W grudniu tego roku Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu przyjął jej imię. Rok temu rzeźba Magdaleny Abakanowicz została najdroższym dziełem sztuki sprzedanym na aukcji w Polsce. A gdyby koronawirus nie zamknął muzeów, jesienią otwarto by jej wystawę w londyńskim Tate Modern. – To jak nałożenie kardynalskiego kapelusza na głowę artysty – mówi marszand Andrzej Starmach.
Najpierw był sport
Światowe zainteresowanie sztuką Abakanowicz rośnie i znów najwięcej mówi się o pracach, które artystka uznała kiedyś za swoje przekleństwo.
„Abakany przyniosły mi sławę światową, ale obciążyły sobą jak grzechem, do którego nie wolno się przyznać. Bowiem uprawianie tkactwa zamyka drzwi do świata sztuki” – mówiła.
– Tkaniny Abakanowicz to dzieła pionierskie, rewolucyjne, ale patrząc na nie dziś, zobaczymy coś jeszcze, nie tylko nowy nurt, który narodził się dzięki nim w sztuce, ale i siłę, którą odkrywamy dopiero teraz – mówi Ann Coxon z Tate Modern, która pracowała nad wystawą dzieł Abakanowicz.
A przecież mogło być tak, że Abakanowicz wcale nie zostałaby artystką. W Falentach, w dworku, w którym przyszła na świat, zajmowanie się sztuką uważano za rzecz raczej niepoważną. Czternaście lat później, gdy przeniosła się z rodzicami do pobliskiej Warszawy, uprawiała sport – skakała w dal, biegała. W 1948 r. ze sztafetą zdobyła mistrzostwo Polski, 20 lat później też będzie zdobywać medale, ale już artystyczne.
Tymczasem nie przyjęto jej na wydział rzeźby warszawskiej ASP. Dostała się na malarstwo. I nie czuła się tam szczęśliwa. „Nauka sztuki była strasznym rozczarowaniem. Okazało się od razu, że moja wyobraźnia nie daje się nagiąć do obowiązujących reguł i przepisów” – wspominała. „Przepisem na bycie artystą było tworzenie rzeźb z gipsu i gliny; potem, gdy ręce wytrenowały się odpowiednio, można było zaryzykować pracę z cennymi materiałami: marmurem, brązem, czymś szlachetnym”.
– Tkactwem zainteresuje ją artystka Maria Łaszkiewicz. To od niej Abakanowicz dostaje pierwsze krosno – opowiada Małgorzata Santarek z Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Łaszkiewicz namówi ją też do udziału w Biennale Tkaniny w Lozannie. Artyści nadsyłają tam zwykle eleganckie gobeliny, monumentalne obrazy szyte nićmi. Abakanowicz na konkurs wysyła coś kompletnie innego. Jej pierwsze tkane dzieła będą przypominać delikatną białą płaskorzeźbę, abstrakcyjną, wyszywaną grubą przędzą. Z nich rozwiną się obiekty, które nazwie abakanami. Olbrzymie płachty tkaniny, które nie wiszą na ścianach, co odróżnia je od tradycyjnych gobelinów, o nieregularnych kształtach, zawsze trójwymiarowe.
Gdy latem tego roku oglądałem olbrzymie kremowe tkaniny zawieszone w sali warszawskiej Spectra Art Space, czułem się, jakbym zobaczył duchy. Abakany najpierw się widzi, potem słyszy, bo ciężka tkanina tłumi echo rozmów, wreszcie czuje się zapach kurzu i konopnych powrozów.
Abakanowicz była dla nich surowa. „Nie nadają się do dekoracji. Do niczego się nie nadają” – pisała. W latach 60. to była rewolucja. – Te prace wyprzedzą swoją epokę – mówi Ann Coxon i nazywa Abakanowicz „matką chrzestną instalacji”. Czyli metody polegającej na tworzeniu obiektów z rzeczy znalezionych, nienależących dotąd do porządku artystycznego, która wśród artystów drugiej połowy XX wieku będzie tak popularna jak rzeźba czy malarstwo.
Czytaj więcej: Ścięło mnie z nóg. Arkadiusz Jakubik o życiu w czasie pandemii
Znała swoją wartość
To tkaninami w 1962 r. w Lozannie zachwyca publiczność, a trzy lata później w São Paulo zdobywa Grand Prix na Biennale Tkaniny. – Stała się gwiazdą, wtedy festiwale otwierały drzwi do najważniejszych kolekcji – mówi Anna Muszyńska, kuratorka Spectra Art Space Fundacji Rodziny Staraków. Ale Abakanowicz ciągle czegoś brakowało. – Nie odpowiadało jej, że choć zdobywała popularność, to nie traktowano jej jak rzeźbiarki, za którą chciała uchodzić – dodaje Małgorzata Santarek. Dlatego coraz częściej tkaninę wykorzystywała jako materiał, którym okrywała trójwymiarowe rzeźby. Na Biennale Sztuki w Wenecji w 1980 r. pokazała olbrzymie obłe rzeźby zatytułowane „Embriologia”. Odeszła od szycia tkanin, o których napisze: „Abakany były nie w porę”.
W tym czasie zaczyna współpracę z Marlborough Gallery, co otwiera jej drogę do publiczności w Londynie i Nowym Jorku, a paradoksalnie utrudnia funkcjonowanie w Polsce. – Ona nie istniała na Polskim rynku z prostej przyczyny: nikt nie mógł sobie pozwolić na zakup jej prac – mówi Andrzej Starmach, którego galeria współpracowała z Abakanowicz od 1989 r. – Sto tysięcy dolarów za pracę to dla polskiego klienta była wtedy astronomiczna kwota – wspomina. A takie ceny osiągały dzieła Abakanowicz. – Dlatego jej prace trafiały niemal wyłącznie do muzeów – dodaje Starmach. W dodatku kontakt z Polską publicznością utrudniał osobliwy charakter artystki.
– Na początku lat 90. dyrektorka galerii Marlborough zapytała mnie, jak nam się współpracuje z Abakanowicz. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, powiedziała: „Bo jak u nas przychodzi nowy pracownik, to dostaje do opieki Abakanowicz. Jak ją przetrzyma, to dalej już sobie poradzi” – wspomina Starmach. Sam o Abakanowicz mówi, że była stanowcza i konkretna. – Znała swoją wartość – dodaje.
– Była kobietą z żelaza? – pytam. – Była. Inaczej nigdy by tego wszystkiego nie osiągnęła – mówi Starmach.
Z żelaza były też dzieła, które przeszły do historii jako najsłynniejsze – odlewane z metalu ludzkie figury, najczęściej pozbawione głowy. Trafiały do najważniejszych kolekcji świata. Dziś można je zobaczyć w Muzeum Guggenheim w Bilbao, w kolekcji nowojorskiej MoMA, gdzie w 1999 r. Abakanowicz otworzyła swoją solową wystawę.
Ponad sto takich postaci ustawiono w Poznaniu. Kilka jest w kolekcji Rhode Island School of Design. Rzeźbiarz Patrick Strzelec, który wykładał w tej szkole, mówi: – Abakanowicz jest tutaj gwiazdą, choć studentów uczy się przede wszystkim o jej pracach w metalu.
Przypomina też, że w 2005 r. artystka dostała Nagrodę Życia Międzynarodowego Centrum Rzeźby w Nowym Jorku, wcześniej takie nagrody odbierali najwięksi artyści XX wieku, jak Louise Bourgeois czy Robert Rauschenberg.
– Była zapraszana do Białego Domu. Gdy otwierało się Muzeum Guggenheima w Bilbao, zajmowała miejsce obok króla Hiszpanii – wspomina Starmach. Jej prace trafiały do tych kolekcji, które zapewniają nieśmiertelność. Grażyna Kulczyk w swoim muzeum w Susch zadbała o to, by rzeźby Abakanowicz z jej kolekcji miały tam własną komnatę. W zeszłym roku w Miami zaczęła działać olbrzymia galeria rzeźby rodziny Margulies. Metalowe odlewy Abakanowicz są tam eksponowane wśród prac największych rzeźbiarzy.
Jednak w Polsce w ostatnich latach mówiło się o Abakanowicz tylko przy okazji rekordów aukcyjnych, a także po śmierci artystki w roku 2017. Gdy kilka lat wcześniej w warszawskiej Zachęcie pokazano wystawę tkanin, na której wiele miejsca poświęcono Abakanowicz, krytycy powątpiewali, że tkanina artystyczna będzie jeszcze uważana za coś ciekawego.
Siła tkaniny
Jednak życie potoczyło się inaczej. – Zauważamy renesans tkanin Abakanowicz. Widać to choćby po tym, ile prac jest w ostatnich latach wypożyczanych na wystawy – mówi Andrzej Starmach. Anna Muszyńska dodaje, że te prace to dziś rarytasy, o które walczą kolekcjonerzy.
– Tkanina jest niezwykłym materiałem, zapisem historii, którą dopiero poznajemy – tłumaczy Ann Coxon. – Tkanina opowiada o problemach ekologii czy o pracy kobiet, bo to one znacznie częściej sięgały po technikę, którą nie interesowali się mężczyźni – podkreśla.
– Abakanowicz nigdy nie będzie tak popularna jak dawniej Kossak, ale ona nigdy nie chciała być popularna. To po prostu jedna z najważniejszych światowych artystek i najbardziej rozpoznawalnych polskich twórców – mówi Starmach. Eksperci są zgodni, że ceny prac Abakanowicz będą rosnąć. Ale może ważniejsze jest to, że będzie też rosnąć znaczenie jej sztuki.
Cytaty z Magdaleny Abakanowicz pochodzą z tekstu artystki zamieszczonego w piśmie „Konteksty” (nr 3-4, 2006)
Czytaj także: Seryjni mordercy wydają książki, a on nie wyda. Woody Allen zakazany
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS