Kiedy 9 stycznia Schalke w efektownym stylu pokonało u siebie Hoffenheim 4:0, kibice siedmiokrotnego mistrza Niemiec mogli się łudzić, że teraz będzie już tylko lepiej. Zespół prowadzony wówczas przez Christiana Grossa przełamał fatalną serię 327 dni bez zwycięstwa w Bundeslidze i nie pobił niechlubnego rekordu Tasmanii Berlin sprzed 35 lat. Tasmanii, która nie wygrała 31 meczów w lidze z rzędu. Schalke zatrzymało się na 30.
Był to jednak tylko złudny moment nadziei, a Schalke, zamiast rosnąć, pogrążało się w i tak wielkim kryzysie. Jeśli ktoś miał nadzieje, że zespół Grossa ruszył właśnie do walki o utrzymanie, szybko został wyprowadzony z błędu. Po zwycięstwie z Hoffenheim Schalke nie wygrało kolejnych 12 meczów w lidze, przegrywając dziewięć z nich.
Drużynie nie pomogła kolejna zmiana trenera. Z końcem lutego z pracy zwolniony został Gross, a jego miejsce zajął Dimitrios Grammozis, zostając już piątym szkoleniowcem Schalke w tym sezonie! Chociaż półtora tygodnia temu jego zespół wygrał u siebie z Augsburgiem (1:0), to nieunikniona degradacja została tylko odłożona w czasie.
W sobotę Schalke kolejny raz skompromitowało się, przegrywając z Freiburgiem 0:4. We wtorek jego los został przypieczętowany porażką z walczącą o utrzymanie Arminią Bielefeld. Porażka 0:1 oznacza, że Schalke, wicemistrz Niemiec z sezonu 2017/18, klub, który niewiele ponad dwa lata temu grał w 1/8 finału Ligi Mistrzów, czwarty raz w historii spadł do 2. Bundesligi.
Wcześniej zdarzało mu się to w burzliwych latach 80. (1981, 1984, 1988 – red.). Jak to możliwe, że ta fatalna historia powtórzyła się w tym roku?
Katastrofa bez chęci do walki
– Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa. To była katastrofa. Taka gra nie jest do zaakceptowania, jest do niczego. Chcę widzieć zawodników, którzy dadzą z siebie wszystko dla tego klubu i herbu. Dziś tego nie widziałem – mówił Grammozis po tragicznym meczu we Fryburgu.
To zresztą nie pierwszy raz, kiedy trener, eksperci czy kibice zarzucali piłkarzom Schalke brak zaangażowania. – Nie byli żadnym rywalem dla Borussii. Przypominało mi to mecz Bayernu z piątoligowym Dueren w Pucharze Niemiec. Z tą różnicą, że Dueren było odważniejsze – tak po jesiennym meczu z Borussią Dortmund (0:3) wypowiadał się o drużynie ekspert Sky, Lothar Matthaeus.
“Świnie w rzeźni Toennisa mają więcej chęci do walki” – taki napis widniał na transparencie przygotowanym przez kibiców, który “przywitał” graczy Schalke po tamtym spotkaniu pod Veltins-Areną.
Chociaż problemy Schalke trwały od wielu miesięcy, to ich efekty nasiliły się i skumulowały w tym sezonie. Jeszcze po rundzie jesiennej poprzednich rozgrywek drużyna prowadzona wówczas Davida Wagnera zajmowała piąte miejsce w tabeli z taką samą liczbą punktów, co Borussia Dortmund. W Gelsenkirchen mogli więc marzyć nawet o powrocie do Ligi Mistrzów, jednak beznadziejna seria meczów bez zwycięstwa sprawiła, że Schalke spadło na 12. miejsce w tabeli.
Problemem klubu nie były jednak tylko kwestie sportowe. Na Veltins-Arenie musieli się też martwić o finanse oraz kwestie obyczajowe, które dotknęły byłego już prezesa klubu, Clemensa Toenniesa. Należąca do jego koncernu ubojnia przez fatalne warunki sanitarne stała się jednym z największych siedlisk koronawirusa w Niemczech. Fatalna sytuacja wokół Clemensa i jeszcze gorsze wyniki zespołu Wagnera sprawiły, że kibice rozpoczęli protest, który pod koniec czerwca doprowadził do dymisji prezesa.
