Przyszłoroczny kalendarz Formuły 1 liczy 24 rundy. To dla wielu jest na granicy wytrzymałości, szczególnie jeśli chodzi o pracowników zespołów, którzy przyjeżdżają na tor kilka dni przed zawodami, a następnie opuszczają go jako ostatni.
Gdy poproszono Carlosa Sainza o ocenę napiętego harmonogramu nadchodzących mistrzostw, w rozmowie udzielonej m.in. dla Motorsport.com odparł: – Nie jestem pewien, czy odpowiednim wyrażeniem jest „być ofiarą własnego sukcesu”, ale moim zdaniem, jeśli zmierzamy w kierunku 24 wyścigów, F1 będzie musiała się dostosować i znaleźć sposoby na uczynienie weekendu, podróży i kalendarza jak najmniej obciążającymi.
– Jeśli tak ma wyglądać przyszłość, jestem pierwszym, który chętnie będzie uczestniczył w 24 rundach, ale należy zorganizować to w sposób sensowny dla inżynierów i mechaników. Nie może być tak jak ostatnio, gdy na przemieszczenie się z Las Vegas do Abu Zabi były zaledwie cztery dni, a do tego dochodziła różnica czasowa wynosząca dwanaście godzin. Należy umożliwić pracownikom ekip utrzymanie zdrowego trybu życia, dzięki czemu zachowają odpowiednią witalność na przestrzeni całej kampanii – kontynuował kierowca Ferrari.
Hiszpan uważa, że kierowcy Formuły 1 będą musieli odpowiednio zarządzać swoim podejściem do zawodów, zarówno w kontekście mentalnym, jak i fizycznym. Tak duże obciążenie sezonem będzie bowiem miało wpływ na wyniki.
– Kluczowym aspektem w nadchodzących latach będzie umiejętność oszczędzania energii i utrzymanie właściwej postawy przez cały sezon – mówił dalej. – Przy tak dużej liczbie wydarzeń pojawia się ryzyko, że niektórzy będą chcieli odbębnić swój udział w nich, nie przykładając się zbytnio do samej jazdy. Dlatego jak mówię, w mojej opinii konieczne będą zmiany w podejściu do treningów przedsezonowych oraz w okresach między grand prix. Możliwość dostosowania swoich metod przygotowań będzie istotna, aby poradzić sobie z tak wymagającą kampanią.
W tym roku do kalendarza dołączono GP Las Vegas. Choć sam wyścig okazał się sukcesem, kierowcy zwrócili uwagę na niesamowite obciążenie związane z wieloma dodatkowymi aktywnościami pozasportowymi, których musieli się podjąć. Gdy zapytano, czy F1 robi źle, udając się w takie miejsca zamiast na bardziej historyczne i tradycyjne areny, Sainz powiedział: – Nie mam nic przeciwko wydarzeniom takim jak GP Las Vegas i GP Miami. Jeśli jednak zamierzamy zorganizować 24 wyścigi, takie jak ten w Las Vegas, potrzebne są zmiany. Niemożliwa jest taka intensywność dodatkowych aktywności, konferencji prasowych itp. Jesteśmy prowadzeni jak lalki z jednego miejsca na drugie na różnego rodzaju eventy. Jeśli to pomaga w rozwoju sportu, świetnie, podpisuję się po tym, aczkolwiek należy to wszystko zrównoważyć.
– W naszym sporcie udziela się najwięcej wywiadów. Rozmawiamy z prasą po każdej sesji, osobno dla wielu stacji telewizyjnych. Należałoby jakoś zbalansować kontakty medialne i sprawy związane z samym sportem. Kierowcy powinni mieć więcej czasu dla siebie, na spotkania z inżynierami, regenerację, itp. – zaznaczył. – Las Vegas jest korzystne dla F1. Natomiast zamierzając zorganizować więcej rund na wzór tego grand prix, należałoby podejść do tego w sposób bardziej logiczny, aby uniknąć niekorzystnych sytuacji dla zawodników, jakie miały tam miejsce.
Odniósł się także do zapowiadanych zmian w formacie rund ze sprintem w harmonogramie. Zgadza się, że pewne modyfikacje w tym zakresie są potrzebne.
– Nie podoba mi się obecny format sprintu i uważam, że nie działa. Myślę, iż musimy spróbować czegoś innego. Jeśli będzie to odwrócona kolejność startowa, chętnie spróbuję tego jako pierwszy i udzielę następnie szczerego osądu na ten temat. Aktualne rozwiązanie miało być przystawką do niedzielnych wydarzeń, a tak naprawdę ujawnia to, czego można spodziewać się w głównym wyścigu. Sprawił, że grand prix stało się mniej emocjonujące. Opowiadam się więc za pewną reorganizacją , ponieważ nie odpowiada mi to, co mamy obecnie – podsumował.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS