A A+ A++

– Transport w moim przypadku nie był możliwy. Każdy ruch mógł spowodować, że skrzep z serca przedostałby się do mózgu. Życie uratowała mi operacja, otworzenie serca. Mam świadomość, że gdyby wydarzyło się to miesiąc temu, gdy oddział jeszcze nie działał, trafiłabym do statystyk – do tych, co są po drugiej stronie – mówi pacjentka. Zżyma się, gdy słyszy, kiedy ktoś mówi, że dla jednego przypadku nie warto było otwierać w Gorzowie kardiochirurgii.

– To jest moje życie, ważne dla mojej rodziny. Oddział szybko się zapełnia. Dziś kardiochirurdzy operują kolejnych. Nie oszukujmy się, tych pacjentów jest dużo, cały czas byli. Nie jesteśmy liczbami, jesteśmy ludźmi – mówi.

„Byłam zdrowa”

Joanna Jóźwik jest gorzowianką, mieszka niedaleko szpitala, na słynnym Manhattanie. Od 17 lat pracuje w gorzowskim biurze tłumaczeń. Po godzinach zajmuje się rekrutacją opiekunek. Do tej pory nie narzekała na zdrowie.

– Nie palę papierosów, uważałam się za zupełnie zdrową osobę. Moja historia powinna być ostrzeżeniem dla innych, bo ta choroba przychodzi nagle – mówi „Wyborczej”.

1 marca wracała z pracy pieszo, ale już po kilku krokach zrobiło jej się słabo. Nie miała siły na powrót do domu. – Nie mogłam złapać powietrza – mówi. Objawy zbagatelizowała, uznała, że to sprawa wysokiego ciśnienia. Następnego dnia było tylko gorzej, czuła się tak, jakby ktoś ją podtapiał. Wtedy wezwała karetkę. Na szpitalnym oddziale ratunkowym usłyszała diagnozę: masywna zatorowość płucna.

– Gdy stało nade mną sześciu lekarzy, zrozumiałam, że to poważna sprawa – mówi.

Fot. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl

Leki nie zadziałały

Lekarze rozpoczęli farmakologiczne rozpuszczanie skrzeplin. Duże dawki heparyny w ciągłym wlewie to standardowe leczenie, które w większości przypadków daje szanse na wyleczenie. Tym razem nie pomogło.

– Od lat leczenie zachowawcze przynosi dobre efekty w zatorowości płucnej. Najczęściej chory unika operacji – tłumaczy dr n. med. Seweryn Grudniewicz, kierownik pododdziału kardiochirurgii oddziału kardiologicznego gorzowskiego szpitala. U pacjentki leczenie farmakologiczne nie zadziałało. W piątym dniu leczenia kontrolne USG wykazało, że skrzepliny nie rozpuściły się i doszedł do tego zagrażający zator paradoksalny.

– To zator, który wychodzi z układu żylnego i przechodzi przez nieprawidłowe połączenia do układu tętniczego. Część skrzepliny trafiła do lewej strony serca, gdzie mogła się urwać się i spowodować masywny udar mózgu bez szans na przeżycie. To jest taka masa zatorowa, która zabija od razu – tłumaczy dr n. med. Paweł Ślozowski, kardiochirurg, który operował kobietę razem z dr. Grudniewiczem.

Pacjentka musiała przejść szybko operację. Przewiezienie pacjentki do Poznania czy Szczecina nie wchodziło w grę, w każdej chwili mogło dojść do urwania skrzepliny.

Gorzowscy kardiochirurdzy skonsultowali metodykę leczenia z zespołem profesora Andrzeja Biedermana z Warszawy, który ma największe doświadczenie w takich przypadkach. Operacja zakończyła się powodzeniem. – Udało się wyciągnąć większość materiału zatorowego.

– Nie było szans, żeby się rozpuścił pod wpływem leków, bo skrzep zaczął już włóknieć – tłumaczą kardiochirurdzy.

Fot. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl

„Czuję się dobrze”

Pani Joanna w 11. dobie po operacji odpowiadała już na pierwsze pytania dziennikarzy. Czuje się dobrze. Serce nie boli, po operacji zostaje jedynie mała blizna w okolicy mostka.

– Haft artystyczny – uśmiecha się. Na oddziale początkowo leżała sama, opiekowało się nią sześciu lekarzy.

– Dopytywała, czy to bezpieczne, że jest pierwszą pacjentką. Dziś nie ma już wątpliwości – mówi Aleksandra Szymańska, rzeczniczka szpitala. 55-letnia pacjentka musi przejść rehabilitację kardiologiczną. Spokojną, bez szaleństw.

– Nie będę się spieszyć, małym krokami będę wracać do zdrowia. Już sobie wiele zaplanowałam: trochę schudnąć, więcej chodzić na spacery, zwolnić tempo życia i doceniać każdy dzień z bliskimi. Jestem świadoma, że nic nie jest dane na zawsze. Oczywiście nie chcę żyć w strachu, ale z poszanowaniem kolejnego dnia – mówi.

Jak chronić się przed chorobami serca?

– Ważna jest diagnostyka. Raz w roku powinno się wykonywać EKG, a po 40. roku życia wykonać pierwsze USG serca, jeśli jeszcze nikt go nam nie zlecił. Zdrowo żyć – porządnie odżywiać się, być aktywnym ruchowo – mówi kardiochirurg Krzysztof Majer.

Na zdjęciu od lewej kardiochirurdzy: lek. Oktawiusz Mirecki, lek. Krzysztof Majer, dr n. med. Seweryn Grudniewicz, dr n. med. Paweł Ślozowski oraz perfuzjonistka Marta Kilanowska

Na zdjęciu od lewej kardiochirurdzy: lek. Oktawiusz Mirecki, lek. Krzysztof Majer, dr n. med. Seweryn Grudniewicz, dr n. med. Paweł Ślozowski oraz perfuzjonistka Marta Kilanowska 
Fot. Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki w Gorzowie

Choroby serca na północy

Pododdział kardiochirurgii w gorzowskim szpitalu działa od 2 marca.

Może przyjąć 16 pacjentów. Czekają na nich sale ogólne oraz sala intensywnego nadzoru pooperacyjnego. Kardiochirurdzy mają też samodzielną salę operacyjną. Zespół to pięciu doświadczonych kardiochirurgów, dwóch perfuzjonistów oraz sztab pielęgniarek i personelu pomocniczego. Dr n. med. Seweryn Grudniewicz, naczelny lekarz gorzowskiego szpitala i szef kardiochirurgów, ostrzega, że choroby układu krążenia są w Polsce główną przyczyną zachorowalności i zgonów. Żniwo zbierają w małych miejscowościach i na wsiach [w dużych miastach choroby onkologiczne].

– To palący problem. Zwłaszcza że Lubuskie ma najgorsze statystyki. Dystansuje inne regiony, jest liderem zgonów na obszarach wiejskich. Blisko pół tysiąca pacjentów z Lubuskiego musi wyjechać do innych województw, by się leczyć. To są ludzkie dramaty, kolejki, oczekiwanie na leczenie – wyliczał zimą 2022r. dr Grudniewicz.

Według wyliczeń lubuskiego konsultanta ds. kardiochirurgii rocznie ok. 800 Lubuszan wymaga operacji. – Jedyny ośrodek, który je wykonuje, nowosolski szpital, rocznie wykonuje ok. 300 takich zabiegów. Chcieliśmy dać szansę na leczenie pozostałych osób. Tym bardziej że prognozy zachorowalności w kolejnych latach nie są dobre – mówi Grudniewicz.

Tylko do 22 marca lekarze zoperowali pięć pilnych przypadków chorób serca. – Od tego czasu przybywają kolejne operacje, przestaliśmy już je zliczać – przyznaje Aleksandra Szymańska.

Czytaj także: Zdrowo się odżywiał, uprawiał sport, a mimo to zachorował. Pierwszy pacjent z przeszczepionym szpikiem w Gorzowie

Czytaj także: Endosonoskop w samym środku brzucha. Gorzowski szpital sięga po nowe badania

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBezpłatna promocja ofert pracy!
Następny artykułŚnieżny początek kwietnia. “Będzie się wlewać zimne powietrze”