A A+ A++

Pod koniec 2017 roku Korea Północna sama narzuciła sobie coś w rodzaju moratorium na takie próby licząc, że dogada się z Trumpem. To była gra na czas?

– Ostatnia próba jądrowa odbyła się we wrześniu 2017 roku – był to test termojądrowy. Ostatni test rakiety międzykontynentalnej przeprowadzono zaś w listopadzie tegoż roku. Później było dyplomatyczne otwarcie, rozmowy z Koreą Południową. Owo jednostronne moratorium Korea Północna ogłosiła w kwietniu 2018 roku jako gest dobrej woli przed spotkaniem Kim Dzong Una z Trumpem, do którego doszło w czerwcu 2018 roku. To miało przekonać Amerykanów, że Korea Północna zamierza deeskalować sytuację i jest gotowa na negocjacje.

Czytaj też: Ucieczki z Korei Północnej. „Dziewczyny robią operacje plastyczne, żeby wyglądać jak ich rówieśniczki z Południa”

Ale sprawy potoczyły się nie po myśli Kim Dzong Una…

– Dlatego po VIII Zjeździe PPK w styczniu 2021 roku, niemal w przededniu objęcia władzy przez prezydenta Joe Bidena, Korea Północna przestawiła szczegółowy plan rozwoju potencjału nuklearno-rakietowego. Ogłoszono, że będzie rozwijana taktyczna broń jądrowa, pociski międzykontynentalne na paliwo stałe, które można dużo szybciej odpalić, pociski z wieloma głowicami manewrującymi, satelity rozpoznawcze, drony, okręt podwodny o napędzie atomowym, itd.

Wygląda na to, że wraca groźba wojny amerykańsko-północnokoreańskiej, do której przecież było bardzo blisko w pierwszej połowie kadencji Trumpa?

– Korea Północna nie bez powodu po raz kolejny sygnalizuje, że jest gotowa wznowić próby pocisków międzykontynentalnych. To właśnie ich najbardziej obawiają się władze USA, bo na amerykańską opinię publiczną działa bardzo wizja, iż rakiety Kima mogą uderzyć w Kalifornię. Taka zapowiedź ma więc duże znaczenie polityczne. Przez ostatni rok reżim dał sobie w tym względzie na wstrzymanie i bacznie przyglądał się, czy administracja Bidena będzie traktować Koreę Północną jako ważny kierunek polityki zagranicznej USA. Okazało się, że nie jest to priorytet dla nowego prezydenta i przez rok w zasadzie nic się nie działo. Korea Północna przy różnych okazjach dawała wyraz swemu niezadowoleniu, zarzucając, że USA mówią o tym, że chcą rozmawiać, ale nic nie robią w tym kierunku.

Kim Dzong Un grozi, bo chce po prostu zwrócić uwagę Bidena?

– Nie tyle zwrócić uwagę, co wręcz wymusić na Amerykanach rozmowy. Grozi, że inaczej dojdzie do zaognienia sytuacji, być może nawet do takiego stanu jak w 2017 roku. Moment na tego typu żądania jest niezwykle ciekawy, bo Amerykanie są pochłonięci innymi wyzwaniami – rozmawiają z Rosją w sprawie Ukrainy i bezpieczeństwa w Europie, mają też problem z Chinami, które grożą Tajwanowi. Starają się w tym wszystkim sprostać oczekiwaniom sojuszników i partnerów – z Zachodu i Tajwanu. Jeśli Korea Północna sygnalizuje, że w ciągu najbliższych tygodni czy miesięcy będzie eskalować sytuację, to zaangażowania od Amerykanów będą domagały się też Japonia i Korea Południowa. Po Chinach i Rosji kolejne państwo stara się więc rozerwać Stany Zjednoczone. Wszystkie trzy państwa liczą na to, że Amerykanie nie są w stanie tego wszystkiego ogarnąć i że gdzieś pójdą na ustępstwa. Korea Północna nie jest zainteresowana rozmowami dla rozmów. Władze w Pjongjangu chcą, by rozmowy pod szyldem denuklearyzacji dotyczyły tylko ograniczenia zbrojeń i doprowadziły do de facto uznania Korei Północnej za mocarstwo nuklearne. Są prawdopodobnie gotowe wpuścić obserwatorów amerykańskich do swoich ośrodków nuklearnych, ale tylko w zamian za złagodzenie lub wręcz zniesienie sankcji gospodarczych.

W Korei Północnej brakuje żywności, lekarstw, surowców, części zamiennych do maszyn w fabrykach. Skąd reżim ma pieniądze na zbrojenia i kosztowne próby rakietowe? Od początku 2022 roku przeprowadzono już cztery testy rakietowe.

– W sytuacji ograniczonych zasobów reżim dokonuje selekcji tego, co jest dla niego najważniejsze. Źródeł finansowania programów zbrojeniowych jest wiele. Część z nich jak np. wysyłanie siły roboczej zagranicę do Rosji czy Chin, zostało mocno uszczuplonych z powodu pandemii. Amerykanie, którzy bacznie monitorują sytuację, twierdzą, że obecnie głównym źródłem finansowania zbrojeń jest nielegalna działalność w cyberprzestrzeni. Korea Północna w ciągu ostatnich kilkunastu lat rozbudowała swoje zaplecze hakerskie. Na to, podobnie jak na rozwój technologii nuklearnej i rakietowej, nie szczędzono pieniędzy. Cyberataki mają na celu nie tylko wykradanie amerykańskich czy południowokoreańskich planów wojskowych, ale zdobywanie funduszy, gdyż reżimowi hakerzy uderzają też w instytucje finansowe i banki. Koreańczycy z Północy podobno też bardzo dobrze sobie radzą na rynku kryptowalut. Tak zaawansowane programy wymagają też dobrego zaplecza intelektualnego – rzeszy dobrych naukowców. Z tym też reżim sobie nieźle radzi. Przy okazji jednego z ostatnich testów rakietowych reżimowe media opublikowały zdjęcie Kim Dzong Una w towarzystwie pracowników akademii obrony narodowej. Eksperci od Korei Północnych rozpoznali na tej fotografii wiele twarzy starszych naukowców, ale ja zwróciłem uwagę na to, że w otoczeniu przywódcy pojawiła się grupa młodszych badaczy. Mogła to być tylko ustawka, ale myślę, że trzeba brać pod uwagę fakt, że to konsekwencja postawienia na rozwój zaplecza naukowego – przez lata Korea Północna wysyłała ludzi na politechniki m.in. w Pakistanie, Indiach czy Chinach, by po powrocie pracowali na potrzeby rozwoju programów zbrojeniowych

Jaki odsetek budżetu idzie w Korei Północnej na zbrojenia?

– Nie wiadomo, bo kraj ten nie publikuje statystyk. Analitycy operują więc szacunkami, które z racji szczelności reżimu są nie do zweryfikowania. O ile NATO wymaga, aby jego członkowie przeznaczali na obronność około 2 proc. PKB, o tyle w przypadku Korei Północnej może to być 20 proc. albo nawet jeszcze więcej. Wiadomo, że dużo za duża jak na potrzeby kraju armia i programy zbrojeniowe bardzo obciążają budżet. Z drugiej strony władza już w latach 90. świadomie postawiły na zbrojenia, uznając, że tylko to pozwoli jej przetrwać.

Rakiety międzykontynentalne i broń atomowa to polisa na życie Kim Dzong Una. Najwyższy przywódca wie, że jak pozbędzie się tej polisy, czeka go los Kaddafiego…

– Jest to bardzo brutalna kalkulacja, bo program zbrojeniowy realizowany jest kosztem podstawowych potrzeb społeczeństwa. Władze są jednak przekonane, że reżim przetrwa tylko wtedy, kiedy będzie miał wiarygodny arsenał odstraszania, czyli broń jądrową i rakiety dalekiego zasięgu. Koreańczycy patrzą na świat z dłuższej perspektywy, obserwując i analizując co stało się od czasu zakończenia zimnej wojny. Dobrze wiedzą, że różne inne reżimy, w tym libijski, popełniły błąd, wyzbywając się swych groźnych arsenałów. Kim Dzong Un myśli sobie pewnie, że Kaddafi mógł mieć broń masowego rażenia i trwać, ale sprzedał się Zachodowi i już go nie ma. Co więcej, przywódca Korei Północnej uważa, że nie wystarczy, aby jego kraj miał broń atomową, ale trzeba cały czas utwierdzać swych adwersarzy w przekonaniu, że nie opłaca się rozpoczynać z nami konfliktu. Nawet bowiem jeśli Korea Północna przegra wojnę USA, a na wygraną nie ma szans, to zada ogromne straty Amerykanom i ich sojusznikom. Testy pocisków międzykontynentalnych można rozumieć też jako szantaż. Wystrzeliwując je, reżim zdaje się pytać, czy prezydent USA podjąłby decyzję o uderzeniu na Koreę Północną wiedząc, że w odwecie może zginąć np. 100 tys. Amerykanów w Kalifornii? Reżim nie bez kozery rozwija obecnie potencjał rakietowy, który podważa skuteczność amerykańskich i południowokoreańskich systemów obrony przeciwrakietowej. Testowane rakiety mają je paraliżować albo omijać.

Podsumowując, groźby Kima trzeba traktować poważnie, zaś w najbliższym czasie możemy spodziewać się jakiegoś testu nuklearnego, albo próby rakiety międzykontynentalnej?

– Spodziewałbym się prędzej testów pocisków międzykontynentalnych, bądź ich elementów. Często reżim przeprowadza takie próby pod płaszczykiem pokojowych badań kosmicznych, np. wystrzeliwując satelitę na rakiecie nośnej, która może być wykorzystana do celów militarnych, w tym przenoszenia głowic atomowych. Bardzo prawdopodobne są też testy pocisków balistycznych z okrętów podwodnych. Testów atomowych nie można wykluczyć, ale trzeba wziąć pod uwagę szerszy kontekst polityczny i międzynarodowy. 4 lutego zaczynają się zimowe igrzyska w Pekinie. Myślę, że nakręcenie w bliskim otoczeniu Chin eskalacji w czasie igrzysk nie podobałoby się Xi Jinpingowi. Chiny będą chciały w tym czasie skupić uwagę świata na sobie. Jestem ciekaw, czy Korea Północna podejmie to ryzyko i zrobi coś, co będzie nie na rękę Chinom, od których jest w dużej mierze zależna.

Czytaj też: Fabryki stoją, handlować nie bardzo jest czym, robotnicy nie dostają wypłat. W Korei Północnej tak źle nie było od dawna

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPracujący Polak dopłaca do górnictwa 400 zł. A to tylko część kosztów
Następny artykuł„To jest oczywiste bezprawie. Wszystkie te przestępstwa są jawne”. Eksperci komentują decyzję Sasina