A A+ A++

Nie zwołując przed swoim odejściem Zgromadzenia Ogólnego sędziów Sądu Najwyższego, które miałoby wybrać pięcioro kandydatów, spośród których Andrzej Duda miał wyznaczyć Pierwszego Prezesa SN, Małgorzata Gersdorf zachowała się odpowiedzialnie. Ze względu na wiek wyjątkowo duża liczba uczestników takiego zgromadzenia znalazłaby się w śmiertelnym zagrożeniu. A na poprawne zdalne przeprowadzenie obrad nie było ponoć ani wystarczających gwarancji technicznych, ani wystarczającej podstawy prawnej (Sąd Najwyższy okazał się tu bardziej purystyczny od Sejmu, gdzie takie podstawy prawne PiS stworzyło ad hoc, ze wsparciem PSL i Lewicy).

[TOMASZ LIS.] Jarosław Kaczyński jeszcze nigdy nie był tak potężny. Ale nad jego władzą gromadzą się czarne chmury

Odchodząca prezes zachowała się odpowiedzialnie, ale nie konfrontacyjnie (jak to potwierdziła w swojej nieco dziwacznej wypowiedzi, że „nie jest fighterką, ale kucharką”). Konfrontacyjnie jak zwykle zachował się Jarosław Kaczyński (Duda w rozgrywce z sędziami jest tylko jego marionetką) i to on zdobył kolejną pozycję. Małgorzatę Gersdorf mógłby jako p.o. Prezesa zastąpić najstarszy stażem sędzia SN Józef Iwulski. Ale on nie byłby popychadłem władzy, więc Kaczyński rękoma Dudy uderzył wcześniej i mianował Kamila Zaradkiewicza już w ostatnim dniu urzędowania Małgorzaty Gersdorf.

Niezwykle zaradny Zaradkiewicz

Ważne jest nie tylko zajęcie przez Kaczyńskiego kolejnej pozycji, ale to, kim tę pozycję obsadził. Kamil Zaradkiewicz był tym urzędnikiem faktycznie zlikwidowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego (fasadową instytucję obsadzaną ze złamaniem konstytucji i prawa kreaturami Kaczyńskiego trudno nazwać „strażnikiem Konstytucji RP”), który już w połowie 2016 roku zorientował się, że władza Kaczyńskiego potrwa dłużej i warto z tego skorzystać. 19 kwietnia 2016 roku Zaradkiewicz udzielił „Rzeczpospolitej” wywiadu, w którym podał w wątpliwość prawomocność wyroków i orzeczeń TK. Następnego dnia powtórzył swoje tezy – mające uzasadniać niszczenie Trybunału przez PiS – w Wiadomościach TVP S.A. Zaraz potem, zgodnie z właściwą dla wszystkich ustrojów totalitarnych lub autorytarnych i świetnie rozumianą przez żyjących w tych ustrojach oportunistów zasadą „wyrzucają? Znaczy, będą zatrudniać!” (cyt. za Ilia Ehrenburg, „Burzliwe życie Lejzorka Rojstszwańca”) pan Zaradkiewicz rozpoczął błyskawiczną karierę w bardzo różnych miejscach. Zawsze na zaproszenie i z poparciem władzy.

Czytaj też: Polska wysycha. A rząd zabrał pieniądze przeznaczone na łagodzenie problemu

Już tydzień po wystąpieniu w „Wiadomościach” Kamil Zaradkiewicz został – na zaproszenie PiS-owskiego ministra skarbu państwa Dawida Jackiewicza – członkiem Rady Nadzorczej Przedsiębiorstwa Przeładunku Paliw Płynnych „Naftoport”. Rok później był już dyrektorem departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości u Zbigniewa Ziobry. Następnie Andrzej Duda powołał go w skład Sądu Najwyższego – znów z naruszeniem prawa, jako PiS-owskiego dublera w SN. Teraz wreszcie Zaradkiewicz dotarł na sam szczyt i biorąc pod uwagę to, w jaki sposób tam dotarł, z grubsza wiadomo, co na tym szczycie zrobi.

Sąd Najwyższy wzięty?

Kamil Zaradkiewicz jest całkowicie dyspozycyjny wobec władzy i dobrze przygotowany zawodowo. Różni się tym od Julii Przyłębskiej, której dorobek zawodowy był beznadziejny. Jako sędzia była leniwa i niechlujna w orzekaniu. Właśnie dlatego dyspozycyjność wobec Kaczyńskiego stała się dla niej jedyną szansą na zawodowy awans. Tymczasem Kamil Zaradkiewicz, tak samo dobrze, jak na praktyce oportunizmu zna się na teorii prawa. Będzie skutecznie niszczył niezależność Sądu Najwyższego i paraliżował jego działalność. Będzie też jeszcze skuteczniej wyprowadzał polskie sądownictwo z Unii Europejskiej.

Zadania, jakie dla niego przeznaczył Kaczyński, są trzy. Po pierwsze przygotowanie i przeprowadzenie Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego w taki sposób, aby wśród pięciorga kandydatów przez Zgromadzenie wskazanych znalazł się choćby jeden taki, którego Kaczyński (znów posługując się Dudą) uzna za wystarczająco miękkiego i oportunistycznego, aby można go było uczynić Pierwszym Prezesem SN w państwie PiS.

Po drugie dopilnowanie, aby przez najbliższy – bardzo ważny – okres Sąd Najwyższy nie zastosował się do decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE i nie zawiesił działania swej Izby Dyscyplinarnej (służącej do niszczenia niezawisłych sędziów). Mamy już polexit w polityce energetycznej, klimatycznej, obronnej, mamy polexit w walce z pandemią koronawirusa. Kamil Zaradkiewicz będzie czuwał nad tym, aby w ślad za tamtymi przyspieszył także polexit polskiego sądownictwa.

Po trzecie zadaniem Kamila Zaradkiewicza będzie dopilnowanie, aby Sąd Najwyższy nie przeszkadzał (działaniami czy deklaracjami) w prowadzonej przez Kaczyńskiego grze wokół majowej farsy wyborczej. Aby zatem – jako instytucja, która ma prawo wypowiadać się na temat procedur wyborczych, bo wynik wyborów zatwierdza – SN już nigdy więcej nie powtórzył tego, co jego reprezentanci powiedzieli w Senacie – że mianowicie ewentualne majowe głosowanie pocztą to nie są wybory ani demokratyczne, ani powszechne, ani tajne.

Z kolei jak najszybsze przejęcie Sądu Najwyższego, które rozpoczęło się od mianowania przez PiS-owską KRS całego składu dwóch nowych izb SN (Dyscyplinarnej oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych) jest Kaczyńskiemu potrzebne do całkowitego już zlikwidowania niezawisłego sądownictwa w Polsce. Po złamaniu Sądu Najwyższego dokończona zostanie czystka w sądownictwie wszystkich szczebli (oportunistyczni sędziowie sami dostosują się do woli rządzących, a niepokornych sędziów zastąpią Zaradkiewicze). W ten sposób domknięty zostanie wymarzony przez Jarosława Kaczyńskiego „ciąg technologiczny”, który ma posłużyć do zniszczenia opozycji (głównie PO, rozpoczynając od Senatu). Służby kontrolowane przez Kaczyńskiego przy pomocy Mariusza Kamińskiego będą wskazywać ofiary, prokuratura kontrolowana przez Kaczyńskiego za pośrednictwem Ziobry będzie wszczynać śledztwa i kierować do sądów wnioski o areszt tymczasowy, a sądy (od szczebla najwyższego po najniższy) kontrolowane przez Kaczyńskiego za pomocą Dudy i Ziobry będą wnioski prokuratury przyjmować, działaczy opozycji czy liderów społecznych protestów wsadzać do „aresztów wydobywczych”, a potem skazywać.

Dla tych, którzy pomyślą „przecież ja nie jestem opozycjonistą, nie przeciwstawiam się władzy, więc co mnie to w ogóle obchodzi” mam niemiłą wiadomość. Te same sądy, całkowicie już podporządkowane władzy, będą bowiem orzekać we wszystkich sprawach karnych, cywilnych, gospodarczych. Jeśli ktoś w takim sądzie będzie miał sprawę z działaczem PiS, Zjednoczonej Prawicy albo jego krewnym, znajomym czy politycznym klientem (takich ludzi będzie coraz więcej z każdym miesiącem trwania obecnego modelu władzy), znajdzie się w podobnej sytuacji, co regularny opozycjonista. Straci na rzecz „człowieka mającego dojścia” swoje pieniądze, własność, firmę. Także dziennikarze „sądzeni” przez ludzi Kaczyńskiego, Dudy i Ziobry nie będą mieli szansy obronić się przed żadnym oskarżeniem o „naruszenie dobrego imienia” PiS-owskiego ministra czy PiS-owskiego bankiera.

Mianowanie przez Kaczyńskiego i Dudę Kamila Zaradkiewicza na p.o. Pierwszego Prezesa SN nie jest nawet pierwszym krokiem na tej drodze. To już połowa drogi.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMR: KZN przekazał działkę pod budowę zespołu szkolno-przedszkolnego we Wrocławiu (komunikat)
Następny artykułMicrosoft pokaże pierwsze gry na Xbox Series X. Prezentacja już na początku maja