A A+ A++

Bezsprzecznie najważniejszym wydarzeniem kolejnego dnia 94. Narodowych Mistrzostw Polski był mecz Huberta Hurkacza z blondwłosym warszawianinem, obchodzącym niedawno swoje 17-te urodziny Maksem Kaśnikowskim. Tenisiści znają się całkiem nieźle, spędzili ze sobą sporo czasu na treningach podczas Pucharu Davisa w Kaliszu, ale  oczywistym faworytem był 29. tenisista rankingu ATP. Maks nie przestraszył się pełnych trybun kortów Górnika Bytom. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że podczas meczu to one niosły go coraz bardziej i bardziej w kierunku zwycięstwa. Nie można zapomnieć o tym, że wytrzymywał mordercze tempo wymian z Hurkaczem, a co ważniejsze odważył się przejąć inicjatywę, a także częściej niż rzadziej pomagało mu szczęście. 17-latek nie miał żadnych kompleksów i nawet jeśli jakieś zagranie nie przebiegło po jego myśli szybko o nim zapominał i koncentrował się na kolejnej piłce. Co ciekawe mógł zakończyć spotkanie już w końcówce II seta, ale wtedy zabrało mu nieco opanowania i stalowych nerwów, a takie momenty bezwzględnie wykorzystuje przyzwyczajony do tego najlepszy polski tenisista.

Po spotkaniu Kaśnikowski zatracił się w radosnym szale i jak mówił później, nie chciał zmarnować tej wspaniałej chwili triumfu więc wpadł na oryginalny pomysł wykorzystania charakterystycznej cieszynki leworęcznego koszykarza Houston Rockets Jamesa Hardena. Tzw. James Harden Shake and Bake! może robić wrażenie tuż po wsadzie rosłego brodacza, ale to w wykonaniu Kaśnikowskiego robiło nie mniejsze. Mam koszulkę Hardena, często w niej chodzę i akurat przypomniałem sobie o jego cieszynce. Chciałem zrobić coś efektownego na koniec

Najcięższy z wszystkich sprawdzianów popularny “Kaśnik” zdał na szóstkę.

Jeszcze nie poukładałem sobie w głowie całego meczu. Będę musiał sobie to dokładnie przeanalizować i przemyśleć jak to zrobiłem. Jestem w szoku, tak jak chyba wszyscy. Bardzo się cieszę, że udało mi się wygrać. W drugim secie prowadziłem 5:2 i nie zakończyłem tego, przez co było mi trochę żal, że nie skończyłem tego w dwóch setach, ale nie załamałem się i grałem do końca. Na koniec meczu poczułem jednocześnie wielką ulgę, ale i niesamowitą radość– powiedział zawsze uśmiechnięty Maks.

Jednak wciąż stąpa on twardo po ziemi i podkreśla, że wciąż przed nim daleka droga i z respektem wypowiada się o innym uczestniczących w imprezie tenisistach.

W tym turnieju jest bardzo dużo niesamowitych zawodników i myślę, że z każdym kolejnym meczem będzie coraz trudniej. Mimo, że dzisiaj to był Hubert Hurkacz to uważam, że jest tutaj jeszcze wielu świetnych zawodników z którymi będzie tak samo trudno.

Z kolei Hubert ze swojej dyspozycji nie był zadowolony i jak przyznał później podczas rozgrywania meczu deblowego serwis cały dzień się go nie słuchał. I choć to tylko jedna ze składowych niepowodzenia Polaka to mimo wszystko po prostu kolejny mecz, a głównym daniem Hurkacza wciąż pozostają niedługo rozpoczynające się turnieje ATP.

Maks zagrał naprawdę fajny mecz. Brawa dla niego za to, że udało mu się wygrać. To dla niego na pewno bardzo ważne zwycięstwo. Liczę, że w przyszłości będzie wygrywał wiele takich meczów i zajdzie naprawdę bardzo wysoko.Trzymam za niego kciuki. Zawsze jest fajnie rywalizować w Polsce przed polską publicznością. Szkoda, że krótko, ale staram się wyciągnąć z tego wnioski, być pozytywnym i dalej pracować, aby być coraz lepszym. Staram się cały czas poprawiać, nie grałem tutaj najlepiej, ale mimo wszystko jestem pozytywnie nastawiony. Szkoda, że tak szybko zakończyła się ta przygoda, ale fajnie Maks zagrał. Czasami tak bywa, ale trzeba przeboleć tą porażkę i dalej iść pozytywnie do przodu. 

Z Bytomia dla TenisNET: Piotr Dąbrowski

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGCK Gdynia: Muzyka Promenadowa – Najpiękniejsze duety miłosne
Następny artykułAuto ze Stanów – czy warto?