A A+ A++

Od początku inwazji Rosji na Ukrainę Polska przyjęła ponad półtora miliona uchodźców z bombardowanych terenów. To zapewne nie jest jeszcze ostateczna liczba, bo wojna trwa. Polacy spisali się na medal. Okazali im pomoc, współczucie i gościnność. Nikt ich o to nie prosił. To jest odruch serca. Im jednak więcej ich napływa, tym częściej pojawiają się w Internecie głosy, że pomoc, w tym łatwy dostęp do lekarzy, zasiłki finansowe, ulgi komunikacyjne itd. otrzymują kosztem Polaków.

Powiedzmy sobie jasno, że nikt nie spodziewał się takiej fali uchodźców z Ukrainy. Po drugie, pomoc humanitarna dla nich nie będzie sprintem, ale maratonem. Trwającym miesiące. Może lata. Talerz zupy, noclegi dla nich są ważne, ale w dłuższej perspektywie ważniejsze jest to, by się w Polsce zaaklimatyzowali. By mogli pracować, kształcić i w miarę normalnie żyć w oczekiwaniu na powrót do ojczyzny.

Pierwsze ukraińskie dzieci już w polskich szkołach. Co to dla nich oznacza?

W Turcji, na granicy z Syrią, widziałem setki, tysiące uchodźców z tego kraju, żebrzących w miastach o parę lir. Dzieci w wieku szkolnym pałętające się bez celu, bo nie mogły chodzić do szkoły. Młodych mężczyzn bezczynnie wysiadujących na ławkach i pod prowizorycznymi barakami, bo nie było dla nich pracy. Zostali pozbawieni nie tylko domu, ale tego co najważniejsze – ludzkiej godności.

To prawda, że „przywileje” uchodźców mogą razić niektórych Polaków. Trzeba to zrozumieć i wyjaśnić sens pomocy uchodźcom. Nie piętnować krytykujących, bo nie wszyscy to rosyjskie trolle, choć zapewne tacy też są. Trzeba im mówić, że te matki z małymi dziećmi, ludzie starsi potracili wszystko to, co mieli. Domy, mieszkania, dobytek całego życia. Uciekli do Polski często z jedną walizką, zabierając tylko to, co najcenniejsze i co łatwo było nieść w wielokilometrowym marszu.

Ta walizka z napisem „Ukraina” to cały bagaż matki i syna. Należy do uchodźców, których fotograf Biełsatu spotkał na przejściu granicznym w Dorohusku. 9 marca 2022 r. Zdjęcie: JaM/belsat.eu

Ich mężowie, synowie, bracia zostali, by bronić ojczyzny. Rozłąka z bliskimi to dodatkowy ból. Nawet jeśli mieli ze sobą jakieś pieniądze, są one dziś bez wartości, bo ukraińska hrywna jest praktycznie niewymienialna. Nawet jeśli mieli ze sobą jakąś „twardą walutę”, to już wydali wszystko, co mieli na dowóz do granicy z Polską. Często są chorzy i potrzebujący opieki lekarskiej. Zwłaszcza małe dzieci, których przyjechały tysiące.

Ponad 1,5 mln uchodźców z Ukrainy w Polsce

W porównaniu z nami ich sytuacja jest tysiąckroć gorsza, bo po prostu nie mają nic. Dlatego, oprócz pomocy doraźnej, trzeba im pomagać w dostępie do opieki lekarskiej. W znalezieniu pracy. Może założeniu własnego biznesu. By nie czuli się pariasami w kraju, który ich przyjął. Dlatego musimy się z nimi dzielić także tym, do czego mają dostęp Polacy.

Na wojnie tracą wszyscy, ale najbardziej jej ofiary. My i kraje, które ich przyjęły, jak choćby maleńka Mołdawia też tracimy. Ceny paliw na stacjach benzynowych biją kolejne rekordy. Inflacja będzie zapewne dwucyfrowa i koszty utrzymania jeszcze bardziej wzrosną. My jednak jeszcze mamy czym się dzielić. Oni zostali z pustymi rękoma i rozdartymi sercami.

„Nie chcemy tam być”. Dlaczego Białorusini opuszczają swoją ojczyznę w czasie wojny na Ukrainie. I dlaczego wracają na Białoruś

Antoni Styrczula dla belsat.eu

Więcej tekstów autora w dziale Opinie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDoradca prezydenta Ukrainy: Zniszczyliśmy 1/3 wojsk wroga
Następny artykułPrimoz Roglic umocnił się na pozycji lidera wyścigu Paryż-Nicea