A A+ A++

W piątek (2.09.2022) minister zdrowia Adam Niedzielski odwiedził Lwowski Szpital Obwodowy dla weteranów wojennych i osób represjonowanych. Jak informuje ministerstwo, Niedzielski „rozmawiał z lekarzami i rannymi w działaniach wojennych o bieżących potrzebach w leczeniu pacjentów”. Podczas wizyty w szpitalu towarzyszył mu ukraiński minister zdrowia Wiktor Liaszko oraz mer Lwowa Andrij Sadowy. – Wielki szacunek dla narodu ukraińskiego za walkę. Naszą rolą, jak i innych państw Europy, jest pomoc. Jesteśmy wrotami do Europy dla ukraińskich pacjentów. Ukraina może prowadzić walkę z rosyjskim agresorem i być spokojna o swoich chorych – oświadczył Niedzielski.

Mer Lwowa zamieścił na Facebooku podziękowanie dla „polskich kolegów za wsparcie” oraz załączył zdjęcia z wizyty polskiego ministra. Na jednym z nich Niedzielski znajduje się w sali, w której wisi czerwono-czarna flaga OUN-UPA. Mer Lwowa coś tłumaczy, wszyscy słuchają, banderowska flaga wisi na ścianie. I to jest zdjęcie, które mer Lwowa uznał za właściwe, aby zamieścić je na Facebooku.

Spójrzmy teraz na reakcję polskich czynników rządowych w związku z tym, że Ukraińcy zaprowadzili polskiego ministra do sali z banderowską flagą, a mer Lwowa pochwalił się tym w mediach społecznościowych. Prezydent Duda i premier Morawiecki nabrali wody w usta. Do sprawy odniósł się rzecznik MSZ Łukasz Jasina, odpowiadając na twitterowy wpis dziennikarza Super Expressu, Marcina Torza.

– Panie Rzeczniku, niech w końcu ktoś wyjaśni Ukraińcom, że nas po prostu boli widok tej flagi. Albo nasi przyjaciele tego nie rozumieją, albo – oby nie – zachowują się wobec nas specjalnie bardzo nieładnie (delikatnie mówiąc) – napisał Torz. – Nie tylko Pana boli ten symbol – odpisał Jasina. Zapytany przez internautę, czy nie jest to zadanie podległych mu służb, żeby sprawdzić „teren”, Jasina odparł, że nie podlegają mu placówki dyplomatyczne i inne ministerstwa. Dopytywany, czy to nie MSZ zabezpiecza, w rozumieniu przygotowania wizyty, wyjazdy członków rządu, Jasina wyjaśnił, że MSZ jest w wielu przypadkach uczestnikiem takich procedur. – Zazwyczaj wizyty wspomagają nasze placówki dyplomatyczne i konsularne. Nie znam jednak szczegółów. Koledzy z ministerstwa zdrowia na pewno chętnie panu pomogą – napisał.

Ministerstwo zdrowia włączyło się do tej dyskusji zamieszczając na Twitterze wpis o następującej treści: Szanowni Państwo, nie była to flaga pod którą strona ukraińska przyjmowała ministra Niedzielskiego. Była to flaga jednego z rannych żołnierzy w jednej z wielu sal. Zwróciliśmy uwagę stronie ukraińskiej i wizyta w tej sali zakończyła się.

To kuriozalne wyjaśnienie wystarczyło dziennikarzowi Super Expressu. – Dzięki za wyjaśnienie. Ulżyło mi, serio. Pozdrawiam – napisał Torz.

Jak widzicie, dziennikarzowi ulżyło, bo chociaż flaga UPA boli go, to ów ból został złagodzony zapewnieniem, że zwrócono uwagę stronę ukraińskiej. Najwidoczniej jednak zwrócenie uwagi nie było na tyle skuteczne, żeby powstrzymać mera Lwowa od zamieszczenia na Facebooku zdjęcia z polskim ministrem i banderowską flagą. Czyżby nie zdawał sobie sprawy, że takie zdjęcie będzie upokorzeniem dla Polaków? Nie bądźmy naiwni. Moim zdaniem mer Lwowa doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robi. Sadowy jest na tym stanowisku od 2006 roku. To nie jest niezorientowany nowicjusz, który popełnił gafę.

Zamieszczenie zdjęcia z polskim ministrem i banderowską flagą służy konkretnemu celowi. Jakiemu? Polacy mają pogodzić się z faktem, że Ukraińcy gloryfikują „herojów” z UPA i zaakceptować kult ludobójców, na którym Ukraińcy budują swoją tożsamość narodową. A ponieważ polskie władze kładą uszy po sobie i dzień w dzień dziękują Ukraińcom za ich walkę z Rosją, to hulaj dusza, piekła nie ma. Bandera na pomnikach, ofiary Rzezi Wołyńskiej w bezimiennych dołach śmierci. Komu to się nie podoba, ten „ruska onuca”.

Oswajanie banderyzmu w Polsce dokonuje się przy milczeniu polskich władz i opozycji totalnej. Natomiast broszura „Stop ukrainizacji Polski”, wydana przez partię Grzegorza Brauna, wywołała wściekłość i oskarżenia o powtarzanie rosyjskiej narracji i dążenie do skłócenia Polaków i Ukraińców. Jednocześnie to, że Ukraińcy przyjmowali polskiego ministra na tle flagi UPA, a mer Lwowa zamieścił zdjęcie tego upokorzenia w Internecie, skwitowano zdawkowym wyjaśnieniem „zwróciliśmy uwagę stronie ukraińskiej”. Jak widzicie, ukrainofile uparcie zamiatają problem pod dywan i udają, że nie widzą, iż nawet w sytuacji wojny z Rosją Ukraińcy nie wykazują empatii dla pomagającej im Polski. Ale Ukraińców krytykować nie wolno, bo to psuje relacje polsko-ukraińskie. Wolno natomiast opluwać Polaków krytykujących Ukraińców, bo to wzmacnia sojusz polsko-ukraiński. Tak wygląda logika ukrainofilów.

Zatem zadam proste pytanie: czy zaprowadzenie polskiego ministra do sali udekorowanej flagą UPA i opublikowanie takiego zdjęcia w mediach społecznościowych poprawia relacje polsko-ukraińskie, czy je psuje? Odpowiedź jest oczywista i nawet ukrainofile nie mogą stwierdzić, że takie działanie służy budowaniu polsko-ukraińskiej przyjaźni. A zatem stosując retorykę ukrainofilów oskarżających „ruskie onuce” o psucie dobrych relacji polsko-ukraińskich, należałoby stwierdzić, że mer Lwowa jest taką „ruską onucą”. Zgodnie z retoryką ukrainofilów należałoby teraz wysłać mera Lwowa tam, gdzie Ukraińcy wysyłali ruski wojenny koriabl. Należałoby mu zarzucić, że jest agentem Kremla. Należałoby stwierdzić, że mocodawcy płacą mu w rublach, a w ogóle to jest na etacie w FSB i dzięki niemu Putin otwiera szampana. Dlaczego zatem ukrainofile nic takiego nie piszą? Skąd ta cisza?

Odpowiedź jest następująca: polscy ukrainofile już zaakceptowali gloryfikację banderyzm i pracują teraz nad spacyfikowaniem tych Polaków, którzy na to się nie godzą. Jak w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji? Odpowiedzią jest taktyka salami. To, na co początkowo nie zgodziłby się żaden normalny Polak, zostało plasterek po plasterku wsączone do polskich głów i już wydaje zatrute owoce. O Rzezi Wołyńskiej lepiej nie wspominać, bo to psuje relacje z ukraińskimi „braćmi i siostrami”. Lepiej ogłosić, że to było dawno i nie można żyć przeszłością. A pomniki banderowskich ludobójców, stojące w ukraińskich miastach, należy usprawiedliwić tym, że Ukraińcy traktują je jako symbole walki z Rosją. Efekt jest taki, że wytresowani tą propagandą Polacy opluwają tych, którzy nie zgadzają się na relatywizację Rzezi Wołyńskiej i gloryfikację jej  sprawców. Dlaczego więc Ukraińcy mieliby robić jakiś rachunek sumienia? Przecież wszystko gra i sztymuje. Batko nasz Bandera, sława Ukrajini i herojam sława! A kto nie przyklaśnie, ten „ruska onuca”.

Można budować dom na skale i można budować dom na piasku. Trwałość owych budowli zostanie w pewnym momencie zweryfikowana i łatwo przewidzieć, jakie będą efekty tej weryfikacji. Dom na skale przetrwa, dom na piasku runie. Budowanie sojuszu polsko-ukraińskiego bez rozliczenia ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, jest budowaniem na piasku. Nie można zbudować niczego dobrego, jeśli zło nie zostanie nazwane po imieniu i jeśli nie zostanie odrzucone. Ten, kto tego nie rozumie, jest skazany na porażkę.

Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, że to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats

Zobacz też:

Katarzyna TS: Petlura nie przykryje Bandery

 

 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Der Masuren-Krimi” – nagrania w Szczytnie
Następny artykuł7.FPK – “Dzikie opowieści” – ilustracje Elżbiety Żaczek