John Gehring, dyrektor narodowego programu społeczne katolików w USA „Wiara i życie społeczne” wystosował list otwarty do kardynała Nowego Jorku Timoty’ego Dolana krytykującego bezkrytyczne poparcie jakie wielokrotnie wyrażał ten hierarcha wobec prezydenta Trumpa. Dolan do licznych wyrazów poparcia dołącza również wyrazy kordialnych i serdecznych stosunków z prezydentem, do którego, jak się wyraził publicznie, dzwoni częściej niż do swojej 90-letniej matki. Ten brak krytycyzmu wobec polityki Trumpa znanego z bezpardonowej krytyki prospołecznej nie tylko swego poprzednika (słynna Obama care, która miała objąć bezpłatną opieką zdrowotną wszystkich Amerykanów) budzi powszechne oburzenie wśród katolików, a wielu z nich podpisało się pod listem Gehringa, który został upubliczniony na pocztku maja.
To oczywiście marna pociecha, że nie tylko my mamy naszych Głódziów, Jędraszewskich, Dzięgów i wielu innych mędrców, którzy skutecznie niszczą demokrację i społeczeństwo obywatelskie, ale…
Nie tylko Polska wydała tak aktywnych seksualnie hierarchów jak abp Juliusz Paetz czy Józef Wesołowski, którzy wykorzystali urząd do zaspokajania przez latach swoich wybujałych apetytów erotycznych. Mogłoby się wydawać, że jednym z powodów fatalnej kondycji tej grupy społecznej są wyjątkowe, polskie uwarunkowania kulturowe, społeczne i religijne. To właśnie niska kultura polskiego katolicyzmu sprowadzona do magicznych i pustych rytuałów sprawia, że biskupów otacza nimb nieomylności i przeświadczenie, że nieustannie pozostają w kontakcie z sacrum. Starannie pielęgnowany syndrom kościoła juliańskiego, a więc pozostającego w ciągłym zagrożeniu doprowadził do tego, że nigdy z uczestników życia politycznego i kulturalnego obawia się by nie zasłużyć na przekleństwo bezbożnika zwalczającego jedyne spoiwo społeczne jakim jest katolicyzm. Okazuje się, że podobne zachowania można spotkać w innych kręgach kulturowych z całkowicie odmienną kulturą polityczną i religijną.
Oto na przykład w Australii, gdzie katolicyzm stanowi mniejszość od lat starania odnowy religijnej paraliżuje hierarcha, który wypisz wymaluj mógłby być ozdobą polskiego katolicyzmu. Chodzi oczywiście o kardynała George’a Pella, którego światowe media pozostające na usługach katolickiego fundamentalizmu ogłosiły męczennikiem liberalno-lewackich sił. Tak stało się również w Polsce. Każdy głos ostrożnego sceptycyzmu wobec niepokalanej jakoby postaci niezłomnego kardynała (np. Adama Szostkiewicza w „Polityce” czy Jarosława Makowskiego w „Newsweeku”) został potraktowany z bezprzykładną gwałtownością, że śmią uczestniczyć w brutalnym linczu na niewinnie oskarżonym. Tymczasem dla samych Australijskich katolików „afera Pella” jest ogromnym kłopotem, który paraliżuje spokojny namysł nad kondycją tamtejszego katolicyzmu. Rzuca też cień na mający się odbyć synod lokalny, do którego od lat przygotowuje się kościół Australijski. Chodzi o to, że Pell niedwuznacznie daje do zrozumienia, że jest ofiarą stronniczych i antyklerykalnych sądów oraz wrogich mu mediów. Nie ma w nim śladu autokrytycznej refleksji, że być może ciążące ciągle nad nim sprawy związane nie tylko z jego własnymi nadużyciami pedofilskimi, ale i z kryciem innych księży pedofilii, będą miały ciąg dalszy w sali sądowej i może się on okazać już nie tak jednoznacznie pozytywne dla niego.
W ostatnich dniach pojawił się jeszcze jeden negatywny bohater kasty biskupiej w USA. Otóż ponad 1000 osób zaangażowanych w różnych organizacjach i mediach promujących wartości sprawiedliwości społecznej i upominających się o godność wszystkich ludzi, wystawało list do biskupa Nowego Jorku, kardynała Timoty’ego Dolana, który wielokrotnie wyrażał publicznie swoje poparcie dla prezydenta Donalda Trumpa nazywając go „najlepszym prezydentem” i „przyjacielem ludzi wierzących” z prośbą by nie tylko odwołał swoje poparcie dla Trumpa, ale by powiedział prawdę o tej prezydenturze. Jak wiadomo w swojej kampanii Trump zapewniał aktywistów pro life, że tylko on może zagwarantować skuteczną realizację ich programów ochrony życia. Zdaniem działaczy społecznych polityka Trumpa nie jest „pro life”, a wręcz przeciwnie, niszczy życie, zwłaszcza ludzi ubogich i emigrantów.
List jest krótki i jasny, właściwie oczywisty. Przypomina sprawy oczywiste, że żaden polityk w pełni nie odzwierciedla nauczania społecznego kościoła, jednak w przypadku Donalda Trumpa rozdźwięk pomiędzy jego poglądami a katolickimi wartościami jest wyjątkowo wyrazisty. Składa się z dwóch akapitów, których lektura może być szczególnie ważna dla polskiego katolika. Pomimo istniejących różnic między Polską a USA, to poglądy Trumpa i Kaczyńskiego są zadziwiająco podobne. Obaj zresztą mają do religii podejście równie cyniczne i wykorzystują ją do celów politycznych.
Kardynał Dolan dał się nabrać na tę polityczną kalkulację, podobnie jak i większość polskich biskupów. I w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z pozorną ochroną życia, której głównym celem jest zdobycie i utrzymanie władzy politycznej. Sygnatariusze piszą do Dolana wskazując : „Twoje ostatnie rozmowy telefoniczne z prezydentem Trumpem i pojawienie się w telewizji Fox News wzbudziły wrażenie, że liderzy katoliccy popierają prezydenta, który podzielił rodziny imigrantów, neguje zmiany klimatyczne, pogłębia podziały rasowe i popiera politykę ekonomiczną, która szkodzi biednym. Polityka Trumpa nie ma nic wspólnego z ‘pro life’. Prosimy mów prawdę wobec władzy i powstrzymaj się nawet od stwarzania pozorów, że biskupi mają jakiś związek z popieraniem tej prezydentury”. W drugiej części autorzy listu są jeszcze bardziej zdecydowani w ocenie prezydentury Trumpa: „Wyjątkowe okrucieństwo tego prezydenta i brak podstawowego szacunku dla ludzkiej godności musi być zakwestionowana. Kiedy przywódcy religijni przywiązują większą wagę do władzy niż do zasad to ryzykują, że utracą czystość moralną konieczną do upominania polityków by dążyli do dobra wspólnego. Wzywamy Ciebie i innych biskupów byście pokazali, ze jesteście zdolni do przywództwa, którego nasz kraj tak bardzo potrzebuje w tym trudnym czasie”.
Warto zapoznać się zarówno z tym listem (tu link: https://drive.google.com/file/d/1X3yUxKSoaFe552xGBnedK7aiF25QsvgL/view) jak i długim spisem popierających go nazwisk. Jest wśród nich uderzająco wiele sióstr zakonnych, zakonnikow i księży jak też katolików świeckich. To właśnie ci sygnatariusze świadczą o żywotności amerykańskiego katolicyzmu, który jest coraz bardziej zmęczony przywódcami, którzy wyraznie nie dorośli do wyznaczonej im przez kościół roli. Muszę przyznać, że przebiegając tę długą listę popierająch jakże słuszny protest mieszania polityki do religii zastanawiałem się dlaczego w Polsce podobne umizgiwanie się niektórych księży i biskupów do obecnej, również destrukcyjnej spolecznei władzy, nie budzi tak powszechnego sprzeciwu jak w USA. A zwłaszcza dlaczego polskigo kleru i biskupów nie stać na krytyczną refleksję na temat korozji wartości moralnych i społecznych w kręgach polskich elit politycznych. Jedyna odpowiedz jaki przychodzi mi do głowy to ta, że wspomniana korozja w równym stopniu dotknęła kościół.
Czytaj też: Do świadomości księży nareszcie dociera prosta rzecz: są na garnuszku wiernych
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS