A A+ A++

Był czas zachwytu nad „porządkami” w Płocku. Stary Rynek z zielonego skwerku zmienił się w wyłożony płytami plac jeszcze w latach 90. ub. wieku. Już pewnie nie pamiętamy, jak mówiliśmy: jest pięknie, mamy w dodatku fajną fontannę.

Pierwsze zachwianie zachwytów nad betonową, pozbawioną zieleni estetyką nadeszło, kiedy w połowie pierwszej dekady XXI w. na zapyziałej i brzydkiej Tumskiej zaczęła się przebudowa deptaka, która wykosiła stare drzewa, jakie aż trzęsły się od ptasiego świergotu.

Z każdym rokiem było coraz gorzej. Drzewa tysiącami były okaleczane albo niefachowymi cięciami, po których pozostawały tylko smętne kikuty, albo w ogóle padały w wycinkach. Za to przybywało betonu, asfaltu, polbruku. Co ciekawe, części płocczan nawet do dziś w ogóle to nie przeszkadza. „Jak chcesz mieszkać pośród drzew, wyprowadź się do lasu” – to beznadziejnie popularne zdanie słyszałam mnóstwo razy, także od urzędników ratusza różnych szczebli.

Ale coraz bardziej odczuwamy jakiś dziwny brak. Brak cienia, szelestu liści, ptasich pogwarek, chłodu pod konarami w coraz bardziej upalne lata. Nie tak dawno zjawisko to opisał w swojej książce pt. „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta” Jan Mencwel.

Przedstawił bardzo wiele miast i miasteczek, które dopadła betonoza i z których masowo znikają drzewa. To jest w ogóle trend ogólnoświatowy, choć wiele miast choćby na zachodzie Europy już wdrożyło lub wdraża programy nakierowane na zieleń i na ograniczenie betonu. Mencwel zauważa, że w Polsce wciąż ci, którzy aktywnie walczą o zielona płuca swoich miast, co jest niezwykle istotne zwłaszcza teraz, kiedy obserwujemy zmiany klimatyczne, muszą się ukrywać, są sekowani przez lokalne władze.

Książkę ilustrują dziesiątki zdjęć, na których widzimy wyłożone płytami kamiennymi lub betonowymi place, całe ulice, parkingi. Nie ma na nich drzew. Równie dobrze takie fotki można by zrobić w Płocku, bo na tle innych nie wyróżniamy się niczym pozytywnym.

Co nas czeka w najbliższych latach?

Rozmowa z Andrzejem Nowakowskim

Anna Lewandowska: Czytał pan książkę „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta”? W treści, w zdjęciach placów pozbawionych drzew i zieleni zobaczył pan także Płock?

Andrzej Nowakowski: Czytałem. W tej książce pokazane są różnego rodzaju tendencje, które miały wpływ na rozwój miast, zarówno w Polsce, jak i w zachodniej Europie. Publikacja zawiera tezy, z którymi nie sposób się nie zgodzić, ale są też kontrowersyjne stwierdzenia. Autor przedstawił przykłady z wielu miejscowości, co prawda nie ma wśród nich Płocka, ale nasze miasto w pewnym sensie też można dostrzec na kartach tej książki. Pasuje tu choćby Tumska czy Stary Rynek, które zostały ukształtowane na nowo wiele lat temu, w czasach poprzednich władz.

Wszyscy popełniliśmy ten sam grzech zachwytu nad betonowymi płytami, kamieniem, które szczelnie zasłoniły ziemię i wyrugowały roślinność. Na początku podobało się to nam, dziennikarzom, władzom miejskim, płocczanom. Pan też uważa dziś, że popełniliśmy wtedy błąd?

– Po upadku komuny, która zostawiła po sobie bylejakość i szarość, wszyscy chcieliśmy mieć wreszcie porządek, który pozornie gwarantował ten równy beton. Wszyscy chcieliśmy mieć samochody…

…no właśnie, Król Samochód stał się władcą udzielnym. W Płocku, także już w czasach pańskiego „panowania”, cała para poszła w drogi – coraz szersze, z coraz większą liczbą prawo- i lewoskrętów, coraz bardziej asfaltowe. I to kosztem drzew, które masowo szły pod topór.

– Będę bronił koncepcji udrażniania Płocka. Poprzez inwestycje, takie jak budowa wiaduktu, lewo- i prawoskrętów, a zwłaszcza dzięki powstaniu obwodnicy miasto zostało udrożnione, szczególnie centrum. Całe Podolszyce korzystają z obwodnicy – nie tylko jako drogi do Orlenu, ale i do innych części miasta. Na tej drodze jest duże natężenie ruchu, co najlepiej świadczy o tym, jak to rozwiązanie było potrzebne. Trzeba zauważyć, że to, czym Europa zachwycała się kilkadziesiąt lat temu, a od czego potem zaczęła odchodzić, do nas przyszło po 1989 r. Nasza fascynacja szerokimi drogami i betonem zaczęła się w Polsce z opóźnieniem w stosunku do Zachodu. Ale rzeczywiście, dziś przed nami stoją inne wyzwania – nie kolejne udogodnienia dla ruchu samochodowego, ale stworzenie przyjaznych warunków do życia w mieście.

I jakie są wnioski z tej refleksji?

– Dziś dostrzegam to, co zostało poruszone m.in. w książce „Betonoza…”, czyli jak ważne są kwestie ekologii. I traktuję jako konieczność, zwłaszcza w obliczu postępującego globalnego ocieplenia. Widzę tu dwie ścieżki działania. Pierwsza to zaangażowanie strony społecznej, zarówno w sprawę ochrony drzew i zieleni, ale także w kontekście planowanych i realizowanych inwestycji, tak samorządowych, jak i prowadzonych przez inne podmioty. A druga ścieżka to określenie urzędnikom priorytetów dotyczących zieleni, uwrażliwienie ich, aby bezwzględnie brali ją pod uwagę już na etapie projektowania, a potem realizacji.

Do tego jeszcze wrócimy. Ale proszę powiedzieć, bo dla mnie to myśl przewodnia tej rozmowy: czy będzie miał pan odwagę stać się prezydentem, który rozbetonuje nasze miasto? Zmieni Stary Rynek, Tumską, Pasaż Paderewskiego na Podolszycach Południe?

– Zdecydowanie tak, to kwestia naszej przyszłości! Ważne są zarówno oczekiwania mieszkańców, jak i świadomość zmieniającego się klimatu. W tym względzie przyjmuję argumenty i naukowe, i zdroworozsądkowe. Nie chodzi o to, żeby teraz posadzić drzewo na każdej ulicy, ale żeby tworzyć zielone strefy. Gdyby myśleć o tym wszystkim jako o rewolucji, która miałaby się u nas zadziać, to np. jezdnie na ulicach Sienkiewicza czy Kolegialnej należałoby zrobić jednopasmowe, a obecny drugi pas na każdej z nich przeznaczyć na buspasy lub drogi rowerowe. I kiedyś tak się stanie. Jeśli chodzi o Stary Rynek, to na razie nie ma w planach jego modernizacji czy remontu, przed nami są inne, kosztowne inwestycje do realizacji. Na szczęście tutaj stare drzewa pozostały, może trzeba by pomyśleć o tym, by zwiększyć wokół nich przestrzeń wolną od płyt, dać większy dostęp wody do korzeni. A Pasaż Paderewskiego? Cóż, wszyscy się zgadzamy, że drzew w Płocku jest za mało…

To ja się jeszcze upomnę o dęby na Nowym Rynku, których korzenie w całości są zalane betonem i asfaltem, a w pozostawionych marnych opaskach nawet pnie już się nie mieszczą.

– To się zmieni w czasie budowy tego placu, ale rzeczywiście można tym dębom dać już wcześniej więcej miejsca.

Ta rozmowa to także trochę rozliczanie się z tym, co się już zadziało. Powstała sieć ścieżek rowerowych, ale wycięto dla nich dziesiątki, chyba nawet setki drzew. Powstały pozbawione cienia rozprażone trasy. Albo – przykładem niech będzie ul. Kutrzeby – nowe drzewa przy chodniku zostały posadzone od strony północnej, co sprawiło, że piesi ledwie zipią w pełnym słońcu, a cień jest… na trawniku. Zupełnie bez wyobraźni!

– Jeśli chodzi o ścieżki, to tam, gdzie było to możliwe, drzewa pozostawiono. Chciałbym wierzyć, że za każdym razem wycinka była konieczna, że inaczej tej trasy nie dało się poprowadzić. Jeśli były błędy – trzeba to naprawić i sadzić nowe drzewa. Ale mamy też przykład Mostówki. W planach było wycięcie dużych drzew, ale nie dopuściliśmy do tego, drzewa zostały. A przykład Kutrzeby? Cóż, rozsądek podpowiada, że drzewa powinny być po obu stronach drogi, więc pewnie będą tam dosadzone. Zresztą cień rzucany na trawnik też jest ważny, bo dzięki temu trwa nie jest wypalana przez słońce.

Wróćmy do tego, co pan powiedział o uwrażliwieniu urzędników na zieleń przy inwestycjach. Co to dokładnie znaczy? Bo dotąd roślinność to było najmniejsze zmartwienie, jak przeszkadza, to się wytnie… i już!

– Urzędnicy muszą mieć świadomość, że trzeba przeanalizować każdy możliwy wariant, żeby tylko uratować drzewa. Zgoda, przez wiele lat po 1989 r. zieleń była traktowana po macoszemu.

Idea słuszna, ale czy pan się czynnie włączy we wcielenie jej w działanie?

– Oczywiście! Będę nie tylko nalegał na zajęcie się kwestią drzew, ale pytał, sprawdzał, co zrobiono, by je uratować. Powtórzę: już na etapie projektowania musi być uwzględniony „zielony” priorytet. Musimy absolutnie wszyscy zmieniać świadomość w tym względzie. Przećwiczyliśmy to już przy ul. Pocztowej w Borowiczkach. Tam budowa drogi, chodników, ścieżki rowerowej, a co za tym idzie – zapewnienie bezpieczeństwa były dla mieszkańców koniecznością. Tymczasem drzewa rosły w skrajni jezdni. Nie było automatycznej decyzji: wycinamy, bo przeszkadzają. Długo i skrupulatnie szukaliśmy takich rozwiązań, żeby je zachować. Niestety, nie zawsze jest to możliwe. Budowa tej drogi naruszyłaby systemy korzeniowe…

Mówił pan też o tym, że władze muszą nawiązać realną, „zieloną” współpracę z mieszkańcami. Jak to rozumieć?

– Prezydenci wielu polskich miast widzą potrzebę tworzenia wysp zieleni, mikroklimatu przyjaznego ludziom, nawet kosztem terenu, który dziś jest ulicą lub parkingiem. U nas, tworząc zielony skwerek przy Jachowicza, zajęliśmy teren, który z ochotą kupiłby każdy deweloper i postawił na nim kolejny blok. Pracujemy nad stworzeniem specjalnej aplikacji – na wzór już istniejącej lokalspot, przez którą można zgłosić np. dzikie wysypisko śmieci, przechyloną latarnię czy inne nieprawidłowości w mieście. Tę nową nazwałbym zielonym localspotem. I każdy płocczanin będzie mógł tą drogą zgłosić, że w określonym miejscu chciałby mieć drzewo albo inną zieleń. Każde zgłoszenie ma zaowocować realizacją takiej propozycji, a jeśli nie będzie to możliwe, np. z powodu istniejącej infrastruktury, jak linie elektroenergetyczne czy magistrala ciepłownicza – urzędnik będzie musiał wyjaśnić to wnioskodawcy. Najpóźniej na wiosnę aplikacja będzie gotowa. Mam przekonanie, że „nie ma, że się nie da”. Trzeba zrobić wszystko, żeby się dało!

Czy kiedykolwiek ktokolwiek badał płockie wyspy ciepła, czyli miejsca, w których latem temperatura bywa nawet o ponad 10 stopni wyższa niż w tych, które toną w zieleni?

– Nie było w Płocku takich badań.

Nie ma więc sensu pytać o wnioski. Ale zapytam o coś innego: Jaka jest rola ogrodnika miasta?

– Powinien dbać o istniejącą zieleń i pilnować, żeby w trakcie planowania i realizacji inwestycji zieleń nie była niszczona. A także tworzyć, kreować nowe przestrzenie zielone w mieście.

Sam pan musi przyznać, że pomiędzy tą słuszną definicją a płocką rzeczywistością jest spory rozdźwięk. Nasza miejska ogrodniczka nie sprawdza się w zadaniach, jakie pan zdefiniował, i nie jest to moje wyłącznie spostrzeżenie. Ludzie to widzą.

– Powiem tyle: musi się sprawdzać. To kwestia obecnych priorytetów, nie tylko dla ogrodnika miejskiego, ale i pozostałych urzędników. Dla wszystkich.

Na swoją kolej czeka plac Narutowicza, widzieliśmy zwycięski projekt modernizacji… o k r o p n y! Wszędzie beton! Kiedy zaczną się prace i czy ten beton się tam wyleje?

– Absolutnie nie! Nie zabetonujemy pl. Narutowicza, to pewne! Pierwotny projekt przejdzie ogromne zmiany. Jeszcze nie znamy terminów, kiedy to ruszy, musimy opracować szerzej zielone plany dla miasta, przeprowadzić inne inwestycje.

Aktywiści miejscy – grupa płocczan, która walczy o zieleń w mieście – boją się o Nowy Rynek, żeby nie stał się kolejną betonową pustynią. Wiem jednak, że autorzy projektu, który ma być realizowany, nie chcą pozbawiać tego miejsca starych drzew, zieleni. Jak będzie?

– Nowy Rynek stanie się przestrzenią przyjazną mieszkańcom, wraz z ul. Królewiecką. Zdaję sobie sprawę, że na początku wielu ludzi nie będzie zadowolonych, bo stawiamy tam głównie na ruch pieszych, a nie aut, dla których powstaną tylko drogi-opaski. Na placu będzie sporo zieleni. Oczywiście drzewa zostaną, a jeśli będą bezwzględnie kolidowały z budową, nie zostaną wycięte, a przesadzone – i to bez względu na ich wielkość.

Kiedy rozpocznie się budowa Nowego Rynku?

– Zgodnie z przyjętym harmonogramem w tym i przyszłym roku mają powstać projekt budowlany wraz z pozwoleniem na budowę oraz projekt wykonawczy. W 2022 roku rozpoczęlibyśmy procedurę przetargową na wyłonienie wykonawcy. Proszę pamiętać, że jest to ogromne przedsięwzięcie, więc i procedura jest skomplikowana. Zakładamy, że w drugim półroczu 2022 roku uda się wyłonić wykonawcę, więc pod koniec przyszłego roku mogłyby się rozpocząć prace.

Proszę nam zdradzić, jakie są zielone plany dla Płocka na ten rok?

– Urządzimy park osiedlowy i zaprojektujemy dwa kolejne. Park powstanie na terenie po byłym przedszkolu przy ul. Braci Jeziorowskich. Do końca lutego ma być gotowy projekt, przygotowany na podstawie opracowanej wcześniej koncepcji, która zakłada m.in. aranżację istniejącej zieleni i posadzenie nowych roślin. Posadzimy 15 drzew, m.in. lipę drobnolistną, buk pospolity, klon polny, tulipanowiec, 515 szt. krzewów, w tym np. kalinę japońską, forsycję, hortensję bukietową oraz ligustr pospolity, który będzie tworzył żywopłot. Będą też trawy ozdobne i byliny, a także łąka kwietna, na której będą rosły m.in. złocienie, jaskry, chabry, marchew dzika czy krwawnik pospolity. Do tego oczywiście oświetlenie, ciągi piesze oraz mała architektura, tj. ławki z oparciem, ławki-huśtawki, leżaki, biblioteczka terenowa, stojaki na rowery oraz siłownia pod chmurką. Z kolei na dwa następne parki – Międzytorze i Mała Rosica – ogłosimy przetarg na opracowanie dokumentacji projektowo-kosztorysowej.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNajmocniejsze cytaty ostatnich dni – Modelka Playboya wścieka się, bo została ocenzurowana
Następny artykułW weekend w tv: Mickey Niebieskie Oko