A A+ A++

Zbigniew Boniek jako prezes PZPN-u wymyślił formułę finału krajowego pucharu rozgrywanego zawsze 2 maja w tym samym miejscu – na PGE Narodowym. Wielki finał Fortuna Pucharu Polski już we wtorek o godz. 16, transmisja w Polsacie Sport, Polsacie i na Polsat Box Go.

Michał Białoński, Polsat Sport: Zestaw drużyn w finale Fortuna Pucharu Polski w tym roku jest wręcz wymarzony. Zmierzą się przyszły mistrz i wicemistrz Polski. Obie drużyny jednocześnie są po lekkich przejściach. Raków ogłosił koniec ery Marka Papszuna, którego zastąpi Dawid Szwagra. Jak pan ocenia sytuację w Rakowie?

Zbigniew Boniek, wiceprezydent UEFA: Podobnie jak z rozpadem małżeństwa, różne mogą być tego skutki. Gwałtowne, kłótnie przed sąsiadami, ale też ludzie inteligentni potrafią się rozejść z klasą i tak właśnie postrzegam rozstanie trenera Papszuna z Rakowem. Wszyscy nabrali trochę wody w usta. Zakomunikowali, że to koniec. Natomiast pytanie, dlaczego tak się stało? Wydaje mi się, że właściciel klubu Michał Świerczewski uchylił rąbka tajemnicy, mówiąc, że Raków chce grać Polakami, budować drużynę od spodu, stawiać na młodzież itd. Nie da się ukryć, że co roku właściciel musi dokładać do drużyny potężne miliony euro.

Natomiast na finał Pucharu Polski nie będzie to miało żadnego wpływu. Gra drużyna, która kończy pewien etap. Dopiero później przyjdzie nowy trener i będziemy analizować jego pracę.

Na razie Dawid Szwarga został przyjęty wręcz entuzjastycznie.

My się potrafimy w kimś bardzo szybko zakochać, ale też równie błyskawicznie odkochać. Wystarczy, że ktoś powie dwa-trzy mądre zdania, dobrze je skonstruuje, dołoży trochę elokwencji, nowoczesności i już nas „kupił”. Natomiast proza codziennego życia, zarządzanie szatnią i piłkarzami wcale nie są takie proste.

Natomiast nie mam wątpliwości, że finał Pucharu Polski sam w sobie jest bardzo ciekawy. Faktycznie, zmierza się w nim prawdopodobnie mistrz z wicemistrzem kraju, jest to mecz o wielką stawkę. Historię klubów buduje się zdobywaniem tytułów i to jest wielkie spotkanie. Legia będzie miała wielką chęć, by zdobyć to trofeum. Zdobywając Puchar Polski przechodzi się do historii, a poza tym zyskuje się prawo startu od drugiej, a nie pierwszej rundy eliminacji do Ligi Konferencji. Tym bardziej warto ten finał wygrać.

Muszę powiedzieć, że sam jestem ciekawy, kto wyjdzie zwycięsko z finału.

Legia rozgromiła u siebie częstochowian i wydawało się, że wyścig o mistrzostwo Polski będzie jeszcze bardziej emocjonujący. Później jednak podopieczni Kosty Runjaicia stracili pięć punktów w meczach z Miedzią i Wartą. To bardzo zastanawiające potknięcia dla drużyny tej klasy co Legia. Gdy Legia ściągała z Pogoni trenera Runjaicia, to jej celem był krajowy prymat, a nie takie wyniki.

Plany i deklaracje to jedno, a ich wykonanie to coś innego, znacznie trudniejszego. Oglądam z uwagą Legię, która ma kilku ciekawych piłkarzy, ale generalnie nie uważam, żeby ona grała dużo lepiej w poprzednich sezonach. Owszem, teraz częściej wygrywa, ale nawet w spotkaniu z Rakowem, który rozbiła, mecz był bardzo wyrównany. O wyniku zdecydowały błędy indywidualne. Gdy przychodził trener Runjaić, ja też więcej oczekiwałem po Legii. Przede wszystkim pod względem jakości gry. Uważam, że po finale Pucharu Polski w Legii będą się działy ciekawe rzeczy.

Co pan ma na myśli?

Według mnie nie było przypadkiem, że w meczu z Miedzią Legnica, gdy trzeba było gonić wynik, to trener dokonał trzech zmian: zdjął Carlitosa, Josue i Mladenovicia, by wprowadzić za nich trzech młodych Polaków. Taki jest trend. Natomiast nie wiemy wszystkiego, co się dzieje w szatni, kto chce opuścić klub.

Josue ogłosił, że po finale Pucharu Polski powie, jaka będzie jego przyszłość, czy zostanie w Legii. To centralna postać zespołu, jego kapitan. Pan uważa, że to był dobry pomysł, aby opaskę kapitańską powierzyć obcokrajowcowi, który nie jest z klubem związany długim kontraktem na dobre i na złe?

My się szybko zakochujemy, zwłaszcza w zawodnikach zagranicznych. O ile się nie mylę, to pamiętam, że Erik Exposito był kapitanem Śląska Wrocław, a dziś jest na bocznym torze i ostatnio trener Magiera go nieźle podsumował, zweryfikował.

Wracając do Josue, według mnie, drużyna, która jest od niego uzależniona w stu procentach, nie jest drużyną, która będzie miała kontynuację i powtarzalność gry. Josue jest chimerycznym piłkarzem, który dwoma, trzema zagraniami potrafi wyprowadzić piękną akcję, ale też bardzo łatwo się denerwuje na boisku, wchodzi w potyczki słowne z przeciwnikiem, zamiast myśleć o grze. Przede wszystkim ma dwie cechy. Jedną, bardzo dobrą, to technikę użytkową – dużo widzi.

A ta druga cecha?

Motorycznie, pod względem pracy, fitnessu Josue nie wygląda za dobrze na boisku. Oczywiście, prawie każda bramka, jaką zdobywa Legia, rodzi się w głowie i nogach Josue, natomiast uzależnianie się od niego nie jest zbyt dobre. Czegoś mu brakuje do wielkiej piłki. Gdyby był tak dobry, to by przecież nie przyjeżdżał w wieku 30 lat do nas, tylko by grał w silniejszej lidze.

Wiem, że kończy mu się kontrakt i nie wydaje mi się, żeby Legia poszła na wielkie ustępstwa w stosunku do niego. Wydaje mi się, że strategia Legii na następne lata będzie taka, aby bardziej korzystać z Polaków, inwestować w młodych zawodników, a jeśli stawiać na doświadczonego piłkarza, to na takiego, przy którym rzeczywiście młodzież może się uczyć.

Komu pan będzie kibicował w finale Pucharu Polski?

Każdy zwycięzca jest dla mnie dobry. Tak się zastanawiałem, czy nowy trener w Rakowie chciałby wejść na szczyt ze zdobytym tytułem mistrza Polski i stojącym w gablocie Pucharem Polski, czy wolałby, żeby coś na krajowym podwórku po tym sezonie pozostało do zdobycia? Niech to będzie fajne widowisko, niech wygra lepszy i dzieje się dużo dobrego na trybunach. Zobaczymy, kto będzie sędzią, ale wydaje mi się, że wybór jest tylko jeden – Szymon Marciniak. W przyszłym tygodniu nie ma europejskich pucharów, więc na pewno nie będzie nimi zaabsorbowany.

Kibice Legii nie chcieli wejść na finał Pucharu Polski bez oprawy meczowej. Prezes PZPN-u Cezary Kulesza musiał wizytować straż pożarną, by znaleźć consensus. To nie są łatwe tematy. Za pana rządów kibice obiecywali, że będzie spokojnie, po czym odpalane z rakietnic race trafiały w kopułę stadionu.

I jeszcze odpalali je kibice drużyny, która w finale nie brała udziału. Nie jest to łatwe, ale zawsze szliśmy na współpracę z kibicami. Dla mnie kibic nie musi być ministrantem, nie musi być świętym, natomiast nie może być bandytą, a czasami w każdej grupie kibiców są ludzie, dla których jakiekolwiek przepisy, uzgodnienia, zasady nie mają żadnego znaczenia.

Od pierwszego finału na Narodowym mówiliśmy: „Panowie, jeśli chcecie przyjechać z sektorówkami, oprawami, to zapraszamy dzień wcześniej. My to sprawdzimy. Wejdziecie na stadion, dostaniecie herbatę, pieczywo. Zrobimy wam specjalne gniazdo dla prowadzenia dopingu”. Wszystko się bardzo dobrze układało, ale później zaczynał się mecz i okazało się, że kontrola nie była na tyle szczelna, żeby wszystko wyłapać. Kibice przemycali race. Niektórzy uważają, że one są niebezpieczne i czasami tak może być. Pamiętam, jak w sektorze Legii Warszawa palił się czarny dym, przez co ludzie zaczęli panikować.

Współpraca z kibicami nie była łatwa, ale podejmowaliśmy jej ryzyko, co nie zmienia faktu, że na koniec jako związek często byliśmy oszukiwani. Natomiast wydaje mi się, że mieliśmy prawo mawiać się na coś z kibicami, których drużyna grała w finale. Dostawaliśmy czasami po łapach.

Jak się panu podoba trend, który zapoczątkowały Górnik Zabrze i Śląsk Wrocław? Przywróciły do pracy trenerów, których wcześniej zwolniły, odpowiednia – Jana Urbana i Jacka Magierę.

Nie wiem, czy to już trend, czy potrzeba chwili. Nikt nie chce spaść z ligi, tymczasem widmo spadku wisiało nad Górnikiem i wisi cały czas nad Śląskiem. W takiej sytuacji zaczynają się nerwowe ruchy. Nie są to kluby, które mogą sobie pozwolić na angaż kolejnego szkoleniowca, w związku z tym wróciły do trenerów w naszej rzeczywistości zasłużonych, dobrych, których znamy. A czy to będą dobre ruchy, to ocenimy po końcowym efekcie. Nam się zbyt często wydaje, że drużyna wygrywa, bo na ławce dowodzi nią ten, a nie inny, a nie dzięki temu, że ma odpowiednich piłkarzy. Od lat powtarzam, że rola trenera jest szalenie ważna, natomiast on meczów nie wygrywa, tylko w tym pomaga drużynie, a czasami, złymi decyzjami, prowadzi ją do porażki.

Przejdź na Polsatsport.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBrakło doświadczenia — trener Michał Brzozowski komentuje brak awansu do II ligi
Następny artykułAOC Q24G2A – monitor o rozdzielczości QHD i odświeżaniu 165 Hz wkrótce zostanie wprowadzony na rynek europejski