Kryzysu w klubie nie przetrwał też Wagner, który zwolniony po kompromitujących porażkach 0:8 z Bayernem Monachium i 1:3 z Werderem Brema w dwóch pierwszych kolejkach tego sezonu. Jego następca, czyli Manuel Baum, na stanowisku wytrwał raptem 2,5 miesiąca, zdobywając 4 punkty w 10 meczach.
Obsesja zakończona spadkiem
“Obsesja na punkcie utrzymania się w czołowej czwórce ligi sprawiła, że klub odszedł od tradycji szkolenia i promowania młodych, bardzo utalentowanych zawodników. Krótkowzroczność i stawianie na szybki sukces zabiło długofalowe spojrzenie, które było siłą Schalke. Nowe podejście do klubu zarówno na boisku, jak i poza nim, sparaliżowało go i uczyniło z niego jednego z najpoważniejszych kandydatów do spadku. Dopóki nie zmieni się filozofia klubu, żaden trener nie uratuje go przed klęską” – tak o Schalke pisało “Deutsche Welle” zaraz po zwolnieniu Wagnera.
Rzeczywiście obecnie w klubie próżno szukać piłkarzy takich jak Manuel Neuer, Mesut Oezil, Joel Matip, Sead Kolasinac, Thilo Kehrer, Julian Draxler czy Leroy Sane, którzy dawali Schalke nie tylko jakość, ale też w większości pieniądze z transferów do innych klubów. Jako jedną z przyczyn zapaści klubu “Bild” podawał również brak w obecnej kadrze zawodników, którzy identyfikowaliby się z klubem.
Zmiana filozofii prowadzenia klubu, nietrafione, drogie transfery i fatalne wyniki w lidze wpędziły Schalke w wielkie kłopoty finansowe. Kiedy wiosną zeszłego roku nie wiadomo było, czy rozgrywki Bundesligi zostaną wznowione, to właśnie klub z Gelsenkirchen wskazywany był jako ten, który może upaść jako pierwszy.
Schalke wciąż ma około 200 milionów euro długu. Klub notował straty jeszcze przed pandemią, która tylko pogorszyła jego sytuację. – W ciągu ostatnich trzech lat Schalke dwukrotnie nie zakwalifikowało się do europejskich pucharów. Dla klubu to duża strata nie tylko z powodu braku pieniędzy od UEFA, ale też braku wpływów z dnia meczowego. Przeczytałem kiedyś, że Schalke musi rozegrać przynajmniej 25 meczów na własnym stadionie, by ten nie przyniósł strat w sezonie. Oznacza to osiem spotkań poza Bundesligą, więc bez dobrej gry w europejskich pucharach, ten cel jest niemożliwy do osiągnięcia – mówił nam Tomasz Urban, ekspert stacji Eleven Sports.
I dodawał: W ciągu ostatnich trzech sezonów klub stracił 65 milionów euro na samych transferach. Schalke kupowało piłkarzy za spore kwoty, a oddawało ich za grosze lub za darmo. W ostatnich latach w ten sposób odeszli m.in. Joel Matip, Leon Goretzka, Max Meyer czy Sead Kolasinac. Latem zrobił to Alexander Nuebel.
– Ich problemem jest też struktura budżetu. Ponad 40 procent stanowią pensje zawodników. To bardzo dużo, jak na niemieckie warunki. W sezonie 2018/19 klub wydał na pensje 123 miliony euro, kiedy jego całkowity budżet wynosił 275 milionów euro. Schalke cierpi przez swoją manię wielkości i chęć rywalizacji z Borussią Dortmund.
Ta mania i bezsensowne wyrzucanie pieniędzy sprawiło, że klub z hukiem zleciał do 2. Bundesligi. Jeśli Schalke nie zdobędzie co najmniej 18 punktów (na razie ma 13 – red.), to zostanie najgorszym spadkowiczem w historii ligi. Cel na najbliższy rok dla klubu jest jasny: poprawa sytuacji finansowej i przede wszystkim powrót do Bundesligi. Chociaż na razie sporo wskazuje na to, że zespół budować będzie Grammozis, to ostatnie miesiące chaosu w Schalke sprawiły, że wciąż możemy spodziewać się tam niespodziewanego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS