A A+ A++

Prokuratura tłumaczy w piśmie do rodzin, że opinie biegłych są „niepewne” i „wymagają uzupełnienia”. Sporządzeniem nowej opinii ma się zająć Katedra Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W państwie, gdzie prokuratura jest tak upolityczniona jak w Polsce PiS, trudno uwierzyć, że decyzja prokuratury dyktowana jest wyłącznie względami śledczymi, że nie stoi za nią jakieś polityczne zamówienie.

Pojawia się więc pytanie: po co Ziobro i obóz rządzący znów podnoszą temat Smoleńska, zwracając na niego uwagę opinii publicznej właśnie teraz? Dlaczego otwierają konflikt z wieloma rodzinami ofiar, które chcą by zostawiono je wreszcie w spokoju, sprawę zamknięto i przestano upolityczniać? Po co prokuratura wikła się w działania, które muszą wzbudzić polityczne kontrowersje?

Czytaj również: To Jarosław Kaczyński kazał bratu lądować w Smoleńsku?

Kryzys leczony kryzysem

Być może chodzi właśnie o wywołanie kontrowersji wokół Smoleńska. Elektryzują one bazę PiS, oraz odwracają przynajmniej na chwilę uwagę opinii publicznej od innych problemów. A tych rządzący obóz ma przecież nie mało. Mimo zamrożenia prac nad piątką na zwierząt wkurzona jest wieś i rolnicy. O kobietach wściekłych na wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie muszę chyba wspominać. Protesty na razie trochę jakby osłabły, mogą jednak wrócić, gdy po przerwie ponownie zbierze się Sejm, a pod jego obrady trafi projekt „kompromisowej” ustawy Andrzeja Dudy. Do tego wszystkiego dochodzą problemy z epidemią Covid-19 i związanym z nią kryzysem gospodarczym.

W politycznym DNA PiS i samego Jarosława Kaczyńskiego zawsze leżało leczenie kryzysu kryzysem. Jako lider swojego obozu Kaczyński niemal nigdy nie korzysta z hamulca. Gdy wydaje się, że traci kontrolę nad sytuacją, zamiast hamować, dociska pedał gazu. Wielokrotnie kończyło się to dla niego samego i jego projektów politycznych tragicznie, ale od 2015 roku działało. Poza niewielkimi wyjątkami PiS się nigdy nie cofał, nie uspakajał sytuacji. Gdy eskalacja konfliktu wydawała się wymykać spod kontroli jeszcze ją podkręcano. W 2016 mamy wielki kryzys w parlamencie, posłowie opozycji okupują salę plenarną. Co robi PiS? Zamiast rozmawiać podbija stawkę i przegłosowuje prawem kaduka budżet w sali kolumnowej, bez żadnej debaty, we własnym gronie.

Nie byłoby więc niczym zaskakującym, gdyby w obliczu wszystkich kryzysów z końca 2020 roku obóz Kaczyńskiego postanowił przykryć je wywołując kolejny, odgrzewając spór o Smoleńsk. Pytanie jednak, czy Smoleńsk w ogóle do tego się dziś nadaje? Czy dziesięć lat po katastrofie, po wszystkich kompromitacjach Macierewicza i najcięższych oskarżeniach pod adresem opozycji, wytaczanych publicznie przez samego Kaczyńskiego, kogoś poza pisowskim betonem jeszcze w ogóle obchodzi co prokuratora Ziobry robi w sprawie Smoleńska? Zwłaszcza w sytuacji gdy ludzie umierają w karetkach, bo w promieniu 100 km nie ma szpitala, który byłby ich w stanie przyjąć?

Walka o „smoleńską schedę”

Być może więc wcale nie chodzi o odwrócenie uwagi opinii publicznej od licznych kłopotów rządu, ale o coś innego: walkę o „smoleńską schedę” w obozie władzy. O to, kto będzie w nim głównym rycerzem walczącym o „prawdę o Smoleńsku”, mogącym liczyć dzięki temu na wsparcie części żelaznego elektoratu.

W ostatnich latach wyraźnie zaznaczyli się dwaj pretendenci o tej pozycji. Pierwszy jest oczywisty. To Antoni Macierewicz, polityk w ostatniej dekadzie zrośnięty z tematem Smoleńska bardziej niż sam Jarosław Kaczyński. Jeszcze w czasach opozycji do rządów PO-PSL kieruje badaniami zespołu, mającego „odkryć prawdę”, rzekomo ukrywaną przez oficjalne ustalania.

Drugi pretendent jest mniej oczywisty – to Zbigniew Ziobro. Przed 2015 rokiem nigdy nie znajdował się na pierwszej linii frontu smoleńskich sporów. Do dziś Smoleńsk nie jest nawet w pierwszej piątce tematów, na jakich minister sprawiedliwości buduje swoją pozycję. Tym nie mniej, kierowana przez niego prokuratura stała się ważnym ośrodkiem walki o pisowską narrację o Smoleńsku, drugim obok zespołu Macierewicza.

O ile były szef MON zawsze miał skłonność do przedstawiania jako „oczywistej prawdy” najbardziej wariackich teorii na temat rzekomego zamachu, to śledczy prokuratury Ziobry starali się elementarnie trzymać ziemi.

Niechętna Macierewiczowi część medialnego zaplecza PiS przyjęła nawet narrację, w której z jednej strony mamy ekscentryczne teorie Macierewicza, z drugiej rzekomo równie niewiarygodną wersję oficjalną z czasów Tuska, a pośrodku tego rozsądną prokuraturę Ziobry, dążącą do ustalenia jak było naprawdę i rozliczenia osób odpowiedzialnych za katastrofę.

Cienia dowodu pozwalającego mówić o jakichkolwiek rozliczeniach Macierewicz i jego komisje nigdy nie dostarczyły. Prokuratura za to postawiła oficjalne zarzuty pełniącym służbę w Smoleńsku 10.04.2020 kontrolerom lotu.

Wiemy, że w ostatnich kilku, kilkunastu miesiącach Ziobro prowadzi ofensywną kampanię, mającą zbudować jego przyszłą pozycję w obozie prawicy. Że planuje grę o najwyższe stawki. Podtrzymywanie sprawy smoleńskiej raczej mu w tym nie zaszkodzi. Być może dlatego Prokuratura Krajowa przeciąga śledztwo.

Czytaj także: Pandemia tylko zawiesiła Smoleńsk. Najbardziej irracjonalny spór III RP będzie wracał

PiS nie może zamknąć tej sprawy

Choć równie dobrze może wynikać to z tego, że PiS po prostu nie potrafi w sprawie Smoleńska przyjąć żadnej ostatecznej konkluzji. Ani wprost, oficjalnie potwierdzić, że to był zamach, ani przyznać, że mieliśmy po prostu do czynienia z tragiczną katastrofą komunikacyjną, jakie się przecież zdarzają.

Nie może oficjalnie powiedzieć, że to zamach, gdyż musiałoby to ciągnąć za sobą tego twarde konsekwencje. Oficjalne wskazanie Rosji jako winnego wymagałoby co najmniej zerwania relacji dyplomatycznych i domagania się najtwardszych sankcji od naszych partnerów z UE i NATO. Nawet PiS tego nie zrobi, bo wie, że taka szarża bez dowodów – których w ciągu dekady zebrano zero – byłaby już zupełną kompromitacją państwa i rządzącej nim partii. Rządzący nie mogą też powiedzieć, że Smoleńsk to po prostu katastrofa. Oznaczałoby to, że przez ostatnie dziesięć lat partia Kaczyńskiego kłamała, rzucała oszczerstwa, bez powodu podgrzewała nastroje społeczne.

Smoleńsk ma więc i musi mieć w narracji PiS status podobny jak jednocześnie żywy i martwy kot Schrödingera ze słynnego myślowego eksperymentu, ilustrującego ustalenia fizyki kwantowej. Jednocześnie jest katastrofą i zamachem, jednym i drugim i żadnym z nich.

Choć w 2018 roku, po ostatniej, 96. miesięcznicy, PiS odsunął Smoleńsk na trzeci, a nawet czwarty plan swoich rządów, to smoleńskiego króliczka rządząca partia gonić będzie jeszcze kilka dobrych lat. Można przypuszczać, że Prokuratura Krajowa znajdzie jeszcze niejeden powód, by ponownie zbadać któryś z wątków tragicznego wydarzenia sprzed dekady.

Czytaj również: Powrót Smoleńska i Antoniego Macierewicza. Nie ma raportu, jest tandetny film

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTransmisja mszy z kościoła Św.Trójcy w Kościerzynie
Następny artykułXVII Zaduszki Jazzowe pokażemy na żywo. Zaprasza Piotr Salata