Niektóre fotografie to prawdziwe rarytasy, które zachowały się w albumie Ireny Bednarskiej – Tucholskiej. Mieszkaliśmy niedaleko parku i jako dzieci często tam chodziliśmy z rodzicami. Mąż pani Ireny – Stanisław w latach chłopięcych grał na akordeonie. Graliśmy razem w zespole, który prowadził Michał Prymas. Muzyka zawsze była w naszej rodzinie, dzięki mężowi Stasiowi – wspomina Irena. Na jednej z fotografii trzyletni Stasiu buduje piaskowy pałac i pomyśleć, że od tego momentu minęło ponad 60 lat. Aparat fotograficzny zarejestrował ten historyczny moment. Jest on niezbędny w każdej sytuacji. Przed wielu laty na ten sprzęt, pewnego rodzaju luksus, nie każdy mógł sobie pozwolić. Amatorzy fotografii skrzętnie rejestrowali na błonach fotograficznych dzisiaj bardzo cenne i niepowtarzalne ujęcia. Np. Fotografia Ireny Miler – Siuchnińskiej, przedstawiająca kolonistów wypoczywających w Falmierowie w 1946 roku. Dzieci spożywają posiłek na świeżym powietrzu, pewnie po kąpieli w jeziorze.
Wakacje i czas urlopu przeznaczamy na wypoczynek i odwiedziny bliskich osób. Na urlopowej trasie spotykamy koleżanki i kolegów z lat szkolnych: tych z „ Jedynki” i „ Dwójki”, z ulicy Hallera, Dąbrowskiego i Placu Zamkowego, Anię, Hanię, Krystynę, Zosię…
-
- Nie mieszkam w Nakle już sporo czasu, ale przyjeżdżam z mężem do rodzinnego miasta. Tutaj się urodziłam, chodziłam do przedszkola, szkoły podstawowej. Tutaj są moje lata dzieciństwa. Spacerujemy z mężem po ulicach miasta, którego każdy zakątek jest mi znany – wspomina Ania Radzińska.
Do grona dołączyła Krystyna Wawrzyniak. Nie musimy się sobie przedstawiać. To grono koleżanek z ławy szkolnej, a nawet przedszkola.
Pamiętasz, miałyśmy wszystkie fartuszki, chłopcy również, z tą różnicą, że miały one inny krój, z jedną kieszonką pośrodku. Nosiłyśmy tzw. torby śniadaniówki. W słoneczne dni chodziliśmy do parku na Górę Piaskową. To była prawdziwa frajda. Biegaliśmy na wyścigi „ z górki na pazurki „ po rozgrzanym piasku, który potem u podnóża skrupulatnie wysypywaliśmy z bucików. Ta ogromna przestrzeń dawała nam pełną swobodę. Niektórzy pracowicie ustawiali budowle z piasku. Nad dziećmi czuwały nasze opiekunki, siostry zakonne. Każda na swoim stanowisku niczym kwoki nad pisklętami, dbające o nasze bezpieczeństwo / co widać na załączonym zdjęciu /.
„Czas do domu, czas – już wołają nas…” intonując tę piosenkę wracaliśmy parami do przedszkola. Zagadką była dla nas zawsze ogromna wieża, obok której przechodziliśmy. Rodziło się pytanie: co tam się w niej znajduje? A może tak wspiąć się po schodach do góry?
Zmęczeni zasiadaliśmy do obiadu. Szpinak – to jest to, co nigdy mi nie smakowało. A łyżka tranu dla każdego? Tego nie dało się uniknąć, to przecież samo zdrowie. Góra Piaskowa – ulubione taborów cygańskich. Pamiętam wozy, kolorowe stroje cygańskich dzieci. Konie, które wypoczywały podjadając trawę. Dogasający ogień ogniska, na którym przygotowywano strawę dla całej rodziny cygańskiej.
Z publikacji – „Nakielskie Powroty” – autor – Eugenia Czyż rok wydania 2008.
Skany zdjęć z powyższej publikacji.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS