A A+ A++

W samorządowej kampanii wyborczej wielu kandydatów pochowało do szuflad partyjne legitymacje, albo przezornie czas jakiś temu w ogóle się ich pozbyło. I niosą na sztandarach, czyli plakatach wyborczych i w mediach społecznościowych dumnie hasła: „jestem niezależną kandydatką lub niezależnym kandydatem!”.

Autor: Przemysław Adamski, dziennikarz

Chcą się w ten sposób odciąć od brudnej, krwiożerczej i wyniszczającej partyjnej gry, którą od lat obserwujemy w mediach. Wstydzą się bezpośrednich powiązań z partią, bo wiedzą, że ludzie partyjniactwa mają dość. 

Chcą w swoich małych ojczyznach żyć z dala od brudnej i często nieuczciwej politycznej gry. Jednocześnie ci sami „niezależni” zaprzeczają sobie (wcale nie mimowolnie), mając na tychże plakatach partyjne logotypy, fotografując się z jak najbardziej czynnymi działaczami machiny partyjnej, czy będąc przez liderów partyjnych lub działaczy popieranymi.

Mam wrażenie, że niektóre kandydatki i kandydaci „niezależni” nie znają znaczenia słowa NIEZALEŻNY. A może celowo manipulują wyborcami? 

NIEZALEŻNY, to jak wynika z definicji: niepodporządkowany komuś, czemuś, świadczący o braku podporządkowania komuś lub czemuś oraz nie będący zdeterminowanym przez coś (Słownik Języka Polskiego, PWN). 

Proponuję, aby „komuś”, „czemuś” i „coś” zastąpić słowem: PARTIA. Czyli: niepodporządkowany partii, nie będący zdeterminowany przez aparat partyjny.

W przypadku zależnych „niezależnych”, popieranych przez różne partie, na myśl przychodzi mi przysłowie „Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni”. W partii nie ma nic za darmo. 

Kandydatka czy kandydat „popierany” przez partię, będzie prędzej niż później musiał za to poparcie po prostu zapłacić. Partyjny kolektyw idzie po władzę i stanowiska i będzie mieć wobec „niezależnej lub niezależnego” swoje oczekiwania.

Partia nie zawaha się przed niczym w imię swoich interesów. Niszczenie ludzi lub instytucji, polityczne igrzyska rozliczeń pilniejsze od rozwiązywania realnych problemów czy przygotowań na zagrożenia zewnętrzne- to dziś definiuje niektóre ugrupowania. I stosowanie prawa „tak jak my je rozumiemy”, a nie tak jak faktycznie stoi w przepisach.

Po zmianie władzy w Polsce partyjni nominaci, na przykładzie telewizji pokazali, że nie tylko nie liczą się ludzie, którzy ją tworzyli, ale nie liczą się także widzowie. Ich reakcję na przymusowe zmiany odzwierciedliły szorujące po dnie wyniki oglądalności. Bo partia i jej nominaci wiedzą lepiej jak ma być, co widz powinien od teraz oglądać, kto może pracować, a kto nie. Bez jakiegokolwiek przejrzystego kryterium. Koszty – wszelakie – nie mają znaczenia.

Przenosząc to na grunt samorządowy – partia i jej nominaci mogą niebawem lepiej wiedzieć co jest dla danego miasta jest lepsze i popieranej przez siebie kandydatce lub kandydatowi mogą wskazywać palcem kierunki działania. A wówczas może się okazać, że rządza zemsty, rozliczeń, władzy i stanowisk czyli polityczne igrzyska w skali mikro, będą ważniejsze niż konsekwentna realizacja celów rozwojowych miasta. 

Od lat nie przepadam za politykami w swoich rolach, choć wielu z nich bez partyjnej maski to całkiem sympatyczni ludzie. Ale partyjne szyldy mają to do tego, że czy ktoś tego chce czy nie – dominują w blasku fleszy. Kandydatka czy kandydat pod partyjnym butem, nawet gdy jego odcisk na plakacie wyborczym jest umiejętnie zakamuflowany, prędzej czy później będzie musieć podporządkować się woli mecenasów (i nie ma tu na myśli mecenasów kultury czy prawników). 

Miasta rządzone przez bezpartyjnych samorządowców są od lat silne dzięki niezależności od partyjnych nacisków. I umiejętności jego (owszem niedoskonałych) władz rozmowy z różnymi środowiskami i stronnictwami, które zawsze liczą się z prawdziwie niezależnymi samorządowcami. Jeśli samorząd ma być prawdziwie samorządny i samodzielny, nakierowany na ludzi i nieprzesiąknięty partyjnymi patologiami, to musi być niezależny od partyjnych wpływów. 

Czy Zabrze i inne miasta, w których w drugiej turze niezależni będą walczyć z „niezależnymi”, bezpartyjnymi pozostaną, czy staną się partyjnym łupem? A może upartyjnienie to to czego mieszkańcy miast rządzonych przez niezależnych samorządowców potrzebują? Ta decyzja jest nadal w rękach wyborców. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrawie 5 promili za kierownicą!
Następny artykułSpryskaj krzewy bukszpanu i odczekaj. Larwy ćmy bukszpanowej same zaczną spadać