A A+ A++

Takie pytanie zadano uczestnikom debaty on-line zorganizowanej przez Śląskie Towarzystwo Filmowe i Stowarzyszenie Otwarty Śląsk. Pytanie “Jak pamiętać Kutza?” jest dobrym pretekstem do tego, by wsadzić przysłowiowy kij w mrowisko i wyjść poza obszar pamięci wyznaczonej przez standard upamiętniania, jaki kultywujemy w Polsce i na Śląsku.

Zacznijmy od małej prowokacji. Naturalnie rodzi się pokusa sięgnięcia po pomysły łatwe i… tandetne. Pospolite. Na przykład po taki oto, by pamięć Kutza „wysiadywać” na kolejnych ławeczkach, jakich setki w Polsce (ciekawe, że zdecydowanie mniej na Górnym Śląsku…) porozstawiano w minionej dekadzie.

I nieważne, czy byłaby to banka czerpiąca z tradycji „ławeczek” ukształtowanych na wzór chopinowskich, co grać przestały i dzisiaj smętnie „dekorują” główny trakt Warszawy, czy tych lśniących stalową zbroją, które ostatecznie pogrzebały splendor programu „Niepodległej”, sprowadzając formę i samą realizację do kpin i… zapomnienia.

To zbiorowe „wysiadywanie” mogłoby się przyczynić do poszerzenia przestrzeni dosłownej „dupowatości”, która Kutza w Śląsku i w Ślązakach tak irytowała. Spłaszczenia wszystkiego, poczynając od pamięci o Kutzu.

Na Górnym Śląsku Kutz i pamięć o nim nie potrzebuje osobnych ławek. Taką ławką Kazimierza Kutza, jest i będzie każda banka, na której ludzie przysiądą i będę godać lub mówić o Kutzu, jego filmach, książkach, czy cotygodniowych felietonach w “Gazecie Wyborczej”. Będzie nią każda podwórkowa klopsztanga, ryczka, zesel czy stołek, na którym spoczną, by zebrać myśli i pomyśleć o Śląsku. Bo Kutz to Śląsk. Jest jak ta kromka chleba. Na co dzień i od święta.

By jednak tak pozostało, trzeba znaleźć odpowiedź na pytanie, co trzeba i można zrobić, by Kutza naprawdę (za)pamiętano? No i za co i po co? To też ważne. Może nawet jeszcze istotniejsze pytania.

Muzealny reset

Skoro rozprawiliśmy się już z niedoszłymi ławeczkami Kutza, wierząc, że o Kutzu (jak o Śląsku) można rozmawiać zawsze i wszędzie, to postawmy kolejne pytanie. Gdzie i jak pamięć o nim kultywować?

W śląskich muzeach? No, zmartwię was, ale muzea na Górnym Śląsku to nie jest dobre ani łaskawe miejsce dla pamięci o Kazimierzu Kutzu. Szokujące? Wiem. Już tłumaczę.

Muzea na Górnym Śląsku po prostu nie chcą go mieć u siebie. Trudne do uwierzenia, a jednak… to prawda.

Ostatnią większą wystawę miał Kazimierz Kutz w Muzeum Górnośląskim („Życie między kadrami”) za mojej kadencji… Była to jednak wystawa czasowa. Cena za jej organizację była dla niektórych nader wysoka. Sama zaś wystawa, podobnie jak wcześniej pogrzeb Kazimierza Kutza, spotkał się z wymowną nieobecnością tych, którzy być tam powinni. No fakt. Owi „oni” i tak do muzeum nie chodzą, więc jest to argument z lekka chybiony.

Ale mam inny. Oto do prezentacji postaci Kutza nie pali się Muzeum Historii Katowic. Bez komentarza. Bo co tutaj dodać?

Kutza nie chce też Muzeum Śląskie. Nie znaleziono tam dość miejsca na biurko i lampę… po Kutzu, no i na pamięć o nim. Przypomnijmy, bo to konieczne, że Muzeum Śląskie dysponuje tysiącami metrów kwadratowych ekspozycji. Te i podobne argumenty to żałosna kpina z rozumu. Szkoda, że sam Kutz w swoim soczystym stylu nie może tego obśmiać i obnażyć skalę hipokryzji.

Kazimierz Kutz Fot. Adam Kozak / Agencja Gazeta

Cieszmy się raczej (to gorzka obserwacja praktyka), że owe biurko i lampa po Kazimierzu Kutzu nie pozostaną w muzeum. Zbierałyby tam tylko kurz i wzbudzały rosnącą obojętność zwiedzających.

Co więcej, i biurko, i lampa skutecznie spłaszczyłyby i do cna wyjałowiły postać Kutza. Za sprawą banalnej inscenizacji muzealnej łatwo byłoby zgubić tą całą niepokojącą i irytującą dla jego adwersarzy politycznych niejednoznaczność i bogactwo jego dorobku: reżysera, pisarza, publicysty, scenarzysty, polityka.

No, a potem magazyn i… symboliczna anihilacja pamięci po każdym, kto jak Kutz jest w ten czy inny sposób niewygodny. Aż dziwne, że na ten makiawelistyczny zabieg nie wpadli kreatorzy obecnej polityki historycznej i dyrekcja muzeum. Ale jakie kadry, taka polityka historyczna.

Miejsca dla Kutza nie przewidziano również w kolejnej instytucji paramuzealnej, jaką ma być katedralny Panteon Górnośląski. Wyliczać dalej, czy może już wystarczy?

Skąd ta niechęć muzeów do Kutza? Dzieje się tak, bo instytucjonalna pamięć na Górnym Śląsku jest niewydolna, zawłaszczona i traktowana instrumentalnie. Dlatego właśnie nie może i nie potrafi zająć się spuścizną po Kazimierzu Kutzu. Postać Kutza nie jest tutaj wyjątkiem, jeśli stanowić to może rodzaj pocieszenia. Jest nim każdy temat i postać, która wymyka się prostym schematom interpretacji w oficjalnej doktrynie historycznej (także tej współczesnej) G. Śląska.

Muzea, szczególnie te miejscowe, są w sporej części przypadków tylko z nazwy publiczne, a pamięć i polityka historyczna stała się tak głęboko ideologiczna, jak to tylko możliwe. Nie są też miejscem społecznej debaty, czy faktycznego rejestrowania tożsamości wspólnot niejednorodnych, jaką jest Śląsk, a której swój osobisty pomnik wzniósł Kutz, odkrywając „Piątą stronę świata”.

Argumentem zupełnie odmiennej natury na rzecz odrzucenia muzeów (jakimi są dzisiaj) w upamiętnianiu dorobku Kutza, są doświadczenia płynące z pandemii i reakcji na nią muzeów. W znanej nam dzisiaj formie muzea nie zdały tego egzaminu, głównie dlatego, że tradycyjne sposoby prezentacji okazały się nic nie warte, powierzchowne, niefunkcjonalne i… groźne dla zdrowia. Zamknięto je i prawdę mówiąc nie widziałem na Śląsku manifestacji nawołujących do ich natychmiastowego otwarcia. Wymowne? Owszem. Głód i potrzebę tożsamości zaspokajamy na Śląsku w obiegu pozamuzealnym. Stan ten już trwa od lat.

Porzućmy zatem muzea i Kutza, którego by w nich uwięziono. Instytucje pamięci czeka dramatyczny reset, a jeśli nie, to postępująca zapaść. Zmartwionych uspokoję, że Kutz tam kiedyś trafi. Ale kiedyś, nie dzisiaj. Na jego szczęście.

Muzeum Kutza 24/7

Miniony rok i pandemia w szczególności dowiodły, że muzea przyszłości będą musiały zmienić charakter pracy i charakter dialogu z odbiorcą. Czeka je przeobrażenie się w centra usług publicznych o szczególnym charakterze i znaczeniu. Z ofertą dostępną 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. W dowolnym czasie i na żądanie. Muzea będą jak serwisy informacyjne, dostarczając zainteresowanym wiedzę, wizerunki zabytków. To szansa dla Kutza na realne zaistnienie w pamięci zbiorowej i dla tych, którzy będą chcieli po wiedzę o nim sięgnąć, nie odbijając się od drzwi muzeum w realu, zamkniętego o godzinie 16.00 lub tylko dlatego, że ktoś postanowi nas tego pozbawić.

Zbliżam się do prezentacji pierwszego z pomysłów na to, jak upamiętnić Kazimierza Kutza. Formą tą musi być zdigitalizowanie wszystkiego, co muzea mają w swoich zbiorach o Kutzu (niektóre nic, niestety), sięganie do zasobów innych instytucji, osób prywatnych, fundacji. Gromadzenie tego, co jest, a co przemawiać będzie do naszej wyobraźni i poszerzy naszą o nim wiedzę. Tworzyć repozytoria tekstów, filmów, nagrań. Robić to systematycznie, by na końcu umieścić to wszystko w wielkiej bazie danych, a może po prostu w Wirtualnym Muzeum Kutza.

Kazimierz KutzKazimierz Kutz Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta

Zbiory takie będą łatwo dostępne i na wyciągnięcie ręki. Bezpłatne, a samo muzeum Kutza obecne w każdym domu i miejscu, gdzie jest Internet i oczywiście wola, by takie muzeum odwiedzić.

Kutz, jak ów chleb byłby na co dzień i od święta, a muzea, jakie znamy nie miałyby ani pokusy, ani okazji, by dziedzictwo to skrywać, je lekceważyć, czy wydzielać go nam wedle własnego uznania i woli decydentów.

Ktoś spyta o środki na taki projekt? To rola polityków, by wyszli z wygodnej strefy cienia i fundusz taki stworzyli. Celowy, dedykowany do realizacji tego, konkretnego zadania. Oszczędności w budżecie samorządu województwa śląskiego, z jakich można go sfinansować, jest aż nadto wiele.

Kutz jako żywa opowieść

Kryzys muzeów i będące tego następstwem przeniesienie upamiętnienia Kutza do przestrzeni internetowej prowadzi mnie do bodaj najważniejszej konkluzji i propozycji.

Umieszczenie przekazu o Kutzu w Internecie daje nadzieję, iż pamięć Kutza żyłaby na Śląsku i… poza nim, co chyba jest jeszcze ważniejsze. Leczyła nasze fobie i kształtowała tożsamość, dawała wyraz śląskiemu punktowi widzenia na Polskę i świat wokół. Jednemu z wielu, to jasne. Ale istotnego na gruncie kultury polskiej.

Myśląc o utrwaleniu pamięci o Kutzu, wracam do bohaterów powieści Raya Bradbury’ego „Farenheit 451”. Chciałbym, by Kutz był taką księgą zapamiętaną i noszoną przez każdego z nas. By nam go nie odebrano i byśmy sami mogli decydować, co z niego dla nas, a co odkładamy na półkę dla kolejnych pokoleń.

Kutz uniwersalny

Więcej niż oczywistą spuścizną Kutza jest jego refleksja o Śląsku. Ważne jest jednak to, że tworząc i działając na rzecz Śląska dokonał zuniwersalizowania doświadczenia kulturowego i historycznego, jakim Górny Śląsk pozostaje. W jego przypadku jest to głos m.in. na rzecz otwartości, tolerancji i poszanowania dla praw grup dyskryminowanych: kulturowo, etnicznie, religijnie. Dopominanie się o przyzwoite traktowanie człowieka i obrona jego godności. „Chcę – mówił w wywiadzie dla GW w lutym 2004 roku – by państwo miało do ludzi bardziej chrześcijańskie podejście”. Jego głos o refleksję nad „losem ludzi” (z tego samego wywiadu) może być punktem wyjścia do nowoczesnej i uniwersalnej, wykraczającej poza kontekst Śląska, propozycji programowego upamiętniania jego dorobku.

Bez sztampy, proszę

Dokonania Kutza, jego odwaga i autentyzm w propagowaniu wartości wyznaczają możliwe pola działań i aktywności. Niestety, po dziś dzień niewiele lub praktycznie niczego nie zrobiono.

Na szczęście z inicjatywy Roberta Talarczyka i rodziny Kazimierza Kutza ustanowiona została nagroda jego imienia, w trzech kategoriach (sztuka, polityka społeczna, Śląsk jako miejsce). To krok w dobrą stronę. Werdykty kapituły przesądzą o tym, czym w przyszłości będzie waga tego wyróżnienia. Zatem poczekajmy z nadzieją, że nagroda ta nie stanie się rozczarowującą formą upamiętnienia, obrośnie rutyną, stając się zdarzeniem głównie towarzyskim i czymś, do czego sam zainteresowany miałby stosunek prześmiewczy.

Na dzisiaj i teraz, poza zadaniem cyfrowego opisania i zgromadzenia pamiątek po Kazimierzu Kutzu (sprawy pilnej i oczywistej wobec braku zainteresowania ze strony oficjalnych instytucji pamięci), istotnym pozostaje rozwój projektów dedykowanych Kutzowi na Śląsku i – co zdaje się być niedoceniane – adresowanych do odbiorców poza jego granicami.

Pamięć nie tylko dla Śląska

Przykłady filmowych spotkań w Bystrzycy Kłodzkiej, do których doszło jeszcze za życia Kutza i były związane z rocznicą produkcji filmu „Nikt nie woła”, dowodzą tego, że filmowy (ale też teatralny, literacki) Kutz jest i powinien być prezentowany w wymiarze ponadregionalnym. Kutz nie powinien być zamknięty w granicach Śląska. Takie potraktowanie jego pamięci groziłoby jej zbanalizowaniem. Życie i dorobek Kazimierza Kutza jest miarą możliwości i jakości zjawisk, jakie oferuje Śląsk w rozwoju każdego, kto zdecyduje się po nie sięgnąć.

Kutz odczytywany na nowo

Odczytywanie Kutza jako postaci istotnej dla obu tych przestrzeni: Górnego Śląska i światów poza nim leżących, skutkować powinno konstruowaniem projektów atrakcyjnych dla szerokiego spektrum odbiorców, a oto przecież nam chodzi. Będzie znajdowaniem nowych tropów interpretacyjnych, które pamięć o Kutzu uczynią zasobem otwartym i atrakcyjnym dla kolejnych generacji.

Jednym z projektów posiadających potencjał programowania i trwania w czasie byłby festiwal filmowy młodych reżyserów. Festiwal (takim pierwotnie był na przykład Sundance Festiwal) byłby miejscem prezentacji i debiutu młodych reżyserów i twórców filmowych. W szerokiej formule gromadziłby tych wszystkich, którzy w jakimś stopniu odwoływaliby się do wrażliwości i artyzmu, jaki niesie z sobą dorobek reżyserski Kazimierza Kutza. Odkrywanie przez młodych fenomenu Kutza byłoby zbawienne dla pamięci o nim.

Kazimierz Kutz na planie filmu Śmierć jak kromka chleba o pacyfikacji kopalni Wujek w KatowicachKazimierz Kutz na planie filmu Śmierć jak kromka chleba o pacyfikacji kopalni Wujek w Katowicach Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Analogicznie do filmowego ucieszy mnie festiwal lub dni literatury (mniejsza o semantykę), który odwoływać się będzie do literatur i światów małych ojczyzn. Szopienicki familok Kutza powinien stać się centrum tego wszechświata i światów najmniejszych: heimatów i małych ojczyzn. Miejscem w swojej istocie podobnym do podlaskiej Krasnogrudy, leżącej na pograniczu polsko-litewskim. Tamto wyrosło z tradycji poetyckiej i literackiej spuścizny Czesława Miłosza. To katowickie czerpałoby z Kutza pisarza i publicysty.

Literatura spod znaku Kutza i szopienicki familok mogą stać się miejscem odczytywania doświadczenia kulturowego, jakim jest Górny Śląsk. Miejsca śląskością się sycącego i go kwestionującego, jak czynił to Kutz. Projekt taki zeuropeizowałby Śląsk i pamięć o Kutzu. Śląsk zaś wprowadził do kręgu wspólnot dzielących swoje doświadczenie bycia „na pograniczu” z innymi, podobnymi jej wspólnotami.

Gwarancją żywej narracji o Kazimierzu Kutzu będzie archiwum historii mówionej, które opowie o nim kolejnym pokoleniom. Dokona tego z perspektywy świadków historii. Pozwoli na zgromadzenie relacji i wspomnień osób, które wciąż żyją, a które z nim współpracowały, znały go, będąc z nim w zawodowej lub osobistej relacji. Pokaże całą urodę postaci i zdefiniuje te składniki w jego portrecie, które dzisiaj, niezauważalne, zachwycać będą za lat kilka, po dekadach. To zadanie pilne, obarczone ograniczeniem czasu i … pamięci świadków historii.

Społeczna aktywność Kazimierza Kutza aż prosi się o stworzenie funduszu pomocy, który wspierać będzie ludzi w potrzebie, bronić praw osób pokrzywdzonych. Nie zaniedbajmy tego humanistycznego rysu obecnego w życiorysie Kutza.

Słowem, niech będą to projekty żywe, osadzone w codzienności lub uniwersalizujące kulturowe i cywilizacyjne doświadczenie Śląska.

Jestem spokojny o oddolne, obywatelskie inicjatywy na rzecz zachowania pamięci o Kazimierzu Kutzu. Tutaj na Górnym Śląsku będziemy pewnie mówili o nim najwięcej. Społeczna wdzięczność i zobowiązanie zaowocuje: projektami utrwalającymi topografię miejsc osobistych Kutza, ścieżkami tematycznymi, szlakami edukacyjnymi i ścieżkami biograficznymi. Będą to ważne i potrzebne projekty.

Sięgnijmy jednak i po te, które będą dzieleniem się Kutzem (jak tytułową kromką chleba) z innymi. Skalą swoich dokonań zasłużył na tak szczodre i niezaściankowe potraktowanie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKto może się szczepić przeciw COVID-19, a kto nie? [ROZMOWA]
Następny artykułPiasta Wolicy Piaskowa gry kontrolne zimy 2021