– Ufff, jesteśmy na półmetku – odetchnął z ulgą Paweł Molgo, który wraz z Maciejem Martonem od czterech dni toczy ciężką walkę w Kenii na East African Safari Classic Rally 2023.
– Proszę nie dziwić się mojej radości – dodał zawodnik NAC Rally Team. – Choć uczestniczyłem w setkach rajdów terenowych, jeszcze nigdy nie spotkałem się z trasą, która tak bardzo dawałby w kość samochodom i zawodnikom. Nie przesadzam, mówiąc, że walczymy tu o przeżycie!
Na czwarty, środowy etap rajdu złożyły się dwa oesy: SS10 o długości 34,21 km i SS12 o długości 93,44 km. Środkowy SS11 został odwołany ze względu na fatalny stan dróg. Tyle że… dwa inne odcinki, z którymi zmierzyli się zawodnicy, nie wyglądały dużo lepiej.
– Pierwszy prowadził po niewiarygodnych dziurach, przez góry i wioski miejscowej ludności – opowiadał Molgo. – Czuliśmy się jak na prawdziwym Safari, ale zamiast podziwiać widoki, byliśmy skupieni na trasie, bo najmniejszy błąd przynosi tu srogie konsekwencje. Trzeci oes to był już prawdziwy Armageddon! Nie dość, że był bardzo długi, to w jego trakcie nadeszła potężna ulewa, zamieniając jazdę w off-roadową przeprawę. A przypominam – nie jedziemy terenówką z napędem na 4 koła i oponami MT, ale klasycznym, nisko zawieszonym Porsche 911. To była prawdziwa jatka! – słowo, które „sponsoruje” tegoroczną edycję Safari.
Przekonał się o tym między innymi Geoff Bell, jeden z głównych faworytów i dotychczasowy wicelider rajdu, który wylądował swoim Datsunem 240Z w rowie, finiszując w efekcie blisko trzy godziny za najlepszymi załogami i dramatycznie spadając w dół klasyfikacji generalnej.
– Współczuję mu. Dwa dni temu przeżyliśmy podobną „przygodę” – komentował szef NAC Rally Team. – Walka o wysokie lokaty, a nam marzył się wówczas awans do czołowej dziesiątki, oznacza jazdę na granicy ryzyka. Wystarczy jedno potknięcie i priorytety ulegają zmianie… Na jednej z dziur dziś uszkodziliśmy przednie wahacze i od razu auto zaczęło się gorzej prowadzić, wymuszając ściągnięcie nogi z gazu. Jakby tego było mało, złapaliśmy też gumę, a na wymianę koła straciliśmy kilka kolejnych cennych minut. Po ulewie walczyliśmy już tylko o to, by jakoś dotrzeć do mety.
Dla Polaków celem póki co było osiągnięcie półmetka zawodów i upragnionego dnia przerwy, podczas którego będą mogli odbudować swój samochód. Problemem stają się jednak coraz większe deficyty sprzętowe – w ich zapasie została między innymi już tylko jedna przekładnia kierownicza. Choć do Kenii pojechali dobrze przygotowani, nie dysponują jednak takim zapleczem jak choćby stajnia Porsche Tuthill, która obsługuje kilka topowych załóg.
– Przed nami jeszcze cztery dni zmagań. Z pewnością wiele się jeszcze wydarzy. Naszym celem stało się teraz pokonanie wszystkich odcinków rajdu i w miarę możliwości awans w klasyfikacji. Ale trudno cokolwiek przewidzieć, bo 70% trasy to przeprawa, która nie ma nic wspólnego z techniczną, szybką jazdą typową dla rajdów klasycznych. Poznajemy zupełnie inne oblicze Safari i to też jest piękne – podsumował.
Jakub Grochola i Michał Jucewicz (Opel Manta 400) po środowej części zawodów spadli na 43 miejsce.
informacja prasowa
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS