– Uderzenie było bardzo mocne, odrzuciło mnie daleko od pasów – wspominał gorzowski kanadyjkarz. – Obrażenia były bardzo poważne, byłem strasznie poobijany. Życie uratowała mi napakowana rzeczami osobistymi walizka. Akurat byłem w drodze na zgrupowanie kadry Polski, do której już dołączyłem. Kolejne miesiące, a właściwie lata, to żmudny powrót do zdrowia, po drodze pandemia koronawirusa, która przyniosła dodatkowe komplikacje. Były chwile zwątpienia, gdy nie układało się choćby pod względem finansowym. Przetrwałem i wiem, że warto walczyć ze wszystkich sił o swoje marzenia.
Na początku sierpnia 2022 r. Koliadych pokazał się całemu kajakarskiemu światu, gdy w Kanadzie niespodziewanie zwyciężył w nieolimpijskiej konkurencji C1 na 200 metrów.
– Jestem bardzo szczęśliwy, to był mój bardzo dobry występ – cieszył się reprezentant Polski po wygranej. – Dziękuję całej ekipie, rodzinie, mojej dziewczynie.
Prosto z Kanady kanadyjkarze zjechali do Niemiec na mistrzostwa Europy. Tu w finale jedynek, po bardzo zaciętej rywalizacji, reprezentant Admiry Gorzów był trzeci.
– To najlepszy sezon w moim życiu, cieszę się, że tak wszystko się układa. Dwa medale na tak dużych imprezach w tym roku bardzo cieszą. Nastawiałem się w Monachium na złoto, ale troszeczkę zabrakło i cieszę się z brązu – mówił Koliadych.
Co się stało, że polski kanadyjkarz ukraińskiego pochodzenia tak wyskoczył z formą? – Przede wszystkim zmienił się trener kadrowy. Mamy teraz trenera Marka Plocha i z pracy z nim jestem bardzo zadowolony. Praca daje efekty, a do tego zmieniłem technikę wiosłowania. Dziękuję też Marcinowi Grzybowskiemu, który cały czas z nami pracuje na pomoście. Dobrze się czuję na wodzie i jest moc – dodał Koliadych. – Kanadyjkarze nie mają łatwo, bo na igrzyskach startują jedynie w dwóch konkurencjach. Każdemu wolno jednak marzyć. Nabrałem rozpędu i będę walczył, aby wystartować w 2024 r. w Paryżu.
Nasz kanadyjkarz cieszy się z medali, ale jednocześnie drży o najbliższych, bo cała jego rodzina mieszka w Chersoniu w Ukrainie, gdzie od pół roku trwa wojna.
– Chersoń jest pod rosyjską okupacją. Chciałem rodziców i dziadków ściągnąć do Polski, ale z różnych względów nie jest to możliwe. Mamy stały kontakt i liczę, że wkrótce to wszystko się skończy. Nie jest łatwo, bardzo ich kocham i bardzo za nimi tęsknię. Wielką pracę wykonał ze mną mój trener mentalny, który na ile się da, pomaga mi oddzielać zawodowy sport i życie prywatne. Bardzo mu za to dziękuję – zakończył Koliadych.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS