A A+ A++

Przyczyny, dla której państwo PiS jest wobec czwartej fali bezradne, a czasem w ogóle na nią nie reaguje, są co najmniej dwie. Pierwsza z nich to nie uznanie przez władzę służby zdrowia i grup zawodowych tam pracujących (lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki), za obszar priorytetowy dla państwa, który należało po pierwszych uderzeniach pandemii dofinansować, zreformować, wzmocnić. Dla Kaczyńskiego pierwszeństwo miały dalsze transfery socjalne pozwalające mu kupować głosy w wyborach i sondażowe poparcie. A także pseudomocarstwowa propaganda, każąca przynajmniej ogłaszać (bo z realizacją jak to zwykle u Kaczyńskiego, jest gorzej), zakupy najnowocześniejszego, najdroższego, oczywiście amerykańskiego sprzętu wojskowego, a także zapowiedź rozbudowania armii do ćwierć miliona żołnierzy zawodowych i pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Na współczesnym polu walki nie ma to żadnego sensu (generał Mirosław Różański celnie zauważył, że Kaczyński przygotowuje się w ten sposób do Drugiej Wojny Światowej, podczas gdy grozi nam Trzecia), jednak spełnia marzenie prezesa PiS o „skoszarowaniu” jak największej liczby Polaków i stworzeniu formacji, która co prawda będzie bezbronna wobec rakiet balistycznych Putina, a nawet wobec jego trolli internetowych, ale świetnie nada się do dyscyplinowania własnego społeczeństwa w sytuacji kryzysu, protestów czy buntu.

Druga przyczyna, dla której państwo PiS nie może zareagować na czwartą falę pandemii to lęk przed własnym elektoratem (wyborcami PiS-u) oraz tą częścią elektoratu, o którą Kaczyński musi walczyć, aby swoją władzę umocnić (wyborcy Konfederacji). Większość obu tych grup w epidemię koronawirusa „nie wierzy” i jej „nie dostrzega”. Dlatego wprowadzenie przez rząd realnych obostrzeń lub choćby wymuszenie przestrzegania minimalnych obostrzeń wciąż obowiązujących – tyle że szczególnie w regionach najbardziej popierających PiS tylko teoretycznie – oznaczałoby dla Kaczyńskiego utratę poparcia. A to jest z jego punktu widzenia niebezpieczeństwo większe, niż setki umierających dziennie ludzi i perspektywa, że za parę tygodni mogą to być tysiące. Nawet bowiem śmierć „koronasceptyków” z powodu wirusa można – przy umiejętnej propagandzie, a Kaczyński ma do jej uprawiania narzędzia i talent – przedstawić jako „winę lekarzy” i dzięki temu jeszcze skuteczniej poszczuć własnych wyborców na „lekarskie elity”.

Czytaj również: Duda nie chce spotkania z Kaczyńskim. „Wszyscy zobaczyliby, jak prezes go poniża”

Siła i słabość populizmu

Bezradność populistycznej władzy PiS wobec faktycznego kryzysu pandemii, przy nadal zachowywanej przez tę władzę zdolności zarządzania tym kryzysem na poziomie „wizerunkowym”, czyli przy użyciu propagandy, każe po raz kolejny zadać sobie pytanie: czy władza populistyczna to władza wyjątkowo silna i sprawcza, czy jednak kompletnie nieudolna i słaba?

Prawdziwym testem siły każdej władzy jest jej reagowanie na kryzysy. Kiedy obserwujemy każdy kryzys, z którym władza PiS musiała sobie poradzić pojawia się obraz najsłabszego rządu w dziejach III RP. Gaszącego każdy pożar sypaniem pieniędzy, cofaniem, odwlekaniem lub rozwadnianiem decyzji, obietnic i reform, jeśli tylko natrafią na bardziej zdecydowany opór. Władza populistyczna to w istocie władza najsłabsza. Korumpuje zamiast rządzić i ustępuje, jeśli pojawia się wystarczająco silny protest lub lobbystyczny nacisk.

Także kapitulacja Kaczyńskiego, Morawieckiego i ich ministrów przed koronawirusem, skoro „ich wyborcy” w koronawirusa „nie wierzą” i go „nie zauważają”, nie jest błędem przy pracy populizmu. Ona jest populizmu Kaczyńskiego oczywistą konsekwencją i rdzeniem, słabością tego modelu władzy obecną w nim, niejako założoną, od samego początku.

Skąd więc zatem siła populizmu, siła Kaczyńskiego – wobec liberalnej opozycji, liberalnych elit społecznych. Poza błędami drugiej strony (czasem zbyt wiele fatalizmu pokrywanego zbyt ostentacyjnie okazywanym poczuciem wyższości), populizm jest – jako pasożyt liberalnego świata – „silniejszy” od swego żywiciela, dopóki go nie zabije.

Rewolucje populistyczne – od skrajnie prawicowych po skrajnie lewicowe – nigdy nie naprawiły żadnego błędu ustrojów, które obaliły. Zużywały zgromadzone wcześniej rezerwy (jak Chavez zużył wszystkie rezerwy i zmarnował cały potencjał Wenezueli jako naftowego mocarstwa), po czym osiadały na mieliźnie „gospodarki niedoboru”, gdzie rozdawany pieniądz był coraz mniej wart, a „realnych dóbr” starczało już tylko na wojsko, policję i cywilne bojówki mające bronić populistyczny reżim przed resztą coraz bardziej spauperyzowanego i coraz bardziej niezadowolonego społeczeństwa. Czasem – jak np. na Kubie – zapewniło to populistycznej dyktaturze swoistą „stabilność”, jaka cechuje nieboszczyków. Fidelowi Castro uśmiercenie społeczeństwa obywatelskiego na Kubie udało się tak dobrze, że na razie nie ma tam realnego potencjału do obalenia tej całkowicie skompromitowanej władzy.

Także Kaczyński i Morawiecki niczego przez ostatnie sześć lat nie stworzyli. Zużywają tylko instytucjonalne i systemowe rezerwy nagromadzone przez ćwierć wieku liberalnej transformacji. Te rezerwy to ekonomiczny potencjał polskiego kapitalizmu, to gwarancje wolności (indywidualnych i gospodarczych) wynikające ze zbudowania w Polsce zrębów państwa prawa (funkcjonowanie niezawisłych sądów i sędziów niezależnych od władzy), a wreszcie ekonomiczna osłona wynikająca z naszego członkostwa w UE.

Obecna bezradność władzy wobec pandemii – skoro wyborcy PiS-u jej nie dostrzegają i w nią nie wierzą – jest pierwszym dzwonkiem alarmowym ostrzegającym przed tym, jak populistyczna władza Kaczyńskiego i Morawieckiego potraktuje każdy inny śmiertelnie niebezpieczny dla Polski i Polaków kryzys. Np. kryzys w obszarze ekonomii (patrz, drożyzna, z którą politycy PiS-u chcą walczyć „przymusowym obniżeniem marż handlowych”, czyli klasyczną dla populizmu „walką ze spekulantami”) czy w obszarze geopolitycznego zagrożenia Polski (na co Kaczyński reaguje podkręcając mocarstwową propagandę „absolutnej suwerenności”, podczas gdy kraj o średnim potencjale obronnym, taki jak Polska, może się przed Rosją obronić wyłącznie dzięki silnej i bliskiej współpracy sojuszniczej).

Dla populistycznej władzy każdy kryzys jest przede wszystkim kryzysem wizerunkowym, z którym walczy się przede wszystkim przy użyciu propagandy. Dopóki własne polityczne zaplecze populistycznej władzy kryzysu dzięki propagandzie nie widzi, dla populistycznej władzy żadnego kryzysu nie ma. Kiedy własne polityczne zaplecze zaczyna kryzys dostrzegać i kryzysu się bać, populistyczna władza upada, ale dzieje się to najczęściej za późno, kiedy rezerwy społeczeństwa, gospodarki i państwa zostaną już zmarnowane.

Czytaj również: „Michał jest skończony” – mówią w PiS. Czemu Kaczyński nie wyrzucił Dworczyka?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZnany zespół odwołał swój koncert we Wrocławiu. Z powodu choroby
Następny artykułSiódma kapliczka odrestaurowana!