A A+ A++

Przed kilkoma miesiącami Tottenham zajmował pierwsze miejsce w tabeli. Taktyka opierająca się na kontratakach duetu Harry Kane & Heung-min Son przynosiła wymierne korzyści. Anglik i Koreańczyk stworzyli duet, którego bały się największe kluby. W końcu z tamtym Tottenhamem przegrał nawet Manchester City. Ale tego Tottenhamu już nie ma. 

Często mówi się, że kilka lat w piłce nożnej to bardzo dużo. Oczywiście, że tak – nie jest to żadne odkrycie. Jednak na przykładzie tego, co się stało z londyńskim zespołem, można dojść do wniosku, że nawet kilka miesięcy może wszystko pozmieniać o 180 stopni.

Po dziewiątej kolejce i wspomnianym triumfie nad Manchesterem City, przewodniczyli stawce. W kolejnych dwóch meczach również nie zostali zepchnięci z piedestału – zremisowali z Chelsea, pokonali Arsenal. Wówczas jednak coś zaczęło się psuć.

MANCHESTER CITY NIE SPROSTA SWANSEA?! W TOTALBET KURS: 13,0

Tottenham nie był w stanie wygrać pięciu kolejnych meczów. Styl gry, który robił doskonałe wrażenie na początku rozgrywek, nagle został brutalnie zweryfikowany nie tylko przez Liverpool i Leicester City, ale też Fulham i Crystal Palace. Jose Mourinho poniósł bolesną klęskę. Źle zaczęło się dziać nie tylko pod względem sportowym.

Same old, same old

Portugalski trener ma jedną zasadę, której trzyma się zawsze wtedy, kiedy jego klubom nie idzie – „niech uwaga skupi się na tobie, a nie na twoich podopiecznych”. W tym sezonie musiał użyć jej rekordowo szybko, bo i rekordowo szybko okazało się, że trudny w konsumpcji styl Tottenhamu jest stosunkowo łatwy do zneutralizowania.

Przed meczem z Liverpoolem Mourinho zarzekał się, że urzędujący mistrz Anglii wcale nie ma problemu z kontuzjami. Gwoli przypomnienia dodamy jedynie, że The Reds wyszli na ten mecz z jednym środkowym obrońcą w postaci 19-letniego Rhysa Williamsa. Zabrakło też Thiago, Jamesa Milnera i Diogo Joty. Dla Mourinho nie miało to jednak żadnego znaczenia.

Myślę, że Alisson nie jest kontuzjowany. Alexander-Arnold nie jest kontuzjowany. Matip – jak sądzę – zagra przeciwko nam [nie zagrał]. Fabinho nie jest kontuzjowany. Robertson nie jest kontuzjowany. Henderson nie jest kontuzjowany. Wijlandum nie jest kontuzjowany. Salah nie jest kontuzjowany. Firmino nie jest kontuzjowany. Mane nie jest kontuzjowany. Van Dijk jest kontuzjowany i Van Dijk jest świetnym piłkarzem, to oczywiste. 

Ale dajcie mi listę ich kontuzji i porównajcie ją z tym, jaki najmocniejszy skład może wystawić Liverpool.

Ja mogę powiedzieć wam o urazach w Tottenhamie. Mamy dwóch dzieciaków z U-16 z kontuzjami. Kolejnych dwóch w U-21 i trzech w U-23. Mamy Erika Lamelę i Tangangę z kontuzjami… Ale czy Lloris jest kontuzjowany? Nie. Alderweireld? Nie. Dier? Nie. Reguilon? Nie. Harry Kane? Nie. Son? Nie. Lucas? Nie. 

Więc gdzie jest ta plaga kontuzji? To normalny stan. Milner jest kontuzjowany, tak jak Lamela jest kontuzjowany. Każdy klub ma i będzie miał kontuzjowanych piłkarzy. Liverpool ma jeden problem i jest nim brak Van Dijka„.

Tak, tak, Mourinho deprecjonował fakt, że Liverpool ma ewidentny kłopot kadrowy. Starał się w ten sposób odwrócić kota ogonem i pokazać, że ewentualna porażka Tottenhamu nie będzie czymś szokującym, bo Klopp dysponuje właściwie najsilniejszym składem.

Nim skończył się 2020 rok, Portugalczyk uruchomił maszynę mind games. Wiedział, że jego drużyna niespodziewanie szybko wypaliła się, że na boisku nic już nie żre tak, jak powinno. Próbował ratować się w starym stylu, który doskonale znają kibice Chelsea, Realu Madryt czy Manchesteru United.

Kiedyś przynosił on efekty, Mourinho potrafił zbudować przewagę psychologiczną. Z animuszem traktował nieczyste zagrania. Teraz jednak okazało się, że to nie wystarczy. Portugalczyk postanowił pójść zatem o krok dalej.

Kolejna wojna z dziennikarzami

Dziennikarze nigdy nie mieli z Mou łatwo. Bywał zgryźliwy, nieuprzejmy, sarkastyczny, ale i ciekawy. Łatwo było narazić się na gonga, ale z drugiej strony jeszcze łatwiej było o czym pisać. Szkoleniowiec w swej walce z żurnalistami odnalazł kolejny sposób na to, by zdjąć presję ze swojej drużyny. To on był agresorem, to on szedł na pierwszej linii frontu.

W końcu jednak zatracił się w tym tak mocno, że przestał imponować, a zaczynał śmieszyć. Niestety, legendarny trener coraz częściej zaczyna zachowywać się jak ktoś, kogo umysł zatruł Grima, jedna z postaci stworzona przez J.R.R. Tolkiena.

Trudno bowiem inaczej pojąć reakcję Mourinho na pytanie Alison Bender. Dziennikarka zagaiła o kolejny brak minut dla Garetha Bale’a. Odpowiedź Portugalczyka? „Dobre pytanie, ale nie zasługujesz na odpowiedź„.

Kontekstu nie było. Jose (nie)pomyślał, Jose powiedział. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy Portugalczyk uznał, że ktoś nie zasługuje na jego odpowiedź. Ned Boulting – jeden z najbardziej znanych dziennikarzy w Anglii – zapytał o słabszą dyspozycję Michaela Ballacka. Mourinho się wściekł, zapytał czy Boulting ma jakiś problem z Niemcami, a następnie zażądał, by dziennikarz otrzymał zakaz przeprowadzania z nim wywiadów.

W gruncie rzeczy problem nie tkwi w tym, że Portugalczyk bywa nieuprzejmy. Problemem jest to, jakie przełożenie ma to działanie na jego pozycję w klubie oraz jak mocno oddziałuje to na Tottenham. Mourinho był pierwszym wielkim trenerem zatrudnionym przez stołeczny klub. Pochettino urósł dopiero w Londynie, Harry Redknapp nigdy zaś nie stał na tej samej półce, co były szkoleniowiec Porto.

Daniel Levy ściągał Mourinho do Tottenhamu właśnie po to, by zbudować markę. Początkowo wydawało się, że trafił idealnie. Na pierwszej konferencji Portugalczyka pojawiło się więcej  dziennikarzy, niż przed finałem Ligi Mistrzów za czasów Mauricio Pochettino. Spurs mieli iść do przodu na drabince rozpoznawalności, w czym pomogły jeszcze transfery Alex Morgan i Garetha Bale’a. Produkcja Amazona była kolejnym krokiem – Jose zdołał podbić serca milionów widzów i wydawało się, że zerwał z wizerunkiem starego zrzędy. No właśnie – wydawało się.

Ostatnie tygodnie nie przynoszą Tottenhamowi chluby. Mourinho poszedł na wojenkę z dziennikarzami, Gareth Bale jest traktowany – słusznie czy niesłusznie – jak piąte koło u wozu, zaś gra jest tak okropna, że oczy krwawią. Przestało się liczyć to, czy Spurs walczą z WBA, czy z Liverpoolem. Grają tak samo nieatrakcyjnie, a co gorsza nie osiągają oczekiwanych rezultatów.

Do liderującego Manchesteru City mają czternaście punktów straty. Od Ligi Mistrzów dzielą ich cztery oczka, od Ligi Europy dwa. Wypisali się więc z walki o tytuł, pozostawiając jedynie nadzieje na zdobycie Pucharu Anglii lub trofeum Ligi Europy. Szkopuł tkwi w tym, że z taką grą to daleko nie zajadą.

EVERTON POKONA TOTTENHAM W PUCHARZE ANGLII? KURS NA THE TOFFEES: 2,76 W EWINNER!

Czy da się wygrać mecz bez Harry’ego Kane’a?

Nie ma innego zespołu w Premier League, który byłby uzależniony od jednego człowieka. Harry Kane znaczy dla Tottenhamu absolutnie wszystko. Podwójna kontuzja kostek, której doznał przeciwko Liverpoolowi, zawaliła Spurs plan na grę. Po jego zejściu byli jeszcze bardziej bezradni, jeszcze łatwiej dawali się wypunktować podopiecznym Juergena Kloppa. Son nie podołał grze jako samotny napastnik, mimo że kilka lat temu sądzono, że to właśnie tam czuje się najlepiej.

W dwóch kolejnych meczach, gdzie absencja Kane’a zmusiła Mourinho do kombinowania, Tottenham oddał jedynie sześć celnych strzałów. Żaden nie zatrzepotał w siatce, a Spurs przegrali i z Brighton, i z Chelsea. Były to porażki nieznaczne, lecz istotne w kontekście walki o coś więcej, niż tylko europejskie puchary.

Nic więc dziwnego, że na mecz z WBA, Portugalczyk szykował się jak na wojnę. Gdyby przegrał, byłby w tym momencie za Aston Villą i zaledwie punkt przed Leeds United. Wiedział, że nikt mu tego zwycięstwa nie odda, wszak beniaminek musiał zrobić wszystko, by w końcu poprawić swój ligowy dorobek. Jak jednak Mourinho miał wierzyć w pewne zwycięstwo, skoro w trzech poprzednich meczach jego klub zdobył jedną bramkę, będącą efektem genialnego strzału Hojbjerga?

W związku z tym Mourinho postanowił wkroczyć na lód tak cienki, po jakim chyba nigdy w swej karierze nie chodził. Przeciwko WBA od pierwszej minuty miał wystąpić Harry Kane. Ten sam Harry Kane któremu wróżono kilka miesięcy przerwy, jeśli będzie chciał wrócić do pełni sprawności.

Jose i Anglik zaryzykowali. Podjęli decyzję nierozważną, lecz opłacalną pod względem krótkofalowych skutków. Napastnik był najlepszym zawodnikiem na boisku, znowu odżył Son. Tottenham wygrał 2:0, lecz pora zastanowić się, czy nie było to pyrrusowe zwycięstwo.

Już podczas meczu z Liverpoolem, Kane grał na zasadzie – albo się uda, albo polegnę. Przyjął sporą dawkę środków przeciwbólowych i próbował pomóc swojej drużynie. Nie wyszło. Jedna kontuzja się odnowiła, doszła kolejna. Naszprycowany 27-latek musiał zejść z boiska, nie mając żadnego wkładu w grę Tottenhamu, a mocno nadwyrężając swoje zdrowie.

W meczu z WBA szkoleniowiec oraz jego podopieczny chwycili się bardzo ostrej brzytwy. Zdołali utrzymać się na powierzchni, ale nie wiadomo na jak długo. Postawa Spurs wcale nie była przekonująca, po pierwszej połowie mogli nawet z beniaminkiem przegrywać. Jeśli to spotkanie miało w jakimś stopniu poprawić pozycję Mourinho, to można wątpić w skuteczność misji.

W MECZU EVERTON – TOTTENHAM PADNIE MNIEJ NIŻ 2.5 BRAMKI? KURS: 2,40 W TOTOLOTKU!

Londyńczycy wygrali, ale jakim kosztem? Kolejne problemy ze zdrowiem Harry’ego Kane’a mogą okazać się znacznie bardziej kosztowne, niż ewentualne zwolnienie Jose Mourinho. Tym razem się udało, lecz nikt nie wie, jak gruby jest lód na środku jeziora, na które Portugalczyk zaczyna ciągnąć Tottenham.

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja zatrzymała 22-latka, który dewastował klatkę schodową
Następny artykułCyberpunk 2077 na PS4 ukończony przez zaskakująco dużą liczbę graczy