Putin ante portas. Katastrofa goni katastrofę. A u nas? Kamiński i Wąsik, Wąsik i Kamiński. 24 marca, kilka minut po dziewiątej, doszło do szarpaniny przed wejściem do Sejmu. Funkcjonariusze straży marszałkowskiej zatrzymali grupę posłów PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, którzy próbowali wprowadzić do budynku Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Ich zdjęcia z pełnymi gniewu twarzami oraz wymachującego pięściami Antoniego Macierewicza zapadają w pamięć. Nie tylko dlatego, że stały się przedmiotem drwin. Branie Przez PiS na sztandar Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika i uporczywe przy nich stanie jest irracjonalne także z innego powodu: To Kamiński w znacznej mierze przyczynił się do wyborczej porażki PiS.
Mandat Kamińskiego został wygaszony po skazaniu prawomocnym wyrokiem, w związku z udziałem w tzw. aferze gruntowej. Przypomnijmy: W 2007 r. PiS oddał władzę PO. Pretekst stworzył Kamiński, który, zamiast ścigać aferzystów, zabrał się za koalicjanta w rządzie, podrzucając Andrzejowi Lepperowi świnię z odrolnieniem biedniackiej działki na Mazurach. Z tym że wcześniej, bo 12 września, ni stąd ni zowąd, ukazało się oświadczenie żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej. Co w nim było? Ano, że Samoobrona i LPR są antysemickimi partiami ziejącymi nienawiścią do Żydów, że ich szefowie przejawiają antysemickie fobie. Oświadczenie zawierało zalecenie: usunąć z koalicji rządowej. Kilka dni później Jarosław Kaczyński zrywa koalicję, a jego brat ogłasza nowe wybory. Potem lansuje tezę, że rząd obalono, a powodem była walka z korupcją. Tymczasem prawda wyglądała inaczej: PiS posiadało stabilną większość w Sejmie; nikt Kaczyńskiego nie obalał; sam zrezygnował z władzy. I jeszcze jedno, najważniejsze: po przejęciu władzy Tusk trzymał Kamińskiego w CBA do 13 października 2009 roku!
Jak wyglądała Policja i ABW w 2015 roku, opisywać nie trzeba, bo jej opis („Ch.., dupa i kamieni kupa”) sporządził kumpel Mariusza, Bartłomiej. Kamiński pocieszał: „Na jesieni posprzątamy ten syf”, i zapewniał: „Polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom”. Do cudownego uzdrowienia służb jednak nie doszło, a Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta, na temat reformy służb rzucił myśl: „Izraelski Mosad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”. Taka reforma cieszyć nie mogła. Efektywność pracy służb zależy bowiem od tego, kto w nich pracuje. Służby odcięte od tkanki narodowej kraju działają jak w państwie podbitym. Dlaczego zatem adeptów do pracy w służbach nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z antykatolicką czyli żydokomunistyczną tradycją rodzinną, i wśród mniejszości ukraińskiej? Dlaczego kandydat wywodzący się z takich środowisk spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast uczestnik marszów niepodległości jest postrzegany, jako polityczny ekstremista? Odpowiedzią na te pytanie może być to, że Kamiński deklaruje się jako ateista.
„Reformując” służby nie zaglądał głęboko w metryki podległych mu funkcjonariuszy, nie pytał o nazwiska rodziców i ich stopień pokrewieństwa z Dzierżyńskim albo z Berią. I jasnym staje się, dlaczego w Polsce mamy instytucje kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa w stanie permanentnego kryzysu, i dlaczego połowa funkcjonariuszy, właśnie przekazanego w ręce Siemoniak i Bodnara, ABW to Ukraińcy. Pamiętajmy też, że polityczne inwestycje Sorosa w Polsce (czyli tam, gdzie właśnie kogoś od władzy odsunięto i przy władzy kogoś umieszczono) dotyczą wyłącznie żydokomuny i mniejszości narodowych i że wcześniej obrabiali nas Kamiński z Wąsikiem, a teraz Bodnar z Siemoniakiem.
Dużo pisano o tym, że po ‘89 wielu funkcjonariuszy MSW przeszło na służbę CIA, BND i Mosadu. Są rozliczne i namacalne dowody świadczące o roli wywiadu brytyjskiego w karierze Radka Sikorskiego. Dzisiaj trzeba pisać o innym, szkodliwym dla polskiej racji stanu wyczynie Kamińskiego – dopuszczenie do panoszenia się w Polsce bezpieki ukraińskiej. Bo jest rzeczą oczywistą, że Amerykanie i Brytyjczycy wykorzystują ją do modelowania sytuacji wewnętrznej naszego kraju. Jak i rzeczą oczywistą jest, że preferują Ukraińców, bo są bardziej profesjonalni, tańsi i bardziej bezwzględni. Afera z nagraniem z podkarpackiego lupanaru z udziałem b. marszałka Sejmu oraz medal ukraińskiej „Bezpeky” dla redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, to tylko wierzchołek góry lodowej.
W latach 50. kilkunastu tysiącom obywateli ZSRR (obywateli, a nie Rosjan!) służącym w wojsku i MSW wydano polskie dowody osobiste. Gdy CIA pozyskiwała po wojnie do „pracy operacyjnej” na terenie ZSRR zbirów z OUN/UPA, to wciągnęła na listę „swych sukinsynów” także członków UPA, którzy pozostali w PRL. I czy nie dzięki temu tak wielu Ukraińców zrobiło po ‘89 kariery polityczne. I czy czystym przypadkiem jest, że w ABW, MSW, MON etniczny komponent ukraiński jest tak silny?
W listopadzie 2013 r. doszło do podpalenia budki przed ambasadą Rosji i potężnego propagandowego szczucia na środowiska narodowe. Gdy władzę objął PiS nagonka skończyła się, a minister od policji nawiązał nawet współpracę z organizatorami marszu. Jawna wrogość wróciła jednak dwa lata później. Policja, tak defensywna wobec ataków na kościoły, a nawet (jak skrzętnie odnotowała TVN) bijąca bojówkarzom Antify brawo, zmieniła postawę. Jaka była tego tajemnica? Kamiński stracił kontrolę nad policjantami, a Komenda Główna Policji zaczęła wsłuchiwać się w rozkaz Hanny Lis: „Wszystkich do pierdla”? Rząd zaczął powiela narrację poprzedników o „kibolach” i „nacjonalistach”, i mamić Polaków: z pandemią radzimy sobie kiepsko, zdusiliśmy gospodarkę, ale tylko my bronimy was przed zadymiarzami z Marszu Niepodległości. I jeszcze jedno – dla takiej narracji, rząd korzystał z osłony medialnej TVN.
Dlaczego za wrogów obrali narodowców, a nie Antifę i Lempart? Dlatego, że mentorem i wychowawcą (i dawcą genów?) Jarosław Kaczyński był Jan Józef Lipski, przyjaciel mamy z czasów wspólnej pracy w Instytucie Badań Literackich (która przyznała, że jej synowie wychowywali się oraz kształtowali w oparciu o przekonania Lipskiego). 26 września 2006 r. brat Jarosława zawiesił na piersi swego wychowawcy Order Orła Białego. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kawaler tego najwyższego odznaczenia był masonem, który całe swoje życie poświęcił na walkę z katolicyzmem i z ruchem narodowym, a w swych publikacjach obarczał wszystkich Polaków winą za zbyt małą ofiarność w pomaganiu Żydom w czasie okupacji.
Po prowokacji z podpaleniem budki, Palikot pobiegł do ambasadora Rosji z donosem na „grupę bandytów inspirowanych przez środowisko związane z PiS i Radiem Maryja, o skrajnych poglądach narodowo-katolickich” (a Leszek Miller zwrócił się do Tuska o „lustrację środowisk faszyzujących”). Niewiele od petycji Palikota różniła się napaść Mariusza Kamińskiego na organizatorów Marszu, który określił jako „manifestację elementów skrajnych i faszystowskich”. Kilka miesięcy później rosyjskie MSZ opublikowało raport, w którym przypomniało „wielotysięczną demonstrację zorganizowaną przez radykalne ruchy nacjonalistyczne”. I co najciekawsze – oparło się na dorobku „naszego” poszukiwacza faszyzmu, który atak wykonał w iście kominternowskim stylu. Bo w tradycji i nawykach przybyłych do Polski w taborach armii sowieckiej agentów, było donoszenie w ambasadzie ZSRR na polskich „nacjonalistów” i oskarżanie oponentów politycznych o faszyzm. Kamiński nie pamiętał przy tym, jak po taki sam argument sięgali Kiszczak z Geremkiem, dla których happeningi Ligi Republikańskiej miały „znamiona faszystowskich wybryków”. Nie pamiętał też, jak „Wyborcza” oskarżała Ligę o podpalenie synagogi Nożyków, a na celowniku policji politycznej znalazł się on sam.
Na taśmach z „Sowa i Przyjaciele” pojawia się dziwne zdanie Bartłomieja Sienkiewicza: Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie. Bo ja mam poczucie, że jest to wariant OK, World Trade scenario. Krótko mówiąc – Sienkiewicz zmontował coś na kształt podpalenia Reichstagu, jako pretekst do spacyfikowania „ekstremistów i antysemitów”, a idiota Kamiński wykonał brudną propagandową robotę, i to w sposób świadomy. I, co ciekawe, po przejęciu MSW i ABW, intrygi Sienkiewicza nie rozliczył.
W styczniu 2018 r., po emisji reportażu TVN o polskich neonazistach wznoszących toast za Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim, w polskich mediach widzieliśmy więcej swastyk, niż w Niemczech od zakończenia wojny. „Neonaziści świętują Hitlera”, „Polska coraz bardziej brunatna”, „Warszawa europejską stolicą faszyzmu” – tak wyżywali się dziennikarze zza Odry (i zza Wzgórz Golan). Doszło do tego, że w telewizji niemieckiej odbyła się debata o „fali nazizmu w Polsce”. Tym niemniej, na ten temat nie debatował Bundestag. Debatowano za to w Sejmie… z inicjatywy Mariusza Kamińskiego.
W ślad za reportażem rozpętali nagonkę na „polskich neonazistów”, a koordynatorem całej akcji zrobili Mariusza Kamińskiego, który zapowiedział „szybką i stanowczą reakcję państwa wobec propagujących w Polsce faszyzm”. Zapewnił, też, że „zlikwiduje faszyzm i nazistowskie organizacje w Polsce”. I nie tylko zapewnił – z furią przystąpił do akcji, a listy kandydatów do delegalizacji nie ograniczył do nazistów z krzaków pod Wodzisławiem, ale sięgnął do „tych nazioli z Marszu Niepodległości”. Kolejny antypolski strzał oddał, powołując rządowy Zespół ds. przeciwdziałania propagowaniu faszyzmu, czyli do przekonywania międzynarodowej publiki, w tym Niemców: Problem z faszyzmem w Polsce jest tak poważny, że rząd zmuszony był powołać specjalną instytucję do jego zwalczania.
Na lotnisku im. Szopena w Warszawie operują uzbrojeni Izraelczycy. Mają tam swoją policję, oznakowane auta na sygnałach i wydają Polakom polecenia. Towarzyszą też wycieczkom izraelskiej młodzieży. Zasadnym zatem jest pytanie: czy w Polsce mamy do czynienia z policją w policji i tym samym z państwem w państwie? Równie zasadnym jest pytanie: Dlaczego Kamiński (i jego patron) nie uchylił ustawy 1066, która dopuszcza udział obcych formacji zbrojnych w tłumieniu zamieszek w Polsce?
Izrael słynie z tego, że oszukuje swych sojuszników. Dowodem afera Jonathana Pollarda, który przekazywał Mosadowi (i pośrednio Moskwie) najgłębsze tajemnice CIA. Problem w tym, że agenci Mosadu, którzy działali przy Pollardzie, działali także przy Kamińskim. Rafi Eitan, b. szef Mosadu, a wcześniej oficer prowadzący Pollarda pojawił się w resorcie zajmującym się cyfryzacją. Razem z nim pojawił się Yossi Ciechanover, b. dyrektor generalny izraelskiego MSW. Innymi słowy – Kamiński, pod dyktando obu agentów, powierzył klucze do bezpieczeństwa Polski i podpisał porozumienia z Izraelem w sferze bezpieczeństw. I to wtedy, gdy Netanjahu dobijał różnych targów z Putinem. Głupota, czy działania zamierzone?
Inne pytania: Dlaczego Kamiński nic nie zrobiła, aby pozbyć się pośrednika w dostawach ropy z Rosji do Polski, spółki należącej do Grigorija Jankelewicza? Dlaczego bezpieczeństwo Polskich Sieci Energetycznych powierzył Mosadowi? Dlaczego dopuścił do tego, żeby biuro Jarosława Kaczyńskiego pozostało przy ulicy Nowogrodzkiej, po sprzedaniu budynku izraelskiej firmie Metropol NH? Jak to możliwe, że partia ma siedzibę w nieruchomości należącej do obcej firmy, gdzie częste wizyty składał koordynator służb specjalnych i gdzie za zamkniętymi drzwiami, na tajnych konwentyklach spotykało się kierownictwo PiS?
Gdy Polska była bita po twarzy, gdy trzeciorzędny dyplomata z drugorzędnego państewka obsobaczał prezydenta i premiera, minister od policji głównego wroga dostrzegł w użytkownikach Twittera i ich „antysemickich” wpisach. Gdy Żydzi walili Polaków w pysk na odlew, Kamiński dywagował o wadach Polaków, o ich „ciężkiej chorobie antysemityzmu”. Gdy potrzebna była odwaga, tchórzliwie merdał ogonkiem. Po rejteradzie z ustawą o IPN pozostał nam w pamięci obraz ministra o buzi zbitego psa, wystraszonego, nieporadnego, budzącego litość i odrazę zarazem. Taki obraz dopełnił prezes PiS – gdy pełnił funkcję wicepremiera ds. bezpieczeństwa, do walki z Lempart i wściekłymi macicami, wezwał na pomoc… Kluby Gazety Polskiej. Suchej nitki nie zostawili na Kamińskim blogerzy: Jest bardzo podobny do Felka Dzierżyńskiego; Uderzające podobieństwo, te ślepia mówią same za siebie.
Widmo faszyzmu krąży nad Europą – takiej uległ obsesji. Do walki z „faszystami” powołał specjalne policyjne zespoły. W ślad za tym posypały się sukcesy. W Białymstoku antyterroryści zatrzymali kibiców terroryzujących mieszkańców miasta zawołaniem „Polska dla Polaków”. ABW wtargnęło do mieszkań uczniaków protestujących przeciw islamizacji Polski. Posadzili w areszcie Brunona K., „osobę motywowaną względami nacjonalistycznymi i ksenofobicznymi”, którego jedynym terrorystycznym czynem było nazwanie Tuska „ryżym bandytą”. Słuchając wypowiedzi człowieka odpowiedzialnego za bezpieczeństwo państwa, można było odnieść wrażenie, że największym i jedynym zagrożeniem dla Polski są antysemici.
Jeszcze innym „sukcesem” było sponiewieranie Wojciecha Olszańskiego, który – gdy na kaliskim rynku palono kartkę – mówił ze sceny: „Nie będzie już nigdy Polak Żydowi niewolnikiem!”, a tłum skandował: „Tu jest Polska, a nie Polin” i śpiewał Rotę. O co zatem oskarżał Olszańskiego? O spalenie symbolu Polin? O śpiewanie Roty? A może Kamińskiego i jego patrona najbardziej ubodło to, że mówiąc o Rosji, atakował sowiecką żydokomunę i, tym samym, jej przedłużenie na gruncie polskim, czyli tych, którzy Polską faktycznie rządzą?
Dopiero z raportu Żydowskiej Agencji Praw Podstawowych dowiedzieliśmy się, że w Polsce wprowadzono system rejestrowania przestępstw z nienawiści, i że jego celem jest zapewnienie MSW pełnego wglądu do przypadków takich przestępstw oraz zbieranie informacji o wszystkich dochodzeniach prowadzonych przez policję. Z raportu wynika, że system zasilany jest danymi z Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego i stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, które „zgłaszają incydenty antysemickie do prokuratury, policji lub innych władz w Polsce”. Nawiasem mówiąc ta ostatnia organizuje, we współpracy z Komendą Główną Policji, „Warsztaty dla przełożonych w policji”. W ich ostatniej odsłonie udział wzięło dwustu najwyższych rangą policjantów, którzy „poznawali historię holokaustu, aby móc lepiej zwalczać przestępczość z nienawiści”.
Lempart ogłosiła powołanie tymczasowego rządu, który „będzie negocjować z rządem warunki jego ustąpienia”. Prezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wezwał do buntu lekarzy i sędziów. Wojnę Polsce wypowiedziała wiceprzewodnicząca Bundestagu. Do zagłodzenia Polski wezwała wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego. Medyczny Judenrat udzielił poparcia dla strajku macic. A Kamiński? W niepojętym zaślepieniu brnął w nakręcaniu spirali oskarżeń wobec antysemitów, ścigając się w tej osobliwej dyscyplinie z TVN i „Wyborczą”. Zamiast wyłapywaniem obcych agentów, zajmował się wyłapywaniem „antysemitów”, atakami na „ruskie onuce” i walką z portalem wRealu24. Ukarał też ojca, który wyprowadził do piaskownicy dzieci po 2-tygodniowej kwarantannie.
Afera wizowa to nie jest afera Piotra Wawrzyka. To jest afera Mariusza Kamińskiego. W MSW spraw wiz „pilnowała” ciągle ta sama ekipa następców Jakuba Bermana, których Kamiński nie kontrolował i nie rozliczał. To oni wydawali rocznie kilka wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni w lutym 2022 wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców (i 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie). To oni nie uchylili przepchniętej w Sejmie przez poprzednika Kamińskiego ustawy o obywatelstwie, która umożliwia nabywanie polskiego paszportu przez osoby mające przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza.
Na koniec kilka pytań, retorycznych, tj. takich, na które nie dostaje się odpowiedzi:
– Co robić, żeby minister bezpieki był zadaniowany przez Polaków, a nie przez ambasadę Izraela czy Ukrainy?
– Czy nie mszczą się zaniechania pogromcy komunistów z dekomunizacją, ale nie podpowiadaną przez Komintern, nie z pytaniem, gdzie kto był tylko, co robił?
– Dlaczego przyjął „definicję antysemityzmu”, która w sposób oczywisty miała na celu „dorżnięcie watahy”, czyli tych, którym nie podobają się przywileje dla mniejszości?
– Czy nie był urabiany przy pomocy modus operandi, w którym chodzi o nieustanne mielenie tematu antysemityzmu i sprawdzanie, jak daleko można się posunąć w terroryzowaniu Polaków?
– Czy nie wiedział, że prędzej czy później, wezmą się też za niego, i też pokażą w telewizjach, prowadzonego w więziennych klapkach na posterunek prokuratury Bodnara, na oczach polskiej, żydowskiej i ukraińskiej gawiedzi?
– Czy nie wykonał posługi szabesgoja, tj. ubogiego nie-Żyda służącego za niewielkie wynagrodzenie do wykonywania czynności, które są zakazane Żydom, i co tak naprawdę w rządzie Morawieckiego „koordynował”?
To okazja do smutnych podsumowań: Buńczuczne wypowiedzi wobec Polaków i tchórzliwe milczenie wobec obcych. Zamiast walki, przymilanie się do wrogów Polski. Polacy chcieli Sobieskiego spod Wiednia, a dostali Kamińskiego i Morawieckiego, nawołującego: „Wszyscy Polacy jesteśmy biało-czerwoną drużyną”. Tymczasem potrzebne jest hasło Romana Dmowskiego: „Istnieją Polacy i pół-Polacy, a rasa pół-Polaków musi zginąć”. No i hasło: Kamiński do pierdla!
Przeczytaj także:
K. Baliński: Dziadek w Wehrmachcie, dziadek w UPA, a z Polski kamieni kupa
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS