani Emilewicz, że należałoby ograniczyć badania prenatalne. A premier powiedział tak tylko dlatego, że widzi co się dzieje.
Teraz mamy już chyba najbardziej restrykcyjne prawo aborcyjne w Europie.
Tak. Watykan, Malta i Polska. To są te trzy państwa. Prawo i Sprawiedliwość pod rękę z Kościołem, nie pytając nikogo, zrobiło nam tutaj Watykan.
Co dalej? Nie widać wyjścia.
Warto rozważyć niepublikowanie. Poczekać aż opadną emocje i wrócić do tej rozmowy. Dla nas, Lewicy, sprawa jest jasna: trzeba prawo liberalizować, a nie zaostrzać. Chcemy pełni praw kobiet bez żadnych kompromisów. Prawica chyba nie rozumie, że to wahadło zawsze się wychyla w drugą stronę. Najlepszym przykładem jest Irlandia. Irlandki przeszły całą drogę od pełnego zakazu do pełni praw reprodukcyjnych. Prawdopodobnie nas też to czeka.
Tylko żeby to osiągnąć, trzeba wygrać wybory.
No, tak to jest warunek niezbędny. Ale wróćmy do tego co dalej. Odłóżmy rozważania nad tym czy ten Trybunał jest legalny czy nie. Wiadomo, że niezależnie od tego, co sobie na ten temat powiemy, lekarze i tak będą się stosować do tego orzeczenia, bo nie będą chcieli ryzykować odpowiedzialności. W mojej ocenie PiS zrobiło o krok za dużo i już to wie i jest przerażone tą ogromną mobilizacją na polskich ulicach. Dzwoni do nas cały świat, politycy i dziennikarze. Przed chwilą rozmawiałam z Europejską Grupą na Rzecz Praw Rozrodczych, rozmawialiśmy z parlamentarzystami z całej Europy. Wszyscy chcą nam pomóc. Będziemy apelować do Parlamentu Europejskiego o interwencję. Świat to widzi i nie wierzy, że to jest możliwe w środku Europy.
Ale Unia Europejska nie może ingerować w prawa rozrodcze.
Tak, ale jestem przekonana, że razem z instytucjami unijnymi jesteśmy w stanie wypracować jakieś rozwiązania, które będą narzędziem realnego nacisku na rząd. Rzeczywiście te instytucje mogą tylko opiniować. My w Sejmie chcemy też złożyć projekt ustawy. Zdecydowaliśmy się na projekt obywatelski także po to, żeby zbierać podpisy, rozmawiać z ludźmi, ale także dlatego, że wtedy Sejm ma 4 miesiące, żeby projektem się zająć. Nie może go wrzucić do zamrażarki tak jak nasz, poselski. Nam zależy na debacie.
Czytaj także: „Jesteśmy wkurwieni!”. Czy protesty w obronie kobiet mają szansę coś zmienić?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS