Niedawno w Willingen przeskoczył samego siebie i zaskoczył wszystkich. Pod koniec stycznia w kwalifikacjach wylądował na 153. metrze i pobił rekord skoczni. Nawet legendarny skok Adama Małysza z 2001 r. był krótszy.
Murańka w tym roku skończy 27 lat. O tym, że ma talent i że kiedyś będzie bił rekordy, mówiło się… już prawie dwie dekady temu. Kiedy miał 10 lat, z Wielkiej Krokwi skoczył 135,5 m. Już wtedy zgłosił się pierwszy sponsor, młody skoczek dostał stypendium. Porównania do Małysza też się szybko pojawiły.
Kiedy miał 13 lat, 4 miesiące i 24 dni, zadebiutował w kwalifikacjach do konkursu Pucharu Świata w Zakopanem.
Pierwsze punkty zdobył natomiast dopiero cztery lata później, w 2012 r. w Lahti. Później wielokrotnie jeszcze startował w zawodach najwyższej rangi, a w 2015 r. był w drużynie, która zdobyła brązowy medal mistrzostw świata w Falun. Jeśli jednak robiło się o nim głośno, to wcale nie z powodu pobijanych rekordów.
Na przeszkodzie do osiągnięcia sukcesów mogły stanąć m.in. problemy ze wzrokiem. Długo zresztą nie chciał się do nich przyznać. Nikomu, nawet rodzinie. Skakał, choć widział coraz mniej. Lekarze mówili potem, że igrał z życiem. W końcu, nieco przypadkiem, choroba wyszła na jaw, skoczek przeszedł operację, dostał specjalistyczne soczewki.
Murańka skakał dalej, ale ciągle nie tak daleko, jak wróżono mu przed laty. I pewnie sam był tym sfrustrowany. Kiedy w 2014 r. nie dostał powołania na igrzyska olimpijskie, napisał na facebookowym profilu, że nie warto mieć marzeń i wkurzony spalił koszulkę z hasłem “Soczi 2014”.
– Często mówi się o tym, że ktoś w młodym wieku jest dobrym czy bardzo dobrym skoczkiem. Jako dziecko Klimek był jednak ewenementem. To, jakie odległości osiągał, było czymś niezwykłym. Doświadczeni zawodnicy i działacze dobrze zdawali sobie wtedy sprawę, że takie skoki niekoniecznie muszą się później przełożyć na dobre wyniki w karierze seniorskiej. Czas pokazał, że ten szum medialny wokół Klimka też nie był do końca dobry. Jednak teraz walczy dalej i znów skacze dobrze w konkursach, prezentuje wysoki poziom – kiwa głową Krystian Długopolski, były skoczek narciarski.
Zadzwoniliśmy też do Krzysztofa Murańki, ojca Klemensa, ale nie chciał się wypowiedzieć.
Nadzieja
Dziś Murańka już nie jest talencikiem do oszlifowania, ale dorosłym mężczyzną, doświadczonym skoczkiem, ojcem dwójki dzieci. Gdy w Willingen pobił rekord skoczni, dał nieśmiały sygnał, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. W sobotnim konkursie co prawda nie zdobył nawet punktu, ale w niedzielnym, mocno loteryjnym, był blisko sprawienia sensacji. Długo prowadził, by ostatecznie zająć czwarte miejsce, najlepsze w historii swoich startów w Pucharze Świata.
Klemens Murańka podczas zawodów Pucharu Świata w Wiśle w 2019 r. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
– Na pewno był to szalony weekend, biorąc pod uwagę warunki. Już, już wydawało się, że Klimek będzie na podium, ale ostatecznie troszkę zabrakło – zauważa Jakub Kot, były skoczek narciarski. – Rekordu skoczni nie bije się jednak przypadkowo, taki skok zostaje w zawodniku. Nazwisko w rubryce “rekordzista” też zostało, a to już dla niego powód do uśmiechu. Gdyby Klimek nie pobił w kwalifikacjach rekordu skoczni, a był w nich np. 45. i wszedł tylnymi drzwiami do konkursu, po czym nagle w niedzielę zająłby czwarte miejsce, można by było mówić, że miał szczęście. Ten rekordowy skok pokazał jednak, że możemy liczyć na Klimka.
Co będzie dalej? Długopolski przestrzega przed zbyt szybkim wyciąganiem wniosków: – To, czy Klimek ustabilizował formę, będzie można stwierdzić dopiero po zakończeniu sezonu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Aczkolwiek to, że stać Klimka na zajmowanie wysokich miejsc, można było zauważyć już podczas sezonu na igelicie. Zimą z jego formą było różnie, ale mam nadzieję, że po Willingen w jego skokach coś „zaskoczyło”.
Ostatnie konkursy w Klingenthal nie były jednak dla Murańki udane. W sobotę był 30., w niedzielę 36. W klasyfikacji generalnej zajmuje 28. miejsce. Wyprzedza go jeszcze pięciu Polaków.
Walka
Już w ten weekend (13-14 lutego) Murańka spróbuje odlecieć na skoczni, na której wszystko się zaczęło. Puchar Świata po niespełna miesiącu wraca do Zakopanego. Według wstępnego kalendarza zawodnicy mieli rywalizować w chińskim Zhangjiakou, ale tamte konkursy zostały odwołane i przeniesione do Polski.
Podczas styczniowej rywalizacji w stolicy polskich Tatr Murańka zajął 27. miejsce. Najbliższe starty będą miały jednak szczególne znaczenie – będą jednym z ostatnich sprawdzianów przed mistrzostwami świata w niemieckim Oberstdorfie (23 lutego – 7 marca). Na skoczni, na której się wychował, Murańka będzie więc bił się o miejsce w kadrze.
– Czy pojedzie na mistrzostwa? To już pytanie do trenera Michala Doleżala. Przypomnijmy sobie, co działo się na początku sezonu. Przecież w Wiśle to Klimek, obok Kubackiego, Stocha i Żyły, wystartował w konkursie drużynowym. Wydawało się, że to sezon, kiedy wreszcie będzie etatowym czwartym skoczkiem w kadrze. Potem miał jednak pewne problemy i do drużyny wskoczył Andrzej Stękała. Z czasem dołączyli Kuba Wolny, Olek Zniszczoł… – wylicza Kot.
Długopolski: – Czy Murańka ma szanse, by na mistrzostwa świata wystąpić w konkursie drużynowym? Wszystko zależy od dyspozycji dnia. Jeśli Klimek zostanie wytypowany do tej piątki, szóstki, która pojedzie na mistrzostwa, to potem w treningach będzie miał szansę na wywalczenie miejsca w drużynie. Miejsca w kadrze na pewno nie będą przyznawane za zasługi, tylko za aktualną formę. Do tej pory tak przynajmniej było u Doleżala.
Kot: – Pamiętajmy, co działo się na mistrzostwach świata w lotach w Planicy. Na treningach Klimek i Olek przegrali z Andrzejem Stękałą i to właśnie on wyjechał stamtąd z brązowym medalem. Walka o miejsce w drużynie będzie bardzo zacięta.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS