Tak nazwał siostrę Małgorzatę Chmielewską kardynał Kondrat Krajewski – jałmużnik papieski – z okazji Jej 70-tych urodzin.
Siostra Małgorzata Chmielewska dzisiaj ukończyła 70 lat. Z okazji tego jubileuszu Tygodnik Powszechny poświęcił Jej 20 stron czasopisma charakteryzujących dorobek i znaczenie jej Osoby w Polsce i naszym Kościele Katolickim.
Typowo polski jest życiorys s. Małgorzaty z czynnym udziałem jej rodziców w walce z niemieckim okupantem /powstanie warszawskie/ i zmagania się z siermiężną rzeczywistością Polski Ludowej. Stabilizację swojego życia dokonuje wstąpieniem do Wspólnoty Chleb Życia gdzie w 1998 r. złożyła w Paryżu śluby.
A tak charakteryzuje ją ks. Adam Boniecki:
„Dziś jest przełożoną jej polskiego oddziału i prezeską Fundacji Domy Wspólnoty Chleb Życia. Wspólnota w Polsce prowadzi 11 domów dla ludzi bezdomnych, starych, chorych i matek z dziećmi. Starają się tym, których przyjmują, stworzyć miejsce do godnego życia i umożliwić im powrót do społeczeństwa. Walczą z barierami edukacyjnymi, na jakie napotykają dzieci i młodzież z ubogich rodzin, z bezrobociem i wykluczeniem osób niepełnosprawnych. Pięknie, prawda! Ale są ludzie, których siostra M. irytuje. Może dlatego, że jest wyrzutem sumienia dla tych, którzy obnoszą się ze swoim katolicyzmem bardziej deklaratywnym niż praktykowanym w życiu. Ci, słysząc o niej, z jakąś dziwną satysfakcją, jakby ujawniali straszliwą tajemnicę, powtarzają to, co wyczytali w Wikipedii: „Małgorzata Chmielewska często jest błędnie nazywana siostrą lub siostrą w znaczeniu tego słowa, ale we wspólnocie, w której są zarówno osoby, tak jak ja, wybierające życie w celibacie, ale także małżeństwa”.
Prawdziwy obraz charakteru s. Małgorzaty dał wspomniany wyżej kard. Konrad Krajewski przytaczając jej chrześcijańskie postawy. Wymienię tylko niektóre:
• Siostra nigdy nie prosi mnie o pomoc, choć często opowiada o swoich dziełach, planach, czasem o jakimś problemie. A ja wtedy wiem, co robić. Pamiętam, gdy raz w pewnym sanktuarium w Polsce otrzymałem pieniądze dla biednych. To była duża kwota. Zadzwoniłem do papieża i powiedziałem: „Ojcze Święty, jaki jest sens przewozić te pieniądze do Watykanu? Wiem, komu je dać w Polsce. Jest tu taka szalona kobieta, czysta Ewangelia. Czy mogę jej zostawić?”. Papież powiedział: „Zrób, jak uważasz”. Nie pytał, ile jest pieniędzy ani na co dokładnie zostaną przeznaczone. Zresztą przyznam się, że gdy do niego dzwoniłem, to już byłem w drodze do siostry Małgorzaty. Wiedziałem, że papież nie odmówi.
• Innym razem opowiedziała mi historię kobiety, która mieszkała w jakimś kurniku. Siostra mówiła, że chce jej znaleźć mieszkanie i dlatego myśli o kupnie kawalerki. Nie prosiła mnie o nic, ale ja zebrałem wszystkie pieniądze, które w tym momencie miałem do dyspozycji, i jej zawiozłem. Wzięła kopertę i odeszła, nawet bez słowa „dziękuję”. Nie, nie obraziłem się. Mówiła mi potem, że modliła się o te pieniądze i wiedziała, że przyjdą, choć nie wiedziała, skąd. I że było dokładnie tyle, ile jej brakowało, aby kupić mieszkanie. A skoro prosiła Boga, to poszła podziękować Bogu, nie mnie. Bóg dał jej to, co jej się należało. To była dla mnie druga lekcja: modlitwa. Jeśli się modlisz o deszcz, nie wychodź z domu bez parasola. Inaczej twoja modlitwa będzie słaba tak jak i twoja wiara.
• Zawsze mogę na nią liczyć. Takich sytuacji od czasu, gdy jestem papieskim jałmużnikiem, czyli od ośmiu lat, było może z dziesięć. Gdy trzeba kogoś przetransportować z Włoch do Polski, a wszystkie instytucje mówią: za miesiąc, za dwa, jak się zwolni miejsce – telefon do siostry Małgorzaty zawsze kończy się tak samo: „Kiedy mam wyjechać na lotnisko?”. Bo ona wie, że skoro dzwonię, to muszę być w wielkiej potrzebie. I że ratuje komuś życie.
• W obozach dla uchodźców na Lesbos jest blisko 800 dzieci bez rodziców. Nieraz myślę, że jedynym sposobem, by je stamtąd ściągnąć, byłaby adopcja. Każdy może adoptować nawet 15 dzieci, także biskup. Może to jest sposób, gdy państwo nie pozwala im wjechać do Europy? Siostra Małgorzata adoptowała dziecko, bo nie było innej możliwości, aby mu pomóc. Trafiłoby do zamkniętego zakładu, jako dziecko niepełnosprawne. Ona stworzyła mu dom. To jest konkret.
• Właściwie to ona powinna być kardynałem. Naraża życie dla Ewangelii. Gdy otrzymywałem kardynalski biret, ¬przyrzekałem wierność Chrystusowi aż do przelania krwi. Przyrzekałem, że będę dbać o Kościół – a to znaczy: o drugiego człowieka. Ona właśnie to robi, narażając się na wyśmianie i drwiny, nawet ze strony ludzi Kościoła. Wiele osób jej nie rozumie. Mówią: co to za zgromadzenie, skoro jest sama? Co to za zakonnica, skoro adoptowała dziecko? Argumenty bezsensowne. Czasem, by ratować drugiego człowieka, trzeba go adoptować.
A tak mówi o życzeniach urodzinowych:
„Z okazji urodzin siostry Małgorzaty złożę życzenia samemu sobie. Chciałbym być taki jak ona. Choć po części tak szalony, choć trochę tak „stuknięty”.
Dlaczego więc o tej wspaniałej postaci Polski i KK jest tak cicho w katolickich mediach, które powinny promować dobre przykłady wiary pośród wiernych? Może z takiego powodu o którym wspomina ks. Adama Boniecki:
„… są ludzie, których siostra Małgorzata irytuje. Może dlatego, że jest wyrzutem sumienia dla tych, którzy obnoszą się ze swoim katolicyzmem bardziej deklaratywnym niż praktykowanym w życiu”.
Siostro Małgorzato: bądź zdrowa, żyj długo i nie ustawaj w dziele tak poetycko określonym przez kardynała Krajewskiego „… szalona kobieta, czysta Ewangelia”.
To wielkie słowa! STO LAT!!!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS