A A+ A++

Pogarszającą się kondycję psychiczno-psychologiczną dzieci i młodzieży dostrzegają nie tylko zaniepokojeni rodzice i nauczyciele, ale w szerszym kontekście również specjaliści. Również w Łomży o pomoc do psychologów, terapeutów i pedagogów zwraca się coraz więcej osób, co potwierdza, że w tym zakresie potrzebne są długofalowe działania. Jednym z nich jest realizowana od jakiegoś czasu przez Stowarzyszenie Sapere Aude kampania „Jaka jest przyczyna bólu głowy?”.

Nie da się nie zauważyć, że w ostatnich latach coraz więcej dzieci i młodzieży ma różnorakie problemy ze zdrowiem psychicznym, co dostrzegają również specjaliści pracujący w Łomży.

– Dane są bardzo niepokojące – podkreśla pedagog Marta Brzozowska z Poradni Psychologiczno Pedagogicznej nr 2 w Łomży. – Sięgnęłam do naszych statystyk i okazuje się, że w roku szkolnym 2022/2023 nauczaniem indywidualnym z powodu różnych problemów było objętych 84. uczniów.
W poprzednim roku szkolnym było ich 70., a teraz w okresie wrzesień-październik jest ich już 34. W 90 % przyczyną zastosowania tego rozwiązania są różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne, które uniemożliwiają dzieciom i młodzieży regularną naukę w szkole, reszta to skutek różnych wypadków lub przewlekłych chorób, na przykład nowotworowych – mają one lekcje indywidualne z dochodzącym nauczycielem, a tam, gdzie nie jest to możliwe, bo uczeń mieszka poza Łomżą, odbywają się one online. Bardzo niepokojące jest również to, że jeśli dziecko zostało już objęte takim nauczaniem indywidualnym, zaświadczenie, na podstawie którego to się odbywa, jest z roku na rok przedłużane i taka osoba nie wraca już do szkoły, nie ma więc kontaktu z rówieśnikami, nie nawiązuje z nimi relacji.

– Jest tego coraz więcej – potwierdza psycholog Magdalena Steczkowska. – Są to przede wszystkim zaburzenia lękowe i depresja młodzieńcza. Dochodzą do tego skutki przemocy rówieśniczej, hejt, różnego rodzaju prześladowanie, czy nękanie psychiczne. Czasami ma ono bardziej subtelną postać, na przykład body shamingu, przykrych uwag dotyczących wyglądu, ubioru, zasobności finansowej. Bywają też bardziej głęboko raniące sytuacje jak wyśmiewanie, poniżanie, przemoc fizyczna. Zdarza się więc, że do mojego gabinetu przychodzą osoby z objawami kryzysu psychologicznego, dopiero stopniowo okazuje się, że zostały one spowodowane nękaniem lub obciążeniem ze strony środowiska, czasem również domowego.

Problem jest więc bardzo złożony, tym bardziej, że odporność psychiczna dzieci i młodzieży jest obecnie znacznie niższa, niż jeszcze kilka-kilkanaście lat temu.

– Jest niższa, poza tym jest mniej treningu społecznego – zauważa Magdalena Steczkowska. – Poza tym obserwuję tendencję do izolowania się, bo są możliwości, że nie trzeba ruszać się z domu i można komunikować się zdalnie, co również osłabia trening. Jest też brak zrozumienia tych mechanizmów w środowisku rodzicielskim, że dziecko musi się eksponować i mieć trening społeczny, żeby te umiejętności nabyć – jest to dokładnie ten sam mechanizm, jak w przypadku odporności zdrowotnej, kiedy musimy wystawiać się na kontakt z wirusami i przebywać w środowisku zewnętrznym. A taka nadmierna troska i ochrona nie rozwija dzieci, wręcz przeciwnie.
– Powodem tego wszystkiego są dwa główne nurty – mówi Marta Brzozowska. – Pierwszy jest natury ogólnej i wynika z różnych problemów społecznych o dużym zasięgu, jak wojna czy pandemia. Drugi to zależności indywidualne, gdzie bardzo ważną kwestią jest to, co dzieci i młodzież o sobie myślą, co jest według mnie kwestią niezwykle ważną. Tymczasem według danych Centrum Psychoterapii Pokonaj Lęk z lat 2018-2023 aż 1/3 młodych ludzi ma problemy z bardzo niską samooceną. Dotyczy to bardzo różnych aspektów, poczynając od wyglądu i sylwetki, aż do tego, co o sobie myślą. Młody człowiek nie ma wypracowanych rozwiązań, nie jest w stanie na trzeźwo ocenić, że to, co widzi w sieci może być zmanipulowane i nie ma nic wspólnego ze stanem faktycznym. Popada więc w kompleksy, czuje się gorszy od rówieśników, co może skutkować zamknięciem się w sobie i różnego rodzaju problemami emocjonalnymi. Widać to nawet gołym okiem po sylwetkach młodych ludzi; przygarbionych, jakby zwiniętych, podczas rozmowy unikających kontaktu wzrokowego, albo nie potrafiących odpowiadać pełnymi zdaniami.

Do nasilenia tej tendencji przyczyniła się również pandemia, kiedy zdalne nauczanie jeszcze bardziej oddaliły dzieci i młodzież od siebie, redukując kontakty osobiste i integrację społeczną.

– W większości historii, z którymi się obecnie spotykam, jest to bardzo powtarzalny motyw – zauważa Magdalena Steczkowska. – Dzieci i młodzież bardzo narzekają na tamten czas, wspominają go zazwyczaj źle, jako okres niezwykle dla nich trudny, naznaczony samotnością, odosobnieniem. I chociaż nie zawsze musi to być bardzo obciążające psychicznie, ale pojawia się taka narracja, że nie było to dla nich korzystne.

– Już bez rozgraniczania na rodziców i specjalistów to my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za młodych ludzi – podkreśla Marta Brzozowska. – Skupiliśmy się na swoich sprawach, które są złożone, a do tego często nie mówimy dzieciom o wszystkim, żeby czegoś im oszczędzić. Nie jest to jednak dobre rozwiązanie, bo na miarę ich zrozumienia trzeba z nimi rozmawiać, nie można zaklinać rzeczywistości, że czegoś po prostu nie ma. Kiedyś mówiono, że podczas rozmowy z dzieckiem warto zejść do jego poziomu wzroku, ale powiedziałabym, że teraz powinniśmy schodzić do poziomu serca: budować zaufanie, prowadzić dialog, rozmawiać z dzieckiem o świecie wartości, o tym co jest dla niego ważne i interesujące. Poza tym moje obserwacje są takie, że uzależnienie od urządzeń ekranowych to jedno, ale jeśli zaproponujemy dzieciom, a nawet nastolatkom, coś naprawdę ciekawego i przemyślanego, jakąś wspólną grę czy zabawę, to zapominają o telefonach.
Zagubiliśmy też poczucie wspólnoty, coraz mniej jest różnego rodzaju organizacji jak harcerstwo czy kółek zainteresowań, które też budowały odporność psychiczną, uczyły empatii, wspólnego działania i otwarcia na drugiego człowieka. A teraz, gdy idzie się korytarzem szkoły średniej, to wszyscy w telefonach, nawet siedząc obok siebie wysyłają sobie SMS-y. Coś więc tutaj poszło nam nie tak i musimy dołożyć starań, żeby tę sytuację naprawić.

Na szczęście wzrasta świadomość młodych ludzi co do tego, że zmagając się z jakimś problemem sami również mogą zainicjować kontakt ze specjalistą, nie zawsze jest to inicjatywa zaniepokojonych czy troskliwych rodziców.

– Wygląda to bardzo różnie, bo jest i tak, i tak – mówi Magdalena Steczkowska. – Bywa, że dzieci same szukają pomocy, sięgają po tę możliwość coraz śmielej, co jest bardzo optymistyczne i zwiastuje zmiany społeczne, pokoleniowe. Czasami od razu oznajmiają, że potrzebują wsparcia, czasami komunikują to w bardziej pośredniej formie, ale w takich sytuacjach duże znaczenie ma to, jak zareaguje rodzic. Jeśli potraktuje problem poważnie, to wszystko kończy się dobrze, bo widzę, że jest duża wrażliwość rodziców na przestrzeni lat, a pomoc jest udzielana coraz adekwatniej, skuteczniej. W sytuacji bagatelizowania sytuacja przedłuża się, nawarstwia. Na szczęście rodzice coraz śmielej korzystają z pomocy pedagogiczno-psychologicznej; wydaje mi się, że z każdym rokiem jest pod tym względem lepiej, otwartość w sięganiu po pomoc jest większa. Dostrzegam te pozytywne zmiany również w trudniejszych środowiskach, gdzie do tej pory panowała większa krytyczność, deprecjonowanie osoby potrzebującej, a także pomagającej.

– Zdarza się to sporadycznie, są to pojedyncze przypadki – zauważa Marta Brzozowska. – I to nie jest tak, że jest to ich inicjatywa, ale otwierają się zaproszone do współpracy, podczas spotkań czy cyklicznych rozmów. Moje spostrzeżenia są takie, że kiedy daje im się przestrzeń do tego, żeby mogły się wypowiedzieć i zostać wysłuchane, będąc nie wścibskim, ale ciekawym ich życia, tego co czują, co ich nurtuje, to wtedy otwierają się i chętnie wchodzą w dialog. A ponieważ podczas takich spotkań korzystam z różnych narzędzi i podpowiadam jak z nich skorzystać, to mam informację zwrotną i wiem, że coś takiego robią. To jednak nie rozwiązuje problemu, są potrzebne jakieś długofalowe i systemowe działania, których inicjatywa powinna wychodzić od rodziców. Fajnie byłoby zadziałać na poziomie miasta, żeby należycie zaopiekować się dziećmi i ich rodzicami już na etapie przedszkolnym. Na szczęście kwestia psychoedukacji i zdrowia psychicznego przestaje być tematem tabu. Rodzice coraz częściej szukają pomocy, czasami trafiając do poradni nawet z małymi dziećmi, zaznaczając we wniosku, że 5-6-letnie dziecko ma kłopoty emocjonalne, trudności z koncentracją uwagi lub jest nadmiernie pobudzone. Zaczyna się to więc pojawiać na wczesnym etapie, ale ten sygnał rodziców w naszą stronę jest znamienny i niezwykle ważny.

Jest to również skutek różnych akcji edukacyjnych, informacyjnych i kampanii społecznych, jak choćby realizowanej w Łomży przez Stowarzyszenie Sapere Aude kampanii „Jaka jest przyczyna bólu głowy?”.

– Jak najbardziej – potwierdza Magdalena Steczkowska. – To, co dzieje się w mediach oraz w przekazie publicznym jest tak naprawdę kluczowe zarówno dla odbiorców jak i środowiska osób pomagających. Powstaje pozytywna przestrzeń do udzielenia pomocy, komunikacja jest bardziej otwarta. Ta atmosfera sprzyja podnoszeniu kompetencji społecznych i emocjonalnych społeczeństwa. Dużo daje też bezpośredni kontakt z osobami pomocowymi, kiedy na przykład w szkole spotykamy się z pedagogiem szkolnym lub psychologiem,w ośrodkach pomocy, poradniach – to wszystko owocuje i daje bardzo pozytywny efekt. Kontakt z tymi specjalistami jest coraz bardziej normalizowany . Obserwuję także coraz większą ciekawość młodzieży i rodziców à propos funkcjonowania człowieka, na temat zaburzeń, zjawisk, mechanizmów psychologicznych, Często wiedza czerpana jest z social mediów i konfrontowana ze specjalistą, bardzo często wiedza ta jest dość rzetelna i pobudza do samorozwoju, do konsultacji psychologicznych lub terapii.
– To również działa na kilku płaszczyznach – podkreśla Marta Brzozowska. – Po pierwsze, jak słyszę o takiej akcji, to myślę, czy mnie również to dotyczy. I pewnie tak, ale w jakim stopniu, bo przecież nikt nas nie uczy jak być rodzicem, więc każdy z nas działa na początku trochę po omacku, tak instynktownie, po czym trochę się doskonali, co ma wpływ na dobre relacje w rodzinie. Jednak nie wszyscy rodzice mają taką wysoką samoświadomość. Dlatego tego typu akcje i kampanie, z informacją gdzie i u kogo można szukać pomocy, na jaką pomoc można liczyć, w jakim zakresie, o miejscu, gdzie można się spotkać, a do tego, że jest to forma bezpłatna, co też ma duże znaczenie, bo jest ona dostępna dla każdego, są niezwykle potrzebne i bardzo ważne. Aż chciałoby się, żeby coś takiego działo się szerzej, gdzie każdy wychowawca, który jest najbliżej dzieci, ma już pewne przygotowanie i może ze swojego poziomu informować o zauważonych problemach, choćby podczas spotkań z rodzicami. Bo w szkole są specjaliści, ale wiemy, że zakres etatów nie jest wystarczający do potrzeb. Warto też zwrócić uwagę na poszerzanie kompetencji nauczycieli z tego zakresu, a pomocne byłoby już nawet ujednolicenie sposobu obserwacji dzieci, żeby w razie wystąpienia określonego problemu nauczyciel wiedział gdzie pokierować rodzica z dzieckiem. Oczywiście nauczyciele też do nas docierają, sygnalizują, że z czymś jest kłopot, ale też nie zawsze wiedzą jak pomóc, tak więc działania edukacyjne i informacyjne są bardzo potrzebne. Dlatego pracownicy merytoryczni poradni będą rozmawiać w szkołach z rodzicami na temat zaburzeń emocjonalnych dzieci.


Projekt pn. Inicjatywa uchwałodawcza na rzecz programu wsparcia dzieci i młodzieży w mieście Łomża! został dofinansowany ze środków pochodzących z Programu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021-2030.

tekst płatny

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiedronka ma zapłacić ponad pół miliarda zł kary. Jest wyrok sądu
Następny artykułKłusownik zastawił pułapki na jeziorze Pławniowice. Wyjęto pół kilometra sieci