A A+ A++

W Polsce panuje moda na krytykowanie Grzegorza Krychowiaka. Tak przynajmniej uważa sam 33-letni piłkarz saudyjskiego Al-Shabab. Ostatni raz zasugerował to chyba po kapitalnym występie przeciwko Szwecji w barażu o udział MŚ 2022. Wcześniej lubił mawiać, że po dobrych spotkaniach reprezentacji nagle wszyscy znów widzą w nim „Krychowiaka z Sevilli”, czyli piłkarza, który w latach 2014-2016 był jednym z najlepszych defensywnych pomocników na świecie.

Lipiec 2022. Jewhen Konoplanka siedzi przy stole w modnym krakowskim lokalu. Zapala się, gdy pytam, kto był najlepszym piłkarzem, z którym przyszło mu grać za czasów podbojów boisk Starego Kontynentu. Ever Banega? Mózg. Leon Goretzka? RoboCop. Klaas-Jan Huntelaar? Snajper. Amine Harit i Max Meyer? Świetni. Pada również nazwisko starego kumpla – Andrija Jarmołenki. W pewnym momencie Ukrainiec ucieka w dygresję, ale zaraz się reflektuje, bo w tym zaszczytnym gronie zapomniał wymienić Grzegorza Krychowiaka. 

– W Sevilli miał taki moment, że próżno było szukać lepszego skupionego na obronie defensywnego pomocnika w La Lidze. Wymiatał, jeździł wślizgami, zatrzymywał najlepszych, a i z przodu nie głupiał z piłką przy nodze. Mam do niego tylko trochę żal, że sieknął gola mojemu Dnipro Dniepropetrowsk w finale Ligi Europy na Stadionie Narodowym – opowiadał podekscytowany Konoplanka.

Jeden jak jedenastu

Było to w czasach, kiedy najbardziej fanatyczny sektor kibiców na Sanchez-Pizjuan wstawał z krzesełek i skandował jednym głosem: „Once Krychowiak, queremos once Krychowiak!”, czyli „Chcemy jedenastu Krychowiaków!”. Sevilla za kadencji Unaia Emery’ego prezentowała ofensywny futbol, momentami może nawet jeden z najatrakcyjniejszych dla oka na całym kontynencie, nie brakowało w jej składzie piłkarzy spektakularnych, ale na tytuł ulubieńca trybun zapracował sobie właśnie Polak.

Może być grafiką przedstawiającą tekst

Krychowiaka określano jako „el arma anticracks”, czyli broń do powstrzymywania największych gwiazd, bo w lidze, w której aż roiło się od magików o gigantycznych wręcz umiejętnościach, on wyspecjalizował się w lataniu za najlepszymi z najlepszych. Zderzał się więc i z Leo Messim, i z Cristiano Ronaldo. W pogoni za tym pierwszym potrafił wykręcić zawrotną prędkość 34,82 km/h. Lał się z Luką Modriciem i Tonim Kroosem, Andresem Iniestą i Serio Busquetsem, Garethem Balem i Neymarem. Postrach w La Lidze budziło wówczas Atletico, a i tak Hiszpanie pisali, że Krycha byłby największym wojownikiem w układance Diego Simeone, gdyby tylko zdecydował się na transfer z Sewilli do Madrytu.

SPRAWDŹ OFERTĘ FUKSIARZA NA FINAŁ LIGI EUROPY – DO 500 ZŁ BEZ RYZYKA!

W ciągu dwóch lat wystąpił w 90 meczach. Biegał najwięcej w drużynie. Faulował najczęściej. Przodował w liczbie żółtych kartek. Nie był typem lalusia, gogusia i fircyka, który zrobi wszystko, byle tylko nie ubłocić getrów, nie ubrudzić spodenek i nie zniszczyć sobie fryzury, bliższy mu był wizerunek boiskowego bandziora, czym kupował sobie żądną charakterniaków publiczność. Harował w defensywie i trzymał w ryzach środek pola, choćby za cenę zalania się krwią, jak podczas słynnego zderzenia głowami z Sergio Ramosem w maju 2015 roku. Nie ograniczał się jednak do wygodnej roli topornego przecinaka. Imponował na przykład liczbą dokładnych podań.

Tomasz Ćwiąkała pisał na Weszło: „Coraz lepiej wyglądają nie tylko jego crossy, ale też, jaką pozycję zajmuje, gdy drużyna prowadzi grę i jak steruje kolegami, głównie M’Bią. W Sevilli nikt od Krychowiaka nie wymaga rozgrywania czy otwierających podań, skoro te zapewnią Vitolo i Reyes. On ma po pierwsze – orać całą przestrzeń przed obrońcami, schodząc często między stoperów, po drugie – łatać dziury, które tak często powstają po wyjściach bocznych defensorów, Tremoulinasa i Vidala. Rozgrywaniem zajmują się inni – przede wszystkim Ever Banega. I wreszcie po trzecie – ma wchodzić w pole karne przy stałych fragmentach. Tam albo walczyć o główkę, albo o piłkę wybitą przez obrońców”.

I dalej: Mówią, że to „tular indiscutible”. Niepodważalny członek pierwszej jedenastki lub po prostu „płuco” tego zespołu. Nie uchodzi w Sevilli jedynie za przecinaka, który odzyska i odda do najbliższego. Tam ocenia się go zupełnie inaczej. Jako fightera – to prawda – ale bardzo dobrego, momentami wręcz eleganckiego z piłką przy nodze, z niezłym crossem, potrafiącego wspierać kolegów w ataku i groźnego przy stałych fragmentach. Wpływ oczywiście ma na to świetne otoczenie, ale sam „Krycha” swoje obowiązki realizuje niemal doskonale. Momentami to on wręcz instruuje kolegów, jak powinni grać lub uspokaja”.

Szczyt kariery

W tych śpiewach „Once Krychowiak, queremos once Krychowiak!”, czyli „Chcemy jedenastu Krychowiaków!”, naprawdę nie było wówczas grama przypadku.

To były złote lata kariery Grzegorza Krychowiaka. Wynalazł go Monchi, który w Sevilli zasłynął z umiejętności wynajdywania obiecujących zawodników, niemal bezbłędnego przypasowywania ich do oczekiwań trenera, sprowadzania ich za taniochę, cieszenia się z ich rozwoju, po czym sprzedawania z wielkim zyskiem. W tamtych czasach słynny dyrektor sportowy mawiał, że historia polskiego defensywnego pomocnika wykroczyła poza jego najśmielsze projekcje. Opowiadał wtedy o „zaskoczeniu” i „wykroczeniu poza normę”.

Unai Emery miał poprosić go o „fizyczne monstrum”, które łączyć będzie w sobie cechy Seydou Keity i Ivana Rakiticia. Czy kimś takim stał się Grzegorz Krychowiak? Pozornie trudno dać temu wiarę, ale hiszpański trener, kompulsywny detalista i fanatyk drobiazgowych analiz, twierdził, że Polak perfekcyjnie wpisuje się właśnie w ten profil.

Dość powiedzieć, że wygrali razem dwie Ligi Europy z rzędu. Za pierwszym razem pokonali Dnipro Dniepropetrowsk w Warszawie, a Krychowiak strzelił bardzo ważnego gola na rodzimym Stadionie Narodowym. Za drugim razem, co jest rzadziej wspominane, a równie godne fanfar, pyknęli rosnący w siłę Liverpool, prowadzony już zresztą przez Jürgena Kloppa. Ever Banega po obu finał Ligi Europy bardzo krótko streszczał występy Polaka: – Klasa światowa. 

Ikarowy lot

W czasie Euro 2016 panował wokół niego zasłużony szał. Wymieniano go jednym tchem wśród najlepszych „szóstek” globu. Krychowiak nie ukrywał przy tym, że Sevilla to coś w rodzaju trampoliny do największych klubów świata. Nie można było go karać za marzenia, w końcu w 2012 roku grał jeszcze w Ligue 2, w 2014 płacono za niego „zaledwie” trochę ponad pięć milionów euro, gdyby nie był żelaznym profesjonalistą z dużymi ambicjami, pewnie nie wyściubiłby nosa powyżej przeciętniaków z Ligue 1, ale futbol największego kalibru zweryfikował jego ikarowy lot stosunkowo szybko.

PSG zapłaciło za niego około 30 milionów euro, czyli jakieś pięć czy sześć razy więcej niż Sevilla musiała wybulić, żeby wyciągnąć go z Stade Reims. W języku Moliera mówi pewnie sprawniej niż po polsku, Paryż kochał miłością szczerą, trafił do niego w ślad za Emerym, miał prawo myśleć, że odnajdzie i przebije się w Parku Książąt…

Polak przegrał jednak rywalizację z Thiago Mottą, Marco Verrattim, Blaisem Matuidim i Adrienem Rabiotem, a symbolem jego pobytu w PSG był feralny przegrany 1:6 rewanż dwumeczu z Barceloną w Lidze Mistrzów, kiedy to Krychowiak wszedł na boisko na minutę przed ostatnim gwizdkiem arbitra, a i tak zdążył zamieszać się przy sytuacji, w której paryżanie ostatecznie i kompromitująco roztrwonili przewagę z pierwszego spotkania i wylecieli za burtę Champions League.

Następnie wypchnięto go poza Francję, kiepsko poszło mu w Premier League, odnalazł się w Rosji, ale wielka piłka wypluła go na swój margines: marnie wypadł na MŚ w Rosji, jeszcze gorzej na Euro 2020, nie najlepiej na MŚ w Katarze…

W grudniu 2022 roku pisaliśmy: Tak pomocnicy na wysokim poziomie w 2022 roku już nie grają. Nie ma miejsca w środku pola na asekuranctwo, brak chęci pokazania się do piłki i cały ten „alibi futbol”. A Krychowiak niestety jest tego uosobieniem w reprezentacji Polski. Rację mają zwolennicy tezy, że niech to będzie ostatni wielki turniej Krychowiaka w kadrze”. Nastała wspominana moda na (słuszne) krytykowanie Grzegorza Krychowiaka, aż Fernando Santos raczej nieodwracalnie skreślił go z listy powoływanych na zgrupowania reprezentacji biało-czerwonych.

Kiedy jednak Krychowiak rządził w Sevilli…

Pozostaje kapitalne wspomnienie.

Czytaj więcej o finale Ligi Europy:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGMINA SANOK. Wiejski Dom Kultury w Międzybrodziu wypiękniał! (ZDJĘCIA)
Następny artykułKto będzie ścigał Tuska? “Show może nie być tak spektakularne, jak chciałoby PiS”