Joe Biden nominował słynnego dyplomatę Williama J. Burnsa na stanowisko nowego szefa CIA. Okazało się, że think tank którym kierował brał ogromne dotacje od chińskiego biznesmena blisko związanego z reżymem w Pekinie.
Burns nie miał wcześniej wiele wspólnego z wywiadem, ale to bardzo doświadczony dyplomata. Był m.in. ambasadorem w Moskwie i w Jordanii czy też zastępcą sekretarza stanu w czasach Obamy. Prowadził też tajne negocjacje z Iranem, które przerodziły się w tzw. umowę międzynarodową. Do Służby Zagranicznej wstąpił już w czasach Reagana i otrzymał za swoją pracę wiele nagród.
Już w listopadzie zeszłego roku w Waszyngtonie mówiono, że Biden zaproponuje mu stanowisko sekretarza stanu. Rosyjski dziennik Komiersant opublikował jednak artykuł w którym powołując się na źródła rządowe stwierdził, że z wszystkich osób o których plotkowano w tym kontekście Burns byłby najlepszy z punktu widzenia interesów Kremla. Po tym artykule temat umarł. Biden wkrótce potem zaproponował mu jednak zostanie nowym szefem CIA i niedługo rozpoczną się jego przesłuchania przed senacką komisją ds. wywiadu. W międzyczasie portal Daily Caller odkrył jednak niewygodne fakty z jego przeszłości.
W 2014 roku Burns został prezydentem Carnegie Endownment for International Peace (CEIP), uznawanego powszechnie za jeden z najbardziej wpływowych think-tanków na świecie. Za jego rządów do rady nadzorczej CEIP przyjęto chińskiego biznesmena Zhanga Yichena, właściciela firmy inwestycyjnej CITIC Consulting. Yichen okazał się bardzo hojnym sponsorem, przekazał tej organizacji łącznie ok. 2 miliony dolarów. Znaczna część tych pieniędzy została przeznaczona na otwarcie oddziału CEIP w Pekinie. Dotacje na ten cel dostali również od Fundacji Wymiany Chińsko-Amerykańskiej (CUSEF), która oficjalnie ma wspierać porozumienie między oboma narodami.
Jak się okazuje Yichen ma bardzo bliskie związki z chińskimi komunistami. Jest bowiem członkiem Ludowej Konferencji Doradztwa Politycznego (CPPCC), która doradza rządowi w Pekinie, oraz działającego pod parasolem Partii komunistycznego think-tanku Centrum Chin i Globalizacji. Zarówno CPPCC jak i CUSEF są zaś członkami Zjednoczonego Frontu.
Zjednoczony Front to nazwa chińskiej strategii prowadzenia walki politycznej poza granicami. Będące jego członkami organizacje mają na celu promowanie na świecie chińskiego punktu widzenia i interesów, wpływanie na zagraniczne media i polityków aby nie poruszały niewygodnych dla Pekinu tematów czy walkę z opozycyjnymi organizacjami działającymi poza granicami Chin. Są więc czymś w rodzaju agentury wpływu, działającej pod pełną kontrolą chińskiej partii komunistycznej, której szacowany budżet jest większy niż budżet chińskiego MSZ. Działania Zjednoczonego Frontu znajdują się na granicy legalności i zwykle są prowadzone tak, aby ukryć ich związki z chińskimi komunistami. To właśnie oni stali za głośną akcją z połowy zeszłego roku, w której internetowi celebryci zostali zrekrutowani do walki z niepodległością Tajwanu.
Przedstawiciele CEIP jak na razie bagatelizują sprawę. Przyznają, że faktycznie brali pieniądze od Chińczyków – trudno się tego wyprzeć, informacje o tym są w ich oficjalnych rozliczeniach – ale twierdzą, że nie miały one żadnego wpływu na ich działalność. Sama afera została jak na razie w dużym stopniu zamilczana przez amerykańskie niezależne media, jednak trudno się spodziewać, żeby nie pojawiła się w trakcie jego przesłuchań. Bardzo prawdopodobne, że będzie kosztować go stanowisko. Walka z chińską infiltracją amerykańskiego społeczeństwa znacznie zaostrzyła się w czasach Trumpa ale to nie oznacza, że Demokraci się jej nie obawiają – i kontakty osoby, która ma zostać jednym z najpotężniejszych członków środowiska wywiadowczego z organizacją, którą sam prezydent Xi Jinping nazywał „magiczną bronią” komunistycznego reżymu.
Kiedy Daily Caller odkrył tą sprawę, to amerykańskie niezależne media w dużym stopniu ją wyciszyły. Jeśli ten temat faktycznie pojawi się podczas przesłuchań, to może to jednak poważnie zaszkodzić politycznie Bidenowi. Tuż przed wyborami wyszło bowiem na jaw, że jego syn Hunter prowadził podejrzane interesy z Chińczykami. Niektóre z opublikowanych przez New York Post dokumentów sugerowały również, że pieniądze od Chińczyków brał sam Biden oraz, że Hunter wykorzystywał w nich fakt, że jego ojciec był wtedy wiceprezydentem i służył jako pośrednik w kontaktach. Wiele osób martwiło się o to, czy nie będzie to miało wpływu na jego politykę wobec Chin, chociażby przez możliwość szantażu. Nominacja dla Burnsa może sprawić, że te lęki wybuchną na nowo.
Źródło: Stefczyk.info na podstawie Daily Caller Autor: WM
Fot.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS