“Dziaders” to słowo, które robi ostatnio karierę, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Niektórzy oburzają się, że używanie go to “ejdżyzm”, czyli dyskryminacja starszych osób. Inni – przykładowo Michał Boni – sami siebie określają “dziadersami”.
Dziennikarka i reportażystka Kaja Puto tłumaczyła jednak w TOK FM, że “dziaders” nie powinien nam się kojarzyć z “dziadkiem”, tylko z “dziadostwem”. Bo o tym, czy ktoś jest “dziadersem” nie decyduje wiek, lecz postawa – lenistwo intelektualne połączone z zacietrzewieniem i przerośniętym ego.
Skąd się wzięło określenie “dziaders”? – To słowo powstało w kręgu ekspertek zajmujących się polityką międzynarodową, do którego też należę. Zaczęłyśmy go używać odnośnie wszystkich niezwykle bezczelnych panów, z którymi spotykamy się w mediach i na panelach dyskusyjnych. “Dziadersi” próbują nam tłumaczyć rzeczy z branż, w których to my jesteśmy specjalistkami. Wiedzą wszystko na każdy temat, więc chętnie nam przerwą i się wypowiedzą – wyjaśniła Puto.
Według dziennikarki “dziadersem” jest ktoś, kto “nie szanuje zdania kobiet, upupia je w rozmowie, podchodzi do nich protekcjonalnie, nie uważa rozmówczyń za równe sobie”.
Jakie są typowe zwyczaje “dziadersa”? – Mówi do mnie “pani Kajeczko”, gapi mi się na cycki, przejmuje mikrofon, gdy zaczynam mówić, wypowiada się na temat, który poruszam bez większej wiedzy, o czym mówię… – wymieniała Puto.
Podała też konkretny przykład: jako specjalistka od Europy Wschodniej może paść ofiarą “dziadersa”, który “na podstawie swojego pobytu w ZSRR w 1988 r. wygłasza różne tezy geopolityczne na temat, powiedzmy, stosunków rosyjsko-gruzińskich” . – On wszystko wie, bo zna pięć słów po rosyjsku i tam był, może nawet jakieś dżinsy tam woził – ciągnęła rozbawiona Puto.
Prowadzący audycję Grzegorz Sroczyński dopytywał, czy wszyscy “dziadersi” to mężczyźni. Puto zapewniła, że choć zna kobiety “dziaderki”, to problem częściej dotyczy panów. – Ale to nie jest kwestia biologiczna, chodzi o kulturę w jakiej żyjemy. Dziewczynki są wychowywane tak, aby były grzeczne, miłe, pokorne, słuchały i się uśmiechały. Gdy kobieta komuś przerywa lub ma inne zdanie, jest przez wielu traktowana jako jakaś histeryczka – stwierdziła dziennikarka.
Przysłuchiwał jej się drugi gość Sroczyńskiego – Piotr Pytlakowski z “Polityki”, który nie jest fanem określenia “dziaders”.
Pytlakowski przyznał co prawda, że “pokolenie, które teraz wyszło na ulicę ma słuszne pretensje do jego pokolenia o ten paternalistyczny ton, pouczanie”. Zauważył jednak, że teraz to młodzi zachowują się arogancko, a etykietkę “dziadersa” można dostać za byle co.
– Każdy, kto wygłosi opinię, która jest choćby w leciutkiej kontrze, staje się wyklęty, jest wystawiony na lincz – twierdził dziennikarz. Sam niedawno stanął w obronie Waldemara Kuczyńskiego, któremu oberwało się za przychylny komentarz o Janie Pawle II.
“Czytam, że Waldemar Marian Kuczyński to dziaders, bo się ośmielił wyrazić swoje zdanie o Janie P. II i aborcji. Dziaders to mało, w ogóle to jakiś potwór, który ma #wypierdalać. Stał z nami na ulicy, nie pamiętacie? Stał, kiedy wielu z tych, którzy nim teraz pomiatają, stało na chodniku. (…) Każda rewolucja ma swoich hunwejbinów. Strasznie mi z tym źle, że ludzie, których szanuję zmieniają się w hunwejbinów torujących drogę nienawiści” – napisał Pytlakowski na Facebooku.
Puto zgodziła się z nim, że “czepialstwo” współczesnych lewicowców faktycznie bywa przesadne. Z drugiej strony stwierdziła. że “ten konflikt jest naturalny, bo to, co się dzieje, to emancypacja polityczna pokolenia, więc musi zajść jakieś ojcobójstwo”.- Ale nie znaczy to, że musimy stać się wrogami – dodała pojednawczo.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS