W miastach na całym świecie coraz większą popularność zdobywają ogrody miejskie oraz uprawa roślin jadalnych w przestrzeni publicznej. Ta inicjatywa, inspirowana ideą zrównoważonego rozwoju i troską o lokalne ekosystemy, zyskała na znaczeniu w kontekście zmian klimatycznych i galopującej urbanizacji. Miejskie ogrody to nie tylko sposób na zwiększenie ogólnej powierzchni miejskiej zieleni, ale również miejsce nawiązywania międzyludzkich więzi, nauki efektywnego działania i społecznej współpracy, w końcu także miejsce wypoczynku i duchowej odnowy.
Dodatkowym profitem, już mniej duchowym, są plony z tych ogrodów, które cieszą aktywistów, ale także trafiają na stoły lokalnych żłobków, domów opieki i innych placówek, gdzie ekologiczna żywność uprawiana z sercem ma specjalne znaczenie.
Jak taki ogród powstaje?
Najczęściej wystarczy kawałek zaniedbanego miejskiego nieużytku, zapomniany przez wszystkich skwerek, podwórze starej kamienicy, teren przy dawno zbankrutowanym przedsiębiorstwie, nieużytki na obrzeżach miasta, a do tego grupa ludzi z pomysłem. Takie ogrody powstają we współpracy z lokalnymi władzami, a czasem zupełnie na dziko i bez administracyjnych decyzji, metodą faktów dokonanych. Decyduje nastawienie lokalnych władz do takich pomysłów. Niektóre czynią z tego typu działalności element swojej zielonej polityki i zachęcają obywateli do zgłaszania podobnych inicjatyw w ramach budżetów obywatelskich i różnych konkursów. Inne natykają się na temat społecznego ogrodnictwa i zorganizowane grupy mieszkańców, tam gdzie zaplanowały agresywną deweloperkę i betonowanie okolicy. Motywy bywają więc różne, ale efekt jest zawsze podobny.
Przykładem niech będzie Ogród Motyka i Słońce znajdujący się w centrum Warszawy, na osiedlu fińskich domków na Jazdowie. W 2014 roku rozpoczął on działalność od całkowitej partyzantki, a społeczne ogrodnictwo na tym terenie było odpowiedzią na plany przeznaczenia starego osiedla pod nowoczesną zabudowę. Dzisiaj doszło do pełnego porozumienia, a społecznicy legalnie dzierżawią teren od miasta i poza produkcją rolniczą, prowadzą warsztaty ogrodnicze, przyjmują przedszkolne wycieczki, integrują mieszkańców stolicy i dostarczają plony wolne od pestycydów najbardziej potrzebującym. Jednym słowem, udało się zatrzymać beton i zastąpić go zielenią i ludzką życzliwością.
Reklama
We Wrocławiu poszli jeszcze dalej, tam w ogrodach Miejskiej Farmy o powierzchni aż 2,5 hektara całe tony żywności produkują podopieczni Wrocławskiego Centrum Integracji, osoby bezrobotne, zagrożone wykluczeniem społecznym, a nawet skazani. Nad efektywnością uprawy czuwają pracownicy Uniwersytetu Przyrodniczego z Wrocławia. Legendarnym wręcz miejscem jest ogromny berliński Prinzessinnengarten, gdzie od 2009 roku produkuje się żywność w ramach społecznej inicjatywy, a miejsce to odwiedzają turyści z całego świata jako lokalną atrakcję.
My mamy jednak wystarczającą ilość naszych krajowych przykładów, nie musimy zaglądać za zachodnią granicę, aby hodować z sukcesem społeczne zioła, ogórki i sałaty. Pytanie, który wariant organizacji takich ogrodów jest bardziej prawdopodobny w Nowym Sączu, czy ten rozpoczynany w pełnej współpracy z Ratuszem, czy startujący trochę po partyzancku, z zaskoczenia? Każdy sposób w efekcie wyzwala w mieszkańcach podobne pokłady zaangażowania, inicjatywy i zwyklej przyjaźni oraz empatii. Więc poczujmy miętę do społecznego ogrodnictwa!
Obejrzyj materiał TV o miejskich ogrodach:
Więcej o warszawskim Ogrodzie Motyka i Słońce:
https://bujnawarszawa.pl/motyka-i-slonce
Wrocławska Miejska Farma w mediach:
https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/miejska-farma-wroclawia-plony-nawet-tona-cukinii-co-drugi-dzien
(kampania społeczna)
Reklama
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS