Tekst ukazał się w “Tygodniku Trójmiasto” 26 czerwca 2009 r.
I nie będzie pomnika – grzmi inżynier. – Wszystkich, którzy chcą robić pomnik, a nie gadają, zapraszam do Stoczni.
Drewniany krzyż, ustawiony przez strajkujących w miejscu, gdzie zginęli stoczniowcy w grudniu 1970 roku. Jednym z żądań strajkowych była budowa Pomnika Poległych Stoczniowców, który został odsłonięty w grudniu 1980. Fot. Zygmunt Błażek/Ze zbiorów ECS
Dwa miesiące później pomnik stanął. Trzy wysokie krzyże, na nich kotwice. Stanął przed stoczniową bramą, w miejscu, gdzie 16 grudnia 1970 zginęli Kazimierz Stojecki, Jerzy Matelski, Andrzej Perzyński i Stefan Mosiewicz.
Władysław Knap, inżynier ze stoczni, uczestnik strajku sierpniowego, wieloletni przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Pomnika zmarł w Gdańsku 9 czerwca 2009 r.
Który to pan Knap?
– Ojciec urodził się za Bugiem, w Cegielni. Miał sześć lat, gdy widział, jak na progu domu NKWD morduje jego ojca, a mojego dziadka – opowiada Krzysztof Knap, syn Władysława, 38-latek mieszkający dziś w New Jersey w USA. – Rodzina była dość zamożna, dziadek był pracownikiem lasów. Gdy w 1945 r. przyjechali do Gdańska, tylko babcia z moim tatą i jego siostrą, klepali już biedę. Ojciec skończył I Liceum, to przy stoczni. Od razu po maturze chłopak z liceum poszedł do stoczni pracować jako robotnik, żeby pomóc finansowo rodzinie.
Był pomocnikiem spawacza, wieczorowo robił technikum budowy okrętów. Potem, też wieczorowo, skończył Politechnikę Gdańską. Od połowy lat 70. zaczął awansować. Został specjalistą w Wydziale Zaopatrzenia, doszedł do stanowiska zastępcy szefa wydziału.
– 14 sierpnia 1980 nie wrócił do domu, miałem wtedy 10 lat – wspomina Krzysztof Knap. – O godz. 14 przyszła do domu mama, też pracowała w stoczni, w Wydziale Magazynów, i powiedziała nam, że jest strajk. Do końca sierpnia tata przyszedł do domu tylko na jedną noc, dostał przepustkę strajkową.
Po podpisaniu porozumień sierpniowych zapadła polityczna decyzja: powstanie pomnik upamiętniający robotników zamordowanych w Grudniu 1970. Plac, wówczas zwany po prostu zajezdnią tramwajową, miał już swoją historię. Drewniany krzyż stoczniowcy postawili w tym miejscu już w czasie strajku. A pod nim przez cały strajk zbierały się tłumy gdańszczan wspierających protest, kibicujących rozmowom z władzami.
Pierwszym przewodniczącym Społecznego Komitetu został Henryk Lenarciak. Na pomysł, żeby do tej grupy dokooptować Knapa, wpadł dyrektor stoczni Klemens Gniech. Do budynku wydziału przyszedł Wałęsa i zapytał: – A który to pan Knap?
Razem poszli do Gniecha. Dyrektor powiedział krótko: Knap, ty masz głowę, to kombinuj. Nic mnie więcej nie obchodzi.
Wydział Zaopatrzenia był kluczowy dla stoczni, bo w warunkach PRL-owskiej gospodarki zdobycie materiałów graniczyło z cudem. A przez ręce Knapa przechodziło wszystko, od blach, po silniki do budowy statków. Zaczął kombinować. Kilka lat temu wspominał: – Pamiętam, jak dwadzieścia osiem wagonów zamówionej stali z huty zostało zatrzymane pod Miłobądzem. Przez dwa dni nie wiedziałem, gdzie zginęły po drodze. Wsady do tych blach były kupowane za przydziałowe dewizy.
Krzysztof Knap: – Od sierpnia do grudnia, gdy pomnik budowali, ojca prawie w domu nie było. Zaangażowany był w to bardzo mocno. Czasami aż za bardzo emocjonalnie reagował. Bez tych materiałów, które zdobył, pomnik by nie powstał.
Wiesław Szyślak, projektant, architekt, członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika: – Są czasy, w których dyplomacja nie przynosi efektów. Knap był przebojowy, przedsiębiorczy, potrafił walnąć pięścią w stół. Prężny, zdecydowany, parł do przodu. Pracował na takim stanowisku, że musiał mieć siłę przebicia, w czasach centralnego planowania zdobywał materiały, jeżdżąc po różnych przedsiębiorstwach, dając prezenty.
Szepcą sobie do uszu wieści
Bogdan Pietruszka, inżynier z Działu Kadłubowego, miał zacięcie artystyczne i to on stworzył pierwszy szkic pomnika – cztery monumentalne krzyże, na pamiątkę czterech zamordowanych. W Wydziale Architektury Urzędu Miasta Gdańska zaczęły się burzliwe dyskusje. Stanęło na trzech krzyżach. Wiesław Szyślak, wówczas zatrudniony w Pracowni Architektury Okrętów zaczął rysować wizję Pietruszki na desce kreślarskiej. Określał rodzaj materiałów, przekroje, formę. Zadzwonił do Mostostalu z pytaniem, jaki dźwig mają największy? Jak wysoki pomnik może zaprojektować? Stanęło na 42 metrach.
Do zespołu inżynierów musiał dołączyć rzeźbiarz, żeby zadbać o szczegóły, nadać monumentowi artystyczny wyraz. Miejscy urzędnicy upierali się, że musi to być artysta z legitymacją PZPR. Ale musieli ustąpić Komitetowi. Stanęło na rzeźbiarce i historyku sztuki Elżbiecie Szczodrowskiej i jej mężu, również rzeźbiarzu, Robercie Peplińskim. W ich mieszkaniu – pracowni przy ul. św. Ducha do dziś stoi gipsowy model w skali 1:50.
Cokół – popękana, jałowa ziemia. Krzyże – znak wiary, kotwice – nadziei. W dolnej części siedem reliefów z brązu, na nich 24 postaci ludzkie naturalnej wielkości.
Pepliński pojechał z projektem do ministra kultury i sztuki Wiktora Zina. Powiedział, że na płaskorzeźbach ukazane będzie życie stoczni. Zin: – Proszę uprzejmie, ja się na to zgadzam, ale żadnej wymowy politycznej.
I zatwierdził projekt pod względem plastycznym.
Opowieść na płytach zaczyna się od narodzin Solidarności. Grupa ludzi, wśród nich dziecko, trzymają sztandar. Dalej ludzie dzielą się chlebem. Rolnicy składają kłosy, robotnicy te kłosy całują. Na jednym z reliefów daty historycznych zrywów narodowościowych, robotnicy szepcą sobie do uszu wieści, o których nie piszą reżimowe gazety. Cztery kobiety płaczą pod wierszem Czesława Miłosza “Który skrzywdziłeś człowieka prostego…”.
Dźwigowy mdleje, spawacz zatruty
Prace nabrały tempa, gdy do komitetu dołączył Knap, przeniósł “sztab” z Energopolu do stoczni, spotykali się dwa razy w tygodniu. Pracowali w szalonym tempie, dzień i noc, żeby zdążyć na rocznicę 16 grudnia. Artyści robili modele płyt, odlewem zajęli się pracownicy firmy Żeliwiak – młody giser Rysiek Urban, majster Antoni Abraham, kilkudziesięciu czeladników. Małą architekturę wokół pomnika projektowali Szczepan Baum i Wojciech Mokwiński. Stoczniowcy spawali krzyże. Grube blachy “osiemnastki” u podstawy, wyżej “szesnastki”, na szczycie “ósemki”, ze względów wytrzymałościowych.
W grudniu przyjechał dźwig i rozpoczęło się stawianie pierwszego krzyża. Wichura, śnieg i grad, ustawienie kolosa wydawało się niemożliwe, “tańczył” na wietrze w tę i z powrotem. Gdy krzyż w końcu stanął, dźwigowy wyszedł z maszyny cały spocony i zemdlał.
Ustawiła się kolejka stoczniowych spawaczy. Spawać trzeba było też wewnątrz konstrukcji i pierwszy robotnik zaczął się dusić gazami. Po dziesięciu minutach koledzy wyciągnęli go przez niewielki otwór linami na zewnątrz. Ledwo oddychał, wymiotował. Po nim wchodził następny, na kolejne dziesięć minut.
– Taka sroga zima trwała przez cały grudzień – wspomina Jerzy Borowczak, jeden z trzech robotników, którzy wywołali sierpniowy strajk. – Regularnie przyjeżdżał Tadeusz Fiszbach, pierwszy sekretarz KW PZPR w Gdańsku. On, tak samo jak Gniech, kibicował naszej sprawie. Ale któregoś dnia koledzy złośliwie zabrali go wysięgnikiem na samą górę pomnika i przytrzymali tam dobre dwadzieścia minut. Sekretarz, w cienkim paltociku, zmarzł na kość.
Zdążyli. Na oficjalne odsłonięcie kolosa przyjechały tłumy, może sto tysięcy osób. Ludzie zablokowali ulice, stali aż pod dworcem PKP, milczeli. O godz. 17 przy wtórze syren i kościelnych dzwonów Daniel Olbrychski odczytał apel poległych. Poświęcono sztandar Solidarności, złożono wieńce. Po odśpiewaniu hymnu narodowego u stóp pomnika zaległy tysiące kwiatów.
Płaskorzeźba na jednej z płyt przedstawia bosego chłopca pod ciemną bramą. Dlaczego jest bosy?
– Jeżeli człowiek kocha swoją ziemię, to po niej chodzi boso – wyjaśnia Pepliński.
Dlaczego ręce ma podniesione?
– Boi się następnego uderzenia.
Pomnik Poległych Stoczniowców w Gdańsku Fot. Janusz Bałanda Rydzewski
To był wojownik
Uderzenie przyszło blisko rok po odsłonięciu pomnika, 13 grudnia 1981 r.
– Ojciec dalej pracował w stoczni, zaangażował się w działalność podziemną, wydawał książki i bibułę – wspomina syn Władysława Knapa.
Pewnego dnia przyszli do niego esbecy i zażądali dokumentacji pomnika. “Pomnik się rozbierze i nie będzie problemu” – poinformowali go.
Knap odpowiedział: – Panowie, nie zrobicie tego, bo to jest niemożliwe. Pamiętajcie, że przez całą ulicę Jana z Kolna jest przeprowadzony rurociąg, ma sączki zabezpieczające, jak zaczniecie majstrować, to wszystko wysadzicie w powietrze. Nie radzę.
Henryk Lenarciak, Czesław Miłosz i prałat Henryk Jankowski pod pomnikiem Poległych Stoczniowców w czerwcu 1981 r. Lenarciak pokazuje nobliście swoje dzieło. Za nim widoczny Lech Wałęsa z żoną Danutą
We wrześniu 1985 r. został aresztowany. Za nielegalną działalność wydawniczą dostał cztery lata. Wyszedł po dwóch miesiącach – życzliwa lekarka przekonała komisję lekarską, że z powodu problemów ze wzrokiem dalszy pobyt w więzieniu grozi mu śmiercią. Gdy był na Kurkowej, zmarła jego matka. W tajemniczych okolicznościach: miała chore kolana, nie wychodziła z domu, tymczasem jej ciało znaleziono w krzakach na ulicy. Nie wypuścili go z więzienia na pogrzeb.
– Odsiadka tylko rozsierdziła ojca – opowiada Krzysztof Knap. – Już nie tylko działał w podziemiu, ale zaczął chodzić na wszystkie demonstracje, czego dotąd nie robił.
Władysław Knap pracował w stoczni do lat 90. I obserwował, jak pomnik, do którego powstania się przyczynił, staje się najbardziej rozpoznawalnym miejscem w Gdańsku. Dla zachodnich turystów jest bardziej znany od Bazyliki Mariackiej. Tu pielgrzymują z kwiatami gdańskie młode pary, znani artyści i głowy państw. Odwiedzali go George Bush, Margaret Thatcher, Czesław Miłosz, Richard von Weizsäcker, Jane Fonda…
Najważniejsza wizyta miała miejsce w czerwcu 1987.
Papież Jan Paweł II klęczący przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców 12 czerwca 1987 roku Fot. Janusz Uklejewski
– Pusto i cicho, tłum ludzi stoi w milczeniu – wspomina abp Tadeusz Gocłowski w wywiadzie rzece z Barbarą Szczepułą. – Papież wysiada, ja też, tylko my dwaj idziemy pod pomnik. To są ludzie przywiezieni przez SB – wyjaśniam Ojcu Świętemu szeptem. Stąd ta cisza. – Opatrzność Boża nie mogła sprawić nic lepszego, bo w tym miejscu milczenie jest krzykiem – również półgłosem odpowiedział Jan Paweł II. Pomodlił się przez chwilę, złożył kwiaty pod pomnikiem i pojechaliśmy dalej. Do Oliwy na obiad. Ojciec Święty udał się natychmiast do kaplicy i odprawił tam drogę krzyżową, choć wszyscy zaproszeni na obiad czekali.
Z tamtego wydarzenia zachowało się słynne zdjęcie – papież modlący się pod pomnikiem, w tle ściana ludzi odwróconych do niego plecami. Władysław Knap, tak jak inni gdańszczanie, nie mógł tego zobaczyć na własne oczy, bo esbecy stworzyli kordon wokół papieża właśnie po to, żeby oddzielić go od wiernych. Do końca życia Knap stał na czele Społecznego Komitetu Budowy Pomnika, który działa nieprzerwanie, legalnie bądź w podziemiu, od 1980 r.
Pomnik poległych stoczniowców. W 2000 roku monument iluminowano. Obecnie tuż obok powstaje Europejskie Centrum Solidarności Fot. Piotr Jakubiak
Grażyna Goszczyńska z Europejskiego Centrum Solidarności: – Poznałam go w Gdańskiej Galerii Fotografii trzy lata temu, na wystawie poświęconej placowi Solidarności. Był typem ideowca, sprawy pomnika wciąż go żywo poruszały. Musiał mieć naturę wojownika, skoro udało mu się doprowadzić budowę do końca w tak niezwykle krótkim czasie.
DOROTA KARAŚ, MAREK WĄS
Korzystaliśmy ze wspomnień Władysława Knapa, Elżbiety Szczodrowskiej i Roberta Peplińskiego, które ukazały się w książce “Niepokora. Artyści i naukowcy dla Solidarności 1980-1990”, przygotowanej przez Muzeum Narodowe w Gdańsku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS