A A+ A++

I dlatego dokonuje zamachu na wolne media?

– Podobnie jak niezależni sędziowie wolne media przeszkadzają w projekcie politycznym ogłoszonym po przejęciu władzy: kto z nami – patriota, reszta wie, jak została nazwana. PiS wykluczyło z Polski trzy czwarte społeczeństwa. TVN24 nie daje o tym zapomnieć. To duża stacja, najważniejsze dla wielu źródło informacji. Gdy zaczynałam w niej pracować w 2001 roku, znajomi z radia mówili: „Dokąd ty idziesz? To telewizja z laptopa i z niego nie wyjdzie. Będzie raczkować, aż skończy się kasa i zaryje nosem w podłogę. Polacy nie będą chcieli oglądać polityki od rana do nocy”. Po 20 latach, z których 19 przepracowałam w tej stacji, mogę powiedzieć, że to nie jest stacyjka, tylko największa i najlepiej oglądana stacja newsowa w Unii Europejskiej. Dla władzy, która nie znosi niezależności i nie zamierza się poddać jakiejkolwiek ocenie, bardzo niewygodna. Ale odpowiem prezesem: „Kto ma czyste sumienie, stacji TVN nie powinien się bać”.

Czytaj więcej: Poprawki do lex TVN mają ochronić TVN24? Nie wierzmy tym, którzy niszczą wolne media

Mało kto wierzył, że PiS zdecyduje się sfinalizować lex TVN. Uważano, że to próba sił, przeciąganie liny z amerykańskimi właścicielami tej telewizji.

– Też nie potrafiłam powiedzieć, na ile jest to pomysł na polityczną zadymę, a na ile realne uderzenie w niezależne media. Mówiłam: „To niemożliwe”, ale zaraz dodawałam: „A ile razy myślałaś, że PiS nie jest do czegoś zdolne?”. Kto prezesowi zabroni?

Jako dziennikarka polityczna przeszłam przez wszystkie rządy i pamiętam polityczne pretensje i żale do TVN24. Po aferze Rywina, że zabiliśmy kanclerza Millera. Jerzy Buzek miał łzy w oczach, gdy wygrywał SLD i przepadała Solidarność. Obrażał się na nas Wałęsa, wściekał Kwaśniewski, gdy mówiliśmy, że ma stanąć przed komisją śledczą, a on, że może przed tą komisją najwyżej zatańczyć i zaśpiewać. Nikomu jednak nie przyszło do głowy rozwiązanie, które nie ma prawa zaistnieć w demokratycznym kraju – zamknąć to medium. Aż do teraz.

Jednak to rozwiązanie zaistniało.

– Dla mnie to koniec demokracji. Zamknięcie czy zmiękczenie dużej, niezależnej telewizji pod absurdalnymi pretekstami, to nie tylko symboliczne, ale i faktyczne zakończenie trzech dekad wolności. Wałęsa przeskoczył przez płot, Kwaśniewski wprowadzał Polskę do Unii i NATO. Czy ten okres historii skończymy Suskim?

Justyna Pochanke w nowym studiu „Faktów”, wrzesień 2012 r.


Justyna Pochanke w nowym studiu „Faktów”, wrzesień 2012 r.

Fot.: Krzysztof Dubiel / TVN

Oglądasz „Fakty”?

– Zawsze. Mam zakodowaną godzinę 19. To jest natura, nie obsesja. Sprawdzone przeze mnie, najbardziej wiarygodne źródło informacji. Wieczorem zwykle wiem, co przyniósł dzień, więc oglądam „Fakty” nie po to, aby dowiedzieć się, co się wydarzyło, lecz jak zostanie to opowiedziane. Siedzę na kanapie i myślę, jak ja bym to zrobiła. To zawsze będą moje „Fakty”.

Żałujesz, że nie ma cię po drugiej stronie ekranu?

– Ani razu nie poczułam żalu czy zazdrości. Wykonywałam swój zawód z pasją i na dwieście procent. Od czasu studiów, od świtu do nocy, bo to zawód, którego nie da się, wracając z pracy, zostawić za drzwiami. Wybrałam dziennikarstwo świadomie i bez pudła. Dostałam mnóstwo i dałam z siebie, ile mogłam. Decyzje o pożegnaniu też podjęłam świadomie, dobrze się znam. Po roku od odejścia z TVN24 mogę uczciwie powiedzieć: nie brakuje mi reflektorów, mikrofonów, nigdy nie pomyślałam „zejdźcie z mojego miejsca”. Nie zmienia to faktu, że wciąż czuję się dziennikarką.

Twoje nagłe odejście było zaskoczeniem. Wszyscy zastanawiali się dlaczego?

– Miałam świadomość, że z takiej sceny można spaść, ale zejść? Ja to jednak naprawdę zrobiłam na własną, gorącą prośbę. Kropelki zbierały się we mnie od dawna. Wszystkie były natury osobistej. Odeszłam bez wojny i histerii. Czasem tak można i czasem tak trzeba.

Twoją decyzję ogłoszono nazajutrz po wygranej Andrzeja Dudy w wyborach.

– Zabawna zbieżność. Prezydent nigdy nie miał wpływu na żadną decyzję, jaką podjęłam. I niech tak zostanie. Złożyłam wypowiedzenie znacznie wcześniej i pozostawiłam stacji, kiedy to ogłosi. Moje odejście nie stało się tematem. Do końca udało mi się być dziennikarką.

Rok wcześniej odszedł z TVN twój mąż Adam Pieczyński, redaktor naczelny „Faktów”.

– Trochę zadziałaliśmy jak naczynia połączone, ale nie odeszłam dlatego, że odszedł Adam. Zostałam z ekipą, którą zawodowo znałam tak jak mojego męża. Może wydajemy się dziwakami, ale oboje odeszliśmy z własnej woli.

Rozumiem, że nie brakuje ci sławy, ale adrenaliny?

– Gdy powiedziałam: teraz będę osobą anonimową, mąż żartował: „Krystyna Czubówna od dawna nie pracuje w telewizji, a wciąż jest dla ludzi ulubioną prezenterką”. Może zapadłam części widzów w pamięć, może nawet w serce? Oni są w moim sercu. Do dziś mnie wzrusza, kiedy ktoś na ulicy mówi: „Dzień dobry, pani Justyno, gdzie pani jest?”. Czasami gdy mam na twarzy maseczkę, słyszę pytanie: „Skąd ja znam ten głos?”. To bardzo miłe, niemniej przyszedł moment, gdy poczułam, że potrzebuję przerwy. Ten zawód wypełnia nie tylko życie, ale i głowę. Wiele razy śniły mi się pytania, których nie zadałam. Budziłam się zła, bo właśnie wpadła mi puenta i pytałam siebie: „Dopiero teraz na to wpadłaś?”.

Co się wydarzyło w twoim życiu przez ostatni rok?

– Niewiele i bardzo wiele. Dałam sobie drugie, zupełnie inne życie. Gdy odchodziłam z „Faktów”, napisałam do przyjaciół z telewizji: „Idę na długi spacer z psami. Do zobaczenia”. I można powiedzieć, że od roku rzeczywiście jestem na długim spacerze. Przeczytałam masę książek, przegadałam życie, Polskę i świat z moją rodziną. Wiele osób powie: nuda. OK, ale czasem nuda na własnych zasadach jest jak balsam. Jak bardzo głęboki oddech po latach zadyszki. Jak wsadzenie nóg do chłodnej wody po maratonie. Mogę mnożyć te barokowe porównania, bo bardzo lubię bawić się językiem. Ciągle byłam niewyspana, w radiu zaczynałam o 4 rano, w telewizji czasem kończyłam w nocy. Potrzebuję niewiele snu, 4-5 godzin, ale tygodniami wpadałam w kompletną bezsenność. Głowa się nie wyłączała, a w tej pracy potrzebne są serce i mózg. Musiałam wyskoczyć z pociągu. I wiedziałam, że nie zostanę na peronie sama, poobijana i zdezorientowana.

Czas odzyskany?

– Podarowany samej sobie. Czas to wielkie odkrycie ostatniego roku. Przestał mnie gonić i zaczął cieszyć. Ja nawet na urlopie nie zatracałam się w taki beztroski sposób, żeby nie wiedzieć, jaki jest dzień tygodnia. Pierwszy tydzień to zwykle była aklimatyzacja, a w drugim włączałam radar, oglądałam TVN24 i szykowałam się do pracy.

Pandemia przez przypadek wyłagodziła moje przejście z etapu ekstremalnego do całkiem zwyczajnego życia. Koronawirus wszystkim kazał się zatrzymać i schować. A ja akurat bardzo chciałam się schować.

Czytaj: Jarosław Sachajko „od dawna próbował zaistnieć”

W kapciach i dresie?

– Jestem nauczona pewnego rytmu. Przez wiele lat ratował mnie sport, był zdrową równowagą dla myśli kotłujących się w głowie. Zaczęłam pływać dlatego, że nikt się wtedy do mnie nie odzywał. Czasami jakiś sympatyczny człowiek czekał, aż wyjdę z wody, żeby zapytać, dlaczego zapraszamy Ryszarda Czarneckiego, ale pływanie było ratunkiem w utrzymaniu psychicznego balansu i pozostało jako żelazna dyscyplina.

Pojawiały się informacje, że wyemigrowaliście do Hiszpanii.

– Czytałam, że wybudowaliśmy dom w Marbelli i czuję się tam osamotniona i smutna. A także, że piszę książki – autobiografię i dla dzieci. To jak z rowerami na placu Czerwonym. Nie piszę, tylko czytam. Domu w Marbelli nie mam, choć mam swoje miejsce w Hiszpanii. Ale od dwóch lat nie wyjeżdżam, nie miałam i nie mam planów emigracyjnych. Nikt mnie z mojego kraju nie wygoni. Hiszpanię ubóstwiam, mąż w odległych czasach był korespondentem „El País”. Ma wielu znajomych, mówi po hiszpańsku jak po polsku, Adam Michnik powiedział o nim: „Pisz pan Hiszpan”. Zdarzało nam się bywać tam w czasie wyborów i wiem, jak piekielnie podzielonym społeczeństwem są Hiszpanie. Widziałam, jakie budzi to emocje, ale to nie są moje emocje. Gdy przyjaciele mówili: „Przejmujesz się sytuacją w Polsce, a zobacz, jakich my tu mamy idiotów”, odpowiadałam: „Ale to są wasi idioci i musicie sobie z nimi poradzić, a my musimy załatwić to u siebie”.

Obywatelsko pozostajesz aktywna?

– Mogę iść na protest, napisać oświadczenie wyrażające moją opinię, ale jako aktywny zawodowo dziennikarz miałam poczucie sprawczości – tego, że mogę coś zrobić z tym, z czym się nie zgadzam. Jako widz mam często poczucie bezradności. Bardzo przeżywam to, co dzieje się w kraju, bo choćby nie wiem jak spokojne i sielskie wybrać miejsce do życia i jak przyjazne i terapeutyczne mieć wokół siebie labradory, to trudno nie dostrzegać tego, co dzieje się wokół.

Powiedziałaś, że ten rok przegadałaś z rodziną.

– Mam rodzinę porozrzucaną po Kanadzie, Tajlandii, Włoszech. Żyjąc w kraju, który jest jednorodny i z gruntu nieufny, dostałam od losu różnorodność ułatwiającą spojrzenie z dystansu na to, co u nas. Jak na przykład obecna władza szyje nam ustrój z najgorszych cech: wrogości, obcości, zamknięcia, ciemnoty. Bratowa jest Tajką, buddystką. Jej kraj marzy o szczepionce. W Bangkoku, mieście, które nigdy nie zasypiało, na ulicach zamiast turystów są bezpańskie psy. Ludzie umierają na noszach przed szpitalami. Piękne wyspy pozamykano na cztery spusty. I ona mnie pyta: „Jak to jest, że macie tyle szczepionek, a ludzie nie chcą się szczepić? Dlaczego nie wierzą lekarzom? Komu mają wierzyć w pandemii?”. Nasz kraj zmierza w stronę ciemnej skorupy, w której zamiast fantastycznych cech pielęgnuje się najgorsze.

Dlaczego tak się dzieje?

– Złe zjawiska biorą się z ich podlewania. Po dwóch kadencjach intensywnej pracy propagandowej rząd nagle odkrywa ze zdziwieniem, że tylu mamy antyszczepionkowców.

PiS ich sobie wychowało?

– Wielki sufler polityczny podsuwa Polakom nie tylko złe rozwiązania, ale przede wszystkim złe emocje: jak inny – to zgniły, jak obcy – to wróg, jak sąsiad – to zagrożenie. Mamy rząd, który z silnym nie zadziera. Wygrywa z posłusznym, uległym i wystraszonym. A gdy ma się zderzyć z maczugą czy bejsbolem, to na wszelki wypadek przykucnie. I w kucki walczy z pandemią. We wtorek uchyli się przed koronawirusem, a w środę przed antyszczepionkowcami. Tak nie da się wygrać z pandemią. Moja córka mieszka w północnych Włoszech. Widziała 700 trumien wyjeżdżających na wojskowych samochodach z Bergamo na początku pandemii. To był mój największy strach w życiu, jak ją stamtąd wyciągnąć. A dziś cieszę się, że może tam mieszkać.

Jest bardziej bezpieczna?

– Włosi są narodem, z którego nie zawsze należy brać przykład, ponieważ życie traktują lekko, słowa jeszcze lżej i na władców swojej pięknej krainy czasem wybierają durniów, ale z lekcji z covidem wyciągnęli jedyne słuszne wnioski. Można mieć rząd, w którym jest ktoś taki jak Matteo Salvini, a jednocześnie przekonać go, że rygor szczepień jest w interesie narodu, i niezaszczepiony nie wejdzie do kina, restauracji czy autobusu. Bo nie ma innej drogi do normalnego życia, do powrotu turystów, do uchronienia się przed bankructwem. U nas nikt nie ma odwagi, aby podjąć taką decyzję. Jest wyłącznie kalkulacja w perspektywie najbliższych wyborów.

Prezydent w kampanii wyborczej chwalił się, że nie szczepi się na grypę, bo uważa, że nie.

– A wystarczyłoby, żeby kilku polityków objeżdżających kraj wszerz i wzdłuż zaczęło zamiast wyssanych z palca liczb podawać te prawdziwe: 100 tys. ludzi uduszonych z powodu koronawirusa. Może gdyby byli zaszczepieni, mogliby żyć? Wystarczyłoby, aby Andrzej Duda, który dla części wyborców ma czar nadzwyczajny, zakasał rękaw i powiedział: „Kochani, w to ramię, które mam tak mężne, dostałem dwie dawki i czuję się lepiej niż przed szczepieniem. Jestem jak brzytwa i wy też tacy będziecie”. Zamiast tego czekamy, aż zmutuje się kolejna delta, gamma czy lambda i próbujemy przetrwać tę wojnę w piwnicy, by w kolejnych lockdownach płakać po tych, co nie przeżyją. Przypomina mi się churchillowskie powiedzenie: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i tak”.

Coś w Polsce napawa cię nadzieją?

– Dziewczyny, które wyszły na ulice w czarnym proteście i Strajku Kobiet. Zobaczyłam wtedy Polskę, o jakiej marzę. Widziałam, jak dorastają najbliższe przyjaciółki mojej córki. To jest mechatronika w Warszawie, fizyka jądrowa w Kopenhadze, architektura w Barcelonie, projektowanie samochodów w Turynie. Będzie ogromną stratą, jeśli nie wrócą. A to nie jest dziś kraj dla takich dziewczyn. One nie pozwolą sobie urządzać życia, nie chcą, żeby ktokolwiek czyścił im sumienia.

Pokolenia wychowane w cnotach niewieścich nie wyjdą na ulice?

– Jeśli ktoś chce sobie wyobrazić, czym kończy się lepienie dzieci na polityczne zamówienie i wychowywanie obywateli idealnie pasujących do reszty społeczeństwa, to niech przeczyta „27 śmierci Toby’ego Obeda”. To opowieść o katolickich szkołach dla rdzennych mieszkańców Kanady. Pocieszeniem może być to, że Kanada wyciągnęła z tej historii wnioski i ma dziś jeden z najlepszych systemów edukacyjnych, stawiających na otwartość i różnorodność.

W Polsce nastąpi odreagowanie na zasadzie wahadła?

– Jestem przekonana, że Polacy, dokonując wyboru w 2015 roku, nie podpisywali umowy: oddamy wolność za 500+. Wielu ludzi nie miało świadomości tego, co się szykuje.

Ale w 2019 roku ponownie wybrali PiS.

– Zamykanie kolejnych okien robi swoje. Do iluś ludzi dociera tylko jeden przekaz. Jeden i to z szybkością i precyzją karabinu maszynowego. Jeżeli przez miesiąc ktoś słucha, że Donald Tusk mówi po niemiecku jedno puszczane na okrągło zdanie, to w końcu uda się go przekonać, że szef PO to nie Polak. Widzieliśmy Węgry, jak rok po roku, w coraz bardziej zakłamanej rzeczywistości, opozycja się rozsypała, ludzie zobojętnieli, media zamilkły. Zostały tylko te, które są tubą Orbána. W Polsce mamy demokrację, bo mamy wybory, ale to są już zakłamane wybory. One nie muszą być fałszowane, gdy rzeczywistość jest zafałszowana.

Staliśmy się powoli gotowaną żabą?

– Przez parę lat patrzyliśmy na mordowanie wymiaru sprawiedliwości, powtarzając, że tego nie zrobią. Zrobili. Zapewniamy siebie samych, że mamy wolność słowa, bo ciągle można wszystko powiedzieć. I właśnie robią skok na media. Mówimy: no dobrze, ale jeszcze nie aresztują. O! Zatrzymali kogoś na demonstracji! Ale nie biją. Tylko przez przypadek kogoś pobili. Przesuwamy granicę w stronę ciemności. Na szczęście przez domykane okiennice zaczyna powoli wpadać światło. Wydawało się, że tacy ludzie jak sędziowie Tuleya czy Juszczyszyn, nie zawsze wspierani przez tłumy, prowadzący walkę za cenę utraty pracy, pozostaną symbolami dzielnej postawy i przegranej sprawy. Tymczasem wydeptali ścieżkę, która zaprowadziła Jarosława Kaczyńskiego pod ścianę. Okazało się, że to nie my drepczemy w ciemnym kącie i nie mamy się już dokąd posunąć. W tym kącie drepcze Kaczyński z wyciągniętą do Brukseli ręką po pieniądze.

Kilka lat temu przyznałaś, że twoja mama głosuje na PiS. Zweryfikowała swoje poglądy?

– Nie mam pojęcia. Podział dokonany przez Jarosława Kaczyńskiego jest tak skuteczny, że przebiega przez środek niejednej rodziny. Co nie znaczy, że wyrzekłam się matki, a ona córki. Z premedytacją unikam polityki w rozmowie z mamą. Ona studiowała z braćmi Kaczyńskimi i wychowali się po sąsiedzku na Żoliborzu. To jakiś niezrozumiały dla mnie sentyment. W zamach smoleński nigdy nie wierzyła, ma męża pilota, syna pilota.

Co dalej z Polską?

– Władysław Bartoszewski na moje pytanie o największego sojusznika powtarzał: Waszyngton. I oczywiście cieszy mnie amerykański parasol nad TVN, ale to nie Amerykanom będzie najbardziej brakować TVN24, tylko Polakom. W USA nie skończy się wolność słowa. U nas tak. Wciąż nie wierzę, że Polacy pozwolą sobie na ustawianie kanałów w telewizorze, ale wiem też, że demokracja nie jest dana raz na zawsze. I nikt, ani Amerykanie, ani Unia Europejska, nie przyniesie nam jej na tacy.

Justyna Pochanke w telewizji zadebiutowała jako dziecko, prowadząc w TVP program „5-10-15”. Była dziennikarką w Radiu Zet, potem została prezenterką TVN24 i prowadziła główne wydanie „Faktów”. Jest laureatką sześciu Wiktorów.

Czytaj: Kukiz, symbol sejmowej korupcji, choć został posłem jako wolnościowiec

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSerial o procesie sprzed lat zmienił jej życie. Chce udowodnić, że jej działania przedstawiono fałszywie
Następny artykułMobilne punkty szczepień w Świdnicy i Bystrzycy Górnej już dzisiaj