Parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej przekonują w nim, że bez daleko idących zmian we własnym środowisku nie mają szans na utrzymanie roli lidera opozycji. Pod listem podpisało się 51 parlamentarzystów, m.in. były lider PO Grzegorz Schetyna i obecny wiceprzewodniczący PO Bartosz Arłukowicz. Pod listem podpisali się także Danuta Jazłowiecka, senator z Opolszczyzny, i dwóch opolskich posłów – Tomasz Kostuś i Witold Zembaczyński. Ireneusz Raś, poseł z Krakowa, który także podpisał się pod listem, otwarcie mówi, że jeszcze w tym roku powinny się odbyć nowe wybory szefa partii.
Mariusz Lodziński: Czy nadszedł czas na zmianę przewodniczącego Platformy Obywatelskiej?
Tomasz Kostuś, poseł Koalicji Obywatelskiej, wiceprzewodniczący PO na Opolszczyźnie: Koalicja Obywatelska znalazła się na politycznym zakręcie, co do tego nie mam wątpliwości. Po sześciu latach rządów Zjednoczonej Prawicy poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości jest dwukrotnie wyższe niż poparcie dla Platformy Obywatelskiej. Na pewno musimy zacząć działać inaczej.
Ostatnie sondaże pokazują ok. 30 proc. poparcia dla PiS i ok. 15 proc. poparcia dla PO. A pomiędzy wami jest jeszcze Szymon Hołownia i jego Polska 2050. Najwyraźniej to, co się dzisiaj dzieje w KO, nie podoba się wyborcom.
– Rzeczywiście, w tym czasie wyrósł nam bardzo poważny konkurent w postaci ruchu pana Szymona Hołowni, a po sejmowym głosowaniu z 4 maja nastąpiła całkowita dekompozycja polskiej sceny politycznej. Nie możemy już mówić ani o Zjednoczonej Prawicy, ani o zjednoczonej opozycji. Sytuacja jest bardzo trudna, a jej opis można znaleźć właśnie w liście, pod którym się podpisałem. Ale to nie jest w żaden sposób oznaka buntu, rozłamu czy próba odwołania Borysa Budki. To ważny głos w wewnętrznej dyskusji o tym, co zrobić, żebyśmy byli skuteczniejsi i odzyskali wreszcie zdolność wygrywania. Wyraźnie widać, że nasze ostatnie decyzje nie znajdują aprobaty wśród naszych wyborców. Każdego dnia wszyscy staramy się aktywnie pracować, nie jesteśmy tylko anty-PiS, punktując naszych politycznych przeciwników i pokazując, jak demolują praworządność, ale też nieustannie przedstawiamy nasze pomysły i projekty uzdrowienia sytuacji. Jednak pomimo tych starań i na poziomie krajowym, i na poziomie lokalnym notowania PO są na dość niskim poziomie, a dystans do rywali się powiększa.
Stąd właśnie nasz list, czyli ważny wewnętrzny głos parlamentarzystów nie tylko PO, ale również Koalicji Obywatelskiej, czy posłów i senatorów, którzy nie mają partyjnych legitymacji. Szkoda, że sam list stał się przedmiotem debaty publicznej, ponieważ miał być naszym wewnętrznym stanowiskiem skierowanym nie tylko do przewodniczącego, ale też do całego kierownictwa partii, by podjąć szczerą do bólu dyskusję, która pozwoli na takie przeorganizowanie, dzięki któremu odzyskamy zdolność wygrywania wyborów. Bo w tej chwili nasza wewnętrzna komunikacja, a także komunikacja zewnętrzna pozostawiają wiele do życzenia.
Trudno było liczyć na to, że taki list prędzej czy później nie wypłynie.
– Oczywiście, podpisując się pod czymś razem z 50 innymi osobami, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że prawdopodobieństwo upublicznienia takiego dokumentu jest duże.
Ale też w tym liście nie można wskazać żadnych stwierdzeń, które byłyby próbą rozliczenia czy atakiem na przewodniczącego i ścisłe kierownictwo partii. To – jeszcze raz powtórzę – głos w wewnętrznej dyskusji o przyszłości naszego środowiska. Potrzebny tym bardziej, że w czasach pandemii niewiele jest okazji do bezpośrednich spotkań i takich właśnie dyskusji.
Pod czymś, co stanowiłoby nawoływanie do rozliczeń i wewnętrznej wojny na pewno bym się nie podpisał. Ale też chowanie głowy w piasek i udawanie, że nic złego się nie dzieje, nic dobrego nie przyniesie. Ten list mógł się pojawić także dlatego, że nie jesteśmy tak jak PiS partią autorytarną i wodzowską. Bardzo często otwarcie w różnych kwestiach się spieramy i wierzę, że również tym razem właśnie dzięki dyskusji ta sytuacja nas wzmocni. Pamiętam czasy, kiedy notowania PO były w granicach 12 proc., a notowania Nowoczesnej w granicach ponad 20 proc., i wtedy udało się przezwyciężyć kryzys, także poprzez wewnętrzny spór, który jednak nie był dewastujący, tylko budujący. Ale musimy też w sposób jasny i skuteczny zacząć komunikować się z naszymi wyborcami, bez tego naszą przyszłość widzę raczej mało optymistycznie.
A dyskusja jest potrzebna, ponieważ Koalicja Obywatelska musi się odnaleźć w zupełnie nowej sytuacji politycznej w Polsce.
– Dzisiaj mamy rzeczywiście rozdrobnioną i skłóconą opozycję i dość szczególną sytuację po stronie Zjednoczonej Prawicy, gdzie jeden z koalicjantów konsekwentnie kwestionuje Europejski Fundusz Odbudowy i Krajowy Plan Odbudowy, a więc środki unijne, na które czekają Polacy.
Siłą opozycji do tej pory była i cały czas wierzę, że wciąż jest, właśnie ta różnorodność naszych wrażliwości i bogactwo różnych doświadczeń. Na tym powinniśmy budować przyszłość.
Opozycję podzieliło sejmowe głosowanie z 4 maja właśnie nad Krajowym Planem Odbudowy. Lewica i parlamentarzyści Szymona Hołowni głosowali za razem z PiS, a Koalicja Obywatelska, która wytyka Solidarnej Polsce bojkotowanie unijnych uzgodnień, wstrzymała się od głosu. Tej jasnej komunikacji z wyborcami, o której pan mówi, z pewnością to nie pomogło.
– Nie chciałbym tworzyć wrażenia, że przygotowanie listu, o którym rozmawiamy, było efektem właśnie tego, co wydarzyło się 4 maja. Jednak w tym głosowaniu jak w soczewce widać, że tej komunikacji wewnętrznej, ale przede wszystkim tej zewnętrznej, zabrakło. Z jednej strony możemy się spierać, czy na pewno wszystkie kwestie w ramach Koalicji Obywatelskiej dobrze omówiliśmy, ale bez wątpienia przez część naszego elektoratu to głosowanie nie zostało dobrze odebrane, co potwierdzają sondaże.
Naszego stanowiska będę jednak bronił. W polityce ważniejsza niż oglądanie się na sondaże jest konsekwencja. Od dawna jasno komunikowaliśmy, że zagłosujemy za ratyfikacją Krajowego Planu Odbudowy, jeżeli przynajmniej część naszych poprawek zostanie uwzględniona. Najważniejsza była ta dotycząca wpisania do preambuły założeń mówiących o transparentnym i sprawiedliwym podziale środków. A przecież sam prezes Kaczyński głosował za przyjęciem tej poprawki, jednak zabrakło głosów, by przeszła. Były też poprawki pozwalające Najwyższej Izbie Kontroli na coroczne kontrole sposobu wydatkowania tych pieniędzy, zasad wyboru projektów i zwiększenia puli dla samorządów. Żadna z 10 poprawek nie została przyjęta, nie mogliśmy więc głosować za ratyfikacją.
I tak została przegłosowana, a prezes PiS zrealizował swój plan.
– Upiekł trzy pieczenie na jednym ogniu. Odwrócił uwagę od Solidarnej Polski, która głosowała przeciwko, i od konfliktu w rządzie. Zbudował wystarczająco duże zaplecze, żeby ratyfikację przegłosować bez kompromisów, czyli bez wprowadzania poprawek, które przede wszystkim miały zapewnić uczciwy i sprawiedliwy podział unijnych funduszy, tak by trafiły one do wszystkich, a nie tylko do wybranych, czyli swoich. Bo takie doświadczenia mamy przecież z Funduszem Inwestycji Lokalnych.
Wreszcie doprowadził do wyłomu Lewicy, co skłóciło opozycję. Nie ukrywam, że po głosowaniu byłem zły, bo mieliśmy okazję przyprzeć PiS do muru i wymusić na nim wprowadzenie choć kilku istotnych zmian. Z powodu zachowania Lewicy to się nie udało.
Koniec marzeń o wielkim froncie opozycyjnym w kolejnych wyborach parlamentarnych?
– Jak mówiłem, nie ma już Zjednoczonej Prawicy i zjednoczonej opozycji. Przy czym Zjednoczona Prawica sobie poradzi, bo nic tak nie integruje jak polityczne konfitury, stanowiska i władza. Ale też wspólny wróg, w myśl zasady: jak oddamy władzę, to nas rozliczą.
Natomiast jeżeli takich sytuacji w opozycji będzie więcej, wizja, że PiS będzie rządziło też trzecią kadencję, staje się bardzo realna.
By tego uniknąć, opozycja musi ze sobą współpracować, a nie obrażać się na siebie. Stąd właśnie nasz list do kierownictwa Platformy, bo jeżeli jeszcze nasza partia zacznie się dzielić, przyszłość stanie się naprawdę czarna.
Ruch, który tworzy prezydent Warszawy i wciąż wiceszef PO Rafał Trzaskowski, to nie jest dowód na to, że zaczynacie się dzielić?
– To kluczowa kwestia. Do niedawna sytuacja wydawała się prosta. Koalicja Obywatelska ogniskuje scenę partyjną na poziomie krajowym i regionalnym, a drugim filarem jest ruch społeczny Rafała Trzaskowskiego, który miał ogniskować energię samorządów i organizacji pozarządowych czy szerzej – segment obywatelski. Bo przecież nie wszyscy chcą działać pod szyldami partyjnymi. Nie konkurujemy, tylko się wzajemnie uzupełniamy.
Wierzę, że takim założeniem to się zakończy.
Ale może się okazać, że Rafał Trzaskowski stworzy konkurencyjny projekt.
– To byłby bardzo zły scenariusz. Jeżeli dodamy do tego jeszcze listę Polskiego Stronnictwa Ludowego wzmocnioną takimi nazwiskami jak Bronisław Komorowski, listę Szymona Hołowni, który w sondażach ma stabilne 20 proc., to nie pozostanie nam nic innego, jak zgaszenie światła. Biorąc pod uwagę ordynację wyborczą i system liczenia głosów, o tym, że wygramy wybory z PiS, będziemy mogli zapomnieć.
To truizm, ale razem możemy więcej, tak jak udało się z Senatem. Poszliśmy do wyborów razem i je wygraliśmy. Dlatego jeszcze raz wracając do listu skierowanego do władz PO, mamy ostatni moment na to, żeby się ogarnąć i odzyskać siłę do wygrywania wyborów. Liczę na doświadczenie i mądrość kierownictwa Koalicji Obywatelskiej i Rafała Trzaskowskiego, którzy na taki podział nie pozwolą.
Trzeba też pamiętać, że do głosowania nad ratyfikacją Krajowego Planu Odbudowy po odrzuceniu projektu przez Senat zapewne wrócimy w Sejmie. Jakaś zadra jest, ale nie możemy już z innymi opozycyjnymi ugrupowaniami dyskutować o przeszłości, tylko musimy myśleć o przyszłości. Tak jak to podkreślamy w liście, pod którym także się podpisałem. Jeżeli ma dojść do negocjacji z PiS, to musimy uczestniczyć w nich wszyscy – mam tu na myśli przedstawicieli partii opozycyjnych – albo nie uczestniczy w nich nikt.
Wyobraża pan sobie polską scenę polityczną bez Platformy Obywatelskiej?
– Śmierci politycznej się nie obawiam, jesteśmy zbyt dużą partią, zrzeszającą tysiące działaczy, samorządowców, eurodeputowanych. Wszyscy jednak oczekują, że w końcu przyjdą sukcesy. Jeżeli nie zareagujemy szybko, to po pierwsze, będzie o nie niezwykle trudno, a po drugie, poziom rozczarowania będzie wzrastał, przez co część naszych sympatyków może zacząć pokładać nadzieję gdzie indziej. To z kolei doprowadzi do naszej marginalizacji. Żeby przed nią uciec, niezbędne jest wypracowanie porozumienia dającego ogólne przekonanie, że zmierzamy we właściwym kierunku, zmiany są konieczne.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS