„Uważam zresztą, że to, co zrobiono jest ponadstandardowe, niezgodne z traktatami i że w gruncie rzeczy oddaliśmy zbyt dużo suwerenności za jakieś parę złotych, które tak naprawdę są jeszcze znaczone i nie wiadomo, czy rzeczywiście będą pomagały w dźwignięciu się z Covidu, zwłaszcza że teraz są dużo większe zagrożenia, z uwagi na wojnę” – mówi portalowi wPolityce.pl europoseł Beata Kempa.
CZYTAJ TAKŻE: Europarlament wściekły na porozumienie Polski i KE! W rezolucji wyrażono „głębokie zaniepokojenie” pozytywną oceną polskiego KPO
wPolityce.pl: Jak skomentowałaby Pani obecne wydarzenia w Parlamencie Europejskim? Dlaczego dominujący tam liberałowie, socjaliści, lewicowcy, tak bardzo upierają się, aby Polska jednak nie otrzymała środków z KPO?
Beata Kempa: To, co działo się podczas bieżącej sesji PE rzeczywiście napawało zdumieniem. Już nie tylko – jak przecież często bywa w tej instytucji – próbowano dyscyplinować Polskę czy wręcz poniewierać naszym krajem, ale tym razem jeszcze oberwało się przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen za to, że podjęła decyzję o zatwierdzeniu KPO, mimo że do wypłaty środków jest przecież jeszcze długa droga.
Ta debata – poświęcona zarówno Polsce, jak i Ursuli von der Leyen – miała na celu dyscyplinowanie czy nawet szantażowanie przewodniczącej KE wnioskiem o wotum nieufności, jeżeli pieniądze z KPO zostaną Polsce odblokowane. To już kompletne kuriozum, w którym prym wiodą tacy politycy, jak holenderska liberałka Sophie in’t Veld czy pan Verhofstadt. Coś takiego nie miało jeszcze chyba miejsca w historii parlamentaryzmu.
Argumenty podnoszone w tej rezolucji są kuriozalne. Bo jak można bezczelnie wchodzić w zakres kompetencji i prerogatyw prezydenta RP, które przyznaje mu przecież bezpośrednio nasza konstytucja? Ten sam argument dotyczył zresztą tego, że prezydent ośmielił się mianować sędziów. W dokumencie są oni obrażani, nazywani „neo-sędziami”, podważa się także kompetencje Sejmu RP (wybranego przez obywateli w wolnych, równych, demokratycznych, bezpośrednich, tajnych wyborach, i nikt tego wyboru nie podważył) i uchwalone tam ustawy, co do których Sejm miał prawo podjąć decyzję. A przypomnę, że organizacja wymiaru sprawiedliwości jako taka nie jest domeną Unii Europejskiej, nie jest domeną traktatową. Zamieszczanie takich treści w rezolucji jest kompletnym skandalem, pogwałceniem wszelkich praw.
Czym kierują się polscy politycy wspierający tego rodzaju rezolucje?
Polscy europosłowie opozycji uprawiają wręcz żebractwo o pomoc zagraniczną. Wystarczy przeczytać tekst rezolucji, a znajdziemy tam stwierdzenia rodem z opozycyjnej publicystyki. To nie jest możliwe, aby pewnych sformułowań używali wyłącznie urzędnicy europejscy. To już jest materiał z naszego wewnętrznego podwórka. Widać, jak opozycja oddziałuje i co robi, rozpaczliwie próbując zyskać na słupkach. Czy to się uda – nie wiem. Wiem natomiast, ponieważ wielokrotnie rozmawiam z ludźmi w moim okręgu wyborczym, że nawet Polakom, którzy nie popierają rządu konserwatywnego w Polsce, nie podzielają wartości konserwatywnych, nie podoba się ta retoryka. Ludzie z Dolnego Śląska czy Opola uważają, że jeżeli mamy spór, to powinniśmy toczyć go wewnętrznie, a na arenie europejskiej powinniśmy jednak wszyscy stać murem za Polską i za tym, aby otrzymała środki.
Wydaje się zresztą, że nawet niektórzy opozycyjni europosłowie zaczynają „przeglądać na oczy”. Andrzej Halicki z KO stwierdził dziś, że może to nie jest odpowiedni moment na takie rezolucje, że PE powinien poczekać do końca czerwca, czyli pierwszej daty wskazanej w zobowiązaniach KPO, że rezolucja jest w tym momencie niepotrzebna i mamy do czynienia tylko z podkręcaniem emocji. O czym świadczą tego rodzaju głosy po stronie opozycyjnej?
Niestety, mleko się rozlało i to oni do tego doprowadzili. Oni rozochocili liberałów w całym tym szaleństwie, które jest teraz uprawiane. W ogóle warto przyjrzeć się samemu bieżącemu posiedzeniu PE i sprawom, którymi zajmowali się europosłowie. Otóż w obliczu licznych wyzwań, takich jak ogromne zagrożenie ze strony Rosji, związane nie tylko z bezpieczeństwem militarnym, ale także tym żywnościowym czy surowcowym, szalejąca inflacja i rzeczywistość pocovidowa, bo przecież fundusz KPO miał być w ogóle przeznaczony na odbudowę po pandemii, a teraz borykamy się jeszcze ze skutkami wojny. Tymczasem eurodeputowani żyją w jakiejś bańce, bo wczoraj PE debatował nad „globalnym zagrożeniem praw do aborcji” z powodu wyroku Sądu Najwyższego w Stanach Zjednoczonych. Wyroku, który jeszcze nie zapadł. W podobny sposób można ocenić dzisiejszą dyskusję nad otwarciem traktatu. Kwestia przydzielenia środków Polsce czy Węgrom wpisuje się w ich szerszy plan, zapoczątkowany podczas konferencji nt. Przyszłości Europy, czyli koncepcję większej federalizacji, otwarcie traktatu, który miałby iść w kierunku zlikwidowania możliwości weta, instytucji jednomyślności. W ten sposób można takim krajom jak Polska czy Węgry narzucić swoją wolę. To jest bardzo groźne. Swoje plany uzasadniają tym, że przecież przeprowadzili konferencję, wypowiedziało się podobno 800 osób. A co to jest 800 osób w stosunku wobec setek milionów mieszkańców państw członkowskich UE?
Federalizacja Europy miałaby zostać zwiększona pod płaszczykiem usprawnienia procesów decyzyjnych. Powiedziałam dziś podczas debaty, że aby te procesy usprawnić, wcale nie trzeba zawracać kijem Renu, tylko wystarczy, po pierwsze: szanować się, po drugie: wreszcie zmniejszyć biurokrację.
W całym ich szaleństwie jest jednak metoda: parcie do federalizacji, do wykluczenia państw, które myślą inaczej, które opierają swoje rządy na tej pierwszej myśli założycielskiej UE, czyli myśli Schumana. Na wartościach chrześcijańskich, wzajemnym szacunku. Po to UE powstała na gruzach II wojny światowej, żeby nie było III wojny światowej. Tymczasem to właśnie polityka surowcowa głównych panstw UE, Niemiec i Francji, rozochociła Putina i w pewnym sensie doprowadziła do obecnej wojny.
Ciekawa jest też sytuacja wokół pani przewodniczącej von der Leyen. Z jednej strony przyjeżdża do Polski, ogłasza zatwierdzenie KPO, ale jednocześnie próbuje stawiać jakieś warunki. Z drugiej grupa europosłów szantażuje ją wnioskiem o wotum nieufności. Jaka jest dziś pozycja szefowej KE? Czy te naciski lewicy i liberałów z PE w jakimś stopniu wpływają na jej postawę wobec Polski i będą na nią wpływać także w kwestii wypłaty środków z KPO?
Pani Ursula von der Leyen na pewno nie jest w komfortowej sytuacji. Z drugiej jednak strony urząd, który sprawuje, nie funkcjonuje na zasadzie „imienin u cioci”. Trzeba przede wszystkim trzymać się twardo umowy zawartej z państwami członkowskimi w sprawie tego funduszu, którego celem była pomoc krajom UE w podźwignięciu się z sytuacji pocovidowej.
W całej sprawie mamy zresztą do czynienia także z próbą rozpychania się między instytucjami UE, z których każda chce być najważniejsza, nie zważając przy tym na traktaty i ściśle określone kompetencje.
Podczas dzisiejszej debaty przecież wykrzyczano wprost, że jako Parlament domagamy się szerszego wpływu na Komisję Europejską czy wręcz na Radę, która składa się z przywódców 27 państw.
Pani Ursula von der Leyen powinna działać zgodnie z umową zawartą z państwami członkowskimi, zgodnie z traktatami i transparentami, a co więcej – nie powinna ulegać szantażom tego chóru rozhisteryzowanych europosłów.
Uważam zresztą, że to, co zrobiono jest ponadstandardowe, niezgodne z traktatami i że w gruncie rzeczy oddaliśmy zbyt dużo suwerenności za jakieś parę złotych, które tak naprawdę są jeszcze znaczone i nie wiadomo, czy rzeczywiście będą pomagały w dźwignięciu się z Covidu, zwłaszcza że teraz są dużo większe zagrożenia, z uwagi na wojnę.
Karania Polski często i ochoczo domaga się m.in. belgijski polityk Guy Verhofstadt, o którego interesach z rosyjskim Gazpromem rozpisywano się już kilka lat temu. Na ile to, co dzieje się w PE, może wpisywać się w rosyjski scenariusz?
Wszystkie te wydarzenia pokazują, że rosyjska agentura działa. Obserwując to, co dzieje się w PE, można odnieść wrażenie, jakby Putin naciskał guziki i chciał, aby poniewierano Polskę jako kraj, który tak silnie wspiera Ukrainę, który znajduje się w tej „szpicy”, jak powiedział wczoraj wicepremier Jarosław Kaczyński. Ten sposób traktowania Polski w PE to jest tak naprawdę scenariusz Putina.
Dlatego to my w Polsce musimy być dzisiaj przytomni, świadomi, nie dać się Putinowi rozegrać.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS