A A+ A++

Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)

Przeglądając stare wizerunki Wrocławia, utrwalone przez nieznanego z nazwiska fotografa, miałem ogromną frajdę. Widnieją na nich miejsca, które dziś wyglądają zupełnie inaczej. Można też podziwiać obiekty, które już nie istnieją. Większość szklanych płyt, które trafiły do mojej domowej kolekcji, była w niezłym stanie, jednak część wymagała interwencji konserwatora. Któż lepiej mógłby się nimi zająć niż pracownie konserwacji w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich?

Zdjęcia nieznanego fotografa na wystawie w Ossolineum

Zaniosłem je zatem do dyrektora Marka Mutora. Nie powiem, ucieszył się. O to, że muzeum zadba o szklane cacka, mogłem być spokojny. O to, że zostaną włączone do obiegu naukowego – też. Zatem mój sprytny plan się powiódł.

Na odchodnym napomknąłem jeszcze, że fajnie byłoby zrobić wystawę, bo foty są naprawdę wyjątkowe. Okazało się, że Ossolineum podjęło ten trop z rozmachem. Do sprawy włączył się Mirosław Koch – pracownik Ossolineum, a jednocześnie kolekcjoner starych aparatów fotograficznych.

Zobacz również

Jego koncepcja scenograficzna zmaterializowała się w postaci wspomnianej na początku tekstu ekspozycji. Można było sobie pobłądzić wśród starych kamieniczek Wrocławia i podziwiać aparaty fotograficzne, podobne do tych, jakich musiał używać anonimowy autor kolekcji zdjęć.

Co ciekawe, w zbiorze 245 szklanych płyt około 30 prezentuje tematykę związaną z piwem. Są to szyldy i reklamy piwa, restauracje, są też zwykłe knajpy. O przepraszam, ktoś może się czuć urażony takim określeniem, ale ono jest naprawdę trafne. Zapewniam, że wchodząc do wielu wręcz legendarnych szynków wrocławskich w XVIII lub XIX wieku uznaliby Państwo, że nie są to wytworne lokale, gdzie czciciele patrona piwoszy, Gambrinusa, sączą złocisty trunek, odginając oczywiście mały palec i dyskutując o epistemologii Kanta. 

Zobacz unikatowe zdjęcia karczm dawnego Wrocławia z kolekcji Juliusza Woźnego!

Knajpy dawnego Wrocławia

Część to były takie bardziej mordownie, więc nazwa knajpa jest jak najbardziej adekwatna. Jednak w tych knajpach działy się także rzeczy fascynujące, ważne dla rozwoju kultury i to tej wysokiej.

Zacznę od wizerunku rzeźby, która w zbiorze szklanych płyt pojawia się aż w trzech ujęciach. Już po tym łatwo rozpoznać, że temat piwny musiał być bliski sercu anonimowego autora fotografii. To wizerunek szynkarza z dwoma kielichami z południowej fasady ratusza. Dzieło Bricciusa Gauschke, który z wielkim upodobaniem wyrzeźbił nad wejściem do Piwnicy Świdnickiej wiele postaci i scen związanych z piwnymi obyczajami dawnych wrocławian. Moim zdaniem anioł unoszący się nad szynkarzem nawiązuje do znanego powiedzenia: „pijanego a dziecięcia Pan Bóg strzeże”.

Kliknij, aby powiększyć

prywatna kolekcja Juliusza Woźnego
Wizerunek tej rzeźby autorstwa Bricciusa Gauschke pojawia się w kolekcji znalezionych zdjęć aż trzykrotnie. Najwyraźniej fotograf miał słabość do Piwnicy Świdnickiej, bo to nad wejściem do najstarszej wrocławskiej piwiarni zobaczymy postać karczmarza z naczyniami pełnymi złocistego trunku.

Spiski przy kufelku

Wrocławskie karczmy mają szacowną, bo średniowieczną metrykę. To tam dawnymi czasy schodzili się mieszczanie. Przy kufelku nie tylko grano w karty i warcaby lub dobijano targów. Były to prawdziwe fora. Tam kształtowała się opinia publiczna, dzielono się najnowszymi ploteczkami, z wypiekami na policzkach referowano najsmakowitsze skandale.

Pobyt w piwiarniach nie zawsze kończył się spokojnym powrotem chwiejnym krokiem do domu. Ponoć to właśnie w Piwnicy Świdnickiej narodził się pomysł buntu, do którego doszło we Wrocławiu 18 lipca 1418. Część badaczy twierdzi, że spiskowcy spotykali się przy piwku dużo wcześniej, a złocisty trunek wcale nie studził temperamentów.

Przed samym atakiem na ratusz buntownicy nie omieszkali jeszcze raz wstąpić do piwnicy, aby dla kurażu wychylić dzban chmielowego napitku. Siedmiu spośród rajców buntownicy wyrzucili przez okna, a następnie ścięli pod ratuszem. Była to słynna Wrocławska Defenestracja, wcześniejsza od dwóch defenestracji, do których później doszło w Pradze. W roku 1420 do Wrocławia przybył cesarz Zygmunt Luksemburski, który wskutek powstania husyckiego musiał opuścić Pragę.

Zobacz również

Rolę zapalnika w czeskim powstaniu spełnił bunt wrocławian. Trudno się zatem dziwić, że dyszący zemstą Zygmunt skazał na śmierć aż 64. uczestników zamieszek. Wyrok wykonano na 23., reszta bowiem wcześniej zbiegła. Cesarz roboty miał więc co niemiara, ale znalazł czas, aby zajrzeć do Piwnicy Świdnickiej. Zrobił to incognito – przebrany za zwykłego mieszczanina.

Wrocławianie, nie zdając sobie sprawy, kto ich podsłuchuje, narzekali na surowe rządy i dodatkowe podatki, które wprowadzono, aby zapłacić za pobyt cesarskiego dworu w mieście nad Odrą. Podobno cesarz zniesmaczony tymi utyskiwaniami pozostawił na ścianie napis: „Gdyby niektórzy wiedzieli, kim są niektórzy, to okazywaliby niektórym więcej szacunku”. Zapewne każdy z nas zna jakiegoś sztywniaka, który najpierw chce poznać prawdę o sobie, a gdy ją usłyszy, obraża się na śmierć.

Przy kuflu o literaturze

Wspomniany już wyżej fotograf czasem robił zdjęcia starych wizerunków Wrocławia. Utrwalił nieistniejący już w jego czasach Dom Płócienników, który na wrocławskim rynku stanął w roku 1529, a został rozebrany w roku 1859. Skąd wziął się na tam Dom Płócienników? Zaczęło się od ław-straganów na rynku. Interes szedł nieźle, więc handlarze wystawili budynek, w którym za dnia handlowali, zawierali kontrakty, popluwali w ręce i przybijali, kłócili się o cenę.

Wiele cechów, tych zamożniejszych, zdobywało się na takie inwestycje. Po pracy kupcy i rzemieślnicy szli na pięterko, aby napić się piwa, pośpiewać i poplotkować, krótko mówiąc – mile spędzić czas. Potem to już nie wystarczało. Piwosze opłacali zawodowców, grajków, rybałtów, sztukmistrzów, którzy mieli ich zbawiać. Czyli obok biesiadowania działalność rozrywkowa. Ktoś grał do kotleta.

Zobacz również

Takie rzeczy działy się nie tylko we Wrocławiu. Podobnie było choćby w Głogowie, gdzie taka sala piwna pojawiła się nad jatką mięsną. W średniowieczu zadowalano się fikołkami i sztuczkami żonglerów, ale później piwoszy zabawiali nie trefnisie, tylko poeci, nie grajkowie, tylko coraz lepsi muzycy.

W Głogowie przyszedł na świat Andreas Gryphius, jedna z największych postaci niemieckiej literatury. Dramatopisarz. Najpewniej to w sali piwnej nad mięsną jatką musiał nasłuchać się całkiem niezłych utworów i oklaskiwać występy całkiem niezłych aktorów. A zatem chwała knajpom, chwała salom piwnym – tam kiedyś biły źródła sztuki, literatury najwyższych lotów.

Knajpa na każdym rogu

Wrocław w pełni zasługuje na miano piwnego grodu. Obyczajem dawnych mieszkańców (mówimy oczywiście o mężczyznach) były codzienne, wieczorne wizyty w knajpach na najbliższym rogu. W roku 1860 „Gazeta Codzienna” informowała, że w mieście nad Odrą było 200 restauracji, 26 winiarni, 30 piwiarni, 25 karczem, 40 szynków. Prawdziwy piwny gród!

Co ciekawe, aż do lat trzydziestych XIX wieku knajpy zazwyczaj warzyły piwo samodzielnie i szynkowały je na miejscu. Potem stopniowo kończyła się era karczm. Wyrugowały je piwiarnie, zajmujące się jedynie szynkowaniem piwa produkowanego przez wielkie browary. Choć karczmy nie poddały się bez walki. W 1936 roku było ich jeszcze w mieście nad Odrą siedem. Wabiły miłośników starego Wrocławia charakterystycznym wystrojem wnętrz, na który składały się ciemne drewniane boazerie. Na gzymsach i półkach stały stare, gliniane lub miedziane dzbany i kufle.

Zobacz również

Czym zakąszano?

Były to typowo męskie posiady. Zatem zagrycha była niewyrafinowana. Dużo i konkretnie, choć niekoniecznie smacznie. Istotny był smak chmielowego trunku, a nie jedzenie. A zatem pieczona kiełbasa z bułką, pieczeń wieprzowa, precle. Rolę szybkiej przekąski niejednokrotnie godnie pełniła solidna pajda chleba z twarogiem alba sałatką śledziową. No dokładnie tak jak dziś, gdy spotka się kilku kumpli, a na stole lądują przysmażone w pośpiechu kiełbachy, kaszanki, grzybki ze słoika i marynowana papryczka.

Karczmy ponoć były odwiedzane głównie przez pospólstwo. Dziś pewnie takie miejsca nazwalibyśmy „mordowaniami”. Rejwach, hałas, kłęby tytoniowego dymu, możliwość bliskiego spotkania z typami, których raczej nie chciało się widywać sprawiły, że przedstawiciele wyższych stanów, jeśli już pragnęli skosztować złocistego trunku, to wędrowali w progi Piwnicy Świdnickiej.

Wielkie browary wkraczają na scenę

Jak wspomniałem w latach 30 XIX wieku sytuacja zaczęła się zmieniać. Pojawiły się wielkie browary działające na innych zasadach niż te wcześniejsze, rzemieślnicze. Były to duże przemysłowe zakłady, zazwyczaj działające poza granicami miasta. To wtedy pojawiły się znane do dziś firmy – Haase, Kipke i Scholtz, późniejszy Schultheiss. Wymieniam tylko te, których nazwy pojawiają się na szklanych płytach (znów wracam do zdjęć tajemniczego fotografa).

A zatem zapraszam na krótką wycieczkę z akcentem piwnym po ulicach dawnego Wrocławia. Większości z tych zdjęć, które prezentuję, nie można było zobaczyć nawet na wystawie! Najczęściej na szklanych płytach pojawiają się reklamy i szyldy z nazwą browaru Kipke. Nic dziwnego – działający przy ul. Długiej (dawniej Einunfűnzigerstrasse) browar był jednym z największych we Wrocławiu, choć największy był zakład E. Haase Bauerei.

Reklamy tej firmy także zobaczymy na starych negatywach z kolekcji. I wreszcie browar należący do olbrzymiego koncernu „Schultheis Brauerei A.-G.” Ten Browar przetrwał wojnę i działał pod nazwą Browar Piastowski. Obecnie deweloper kończy tam wznosić osiedle, w które wkomponowano stare budynki browaru.

Zobacz również

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZ pasji do modelarstwa
Następny artykułBędziesz płacić mniej za prąd. Wielu Polaków nie zna tego sposobu