Meczem Ligi Narodów z mistrzami olimpijskimi Francuzami, w środę 7 czerwca w Nagoi o 11:00 naszego czasu, polscy siatkarze rozpoczynają tegoroczną walkę o punkty. Jeden z podstawowych graczy ekipy Nikoli Grbicia – Kamil Semeniuk – ma przed sobą trudne zadanie: po nieudanym sezonie w lidze włoskiej z Perugią, musi odzyskać formę i pewność siebie, by dominować w drużynie narodowej tak jak do tego przyzwyczaił. – Odżywam, już dostałem dawkę tlenu w kadrze – zapewnia „Semen” w szczerej rozmowie z „Super Expressem”.
Z czym miałeś największy problem w Perugii? Zmianą roli w drużynie lub tym, że nie zawsze grałeś w szóstce?
– Byłem świadomy, że we włoskim klubie mam na swojej pozycji topowych graczy, Wilfredo Leona i Oleha Płotnickiego. Trener musiał z tego bogactwa korzystać, a ja przecież nie będę się obrażał, że w jakimś spotkaniu nie zagram albo zostanę zdjęty lub wpuszczony w trakcie gry. Nie mam z tym żadnego problemu. Oczywiście, porównując to z poprzednimi sezonami w Kędzierzynie, gdzie grałem od deski do deski, było to coś innego, trzeba się było oswoić z nowym środowiskiem. Skoro koledzy prezentują bardzo wysoki poziom, to też nie są w zespole po to, by oglądać mecze z boku. Co do mojej formy w całym sezonie, odczuwałem, że miałem za mało technicznych treningów indywidualnych. A mi to jest potrzebne. Jeśli jakiś czas temu zostałem okrzyknięty najlepszym siatkarzem w Europie, to ta opinia nie wzięła się znikąd. Bo sumiennie starałem się wykonywać swoją pracę na zajęciach, by się na tym szczycie znaleźć. Gdy więc nie mam podstaw do kreowania poziomu siatkarskiego, nie jest łatwo zachować właściwą dyspozycję. Marzyłem, żeby w pierwszym sezonie we Włoszech wygrać wszystko. Tak się nie stało. Nie będę teraz zwieszał głowy, tylko wezmę się do roboty, zaczynając od tego, co mam do wykonania w reprezentacji. Co do Perugii, liczę, że wraz z nowym sztabem trenerskim przyjdzie nowy impuls, nowy styl prowadzenia treningów, kierowania zespołem i dbania o dyscyplinę.
Nie powtarzasz sobie w duchu pół żartem: „Trzeba było zostać w Zaksie, to trzeci raz bym wygrał Ligę Mistrzów”?…
– Decyzja o zmianie klubu na zagraniczny nie była łatwa. Oczywiście, mogłem zostać w Kędzierzynie na całe swoje siatkarskie życie i być może doczekać się kiedyś miana legendy Zaksy. Tylko że i tak pewnie plułbym sobie w brodę, że nie spróbowałem poza Polską. Mimo słabego sezonu w Perugii, jeszcze raz zdecydowałbym się na podobny krok. Po roku spędzonym we Włoszech nie mam żadnych obaw w sensie spróbowania siatkarskiego chleba za granicą, gdyby się nadarzyła kolejna okazja na zmianę otoczenia.
Po słabszym sezonie ligowym czujesz, że musisz na nowo walczyć o swoją pozycję w reprezentacji?
– Konkurencja na pozycji przyjmującego jest w drużynie bardzo duża. Koledzy osiągnęli kapitalne wyniki w PlusLidze, są rywale z Zaksy, Jastrzębia, Zawiercia. Także z tego względu chciałem się zjawić w kadrze jak najszybciej, by zapomnieć o formie z Perugii i zatrzeć ją swoją postawą. Mimo że za mną na razie krótki okres pracy w reprezentacji w tym roku, to już czuję, że odżywam i wracam na dobre tory. A gra z tymi chłopakami to sama przyjemność.
*Rozmawiał Marek Żochowski, więcej w SuperExpressie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS