A A+ A++

Wraz ze zmianą narracji rządu w sprawie pandemii zmieniło się postrzeganie szkół. Już nie są one, jak podczas ubiegłorocznej, zimowej fali „rozsadnikiem” wirusa. I choć na początku listopada minister zdrowia Adam Niedzielski informował, że połowa ognisk zakażeń jest w szkołach, działają one w niezmieniony od wakacji sposób. W teorii.

Z danych, które we wtorek podało Ministerstwo Edukacji i Nauki, wynika, że w trybie innym niż stacjonarny pracuje 17,3 proc. szkół podstawowych. Odsetek szkół ponadpodstawowych działających zdalnie lub hybrydowo jest o niecały punkt proc. większy. Może to wynikać z faktu zaszczepienia, ale także tego, że starsi uczniowie bardziej przestrzegają zasad dystansu społecznego i higieny.

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek od początku roku szkolnego utrzymywał, że nie planuje zmiany trybu nauki na zdalny czy hybrydowy. Tę decyzję pozostawiono dyrektorom szkół, ale bez podania konkretnych zasad zmiany trybu kształcenia. Powiedziano tylko, że nie można stosować „segregacji sanitarnej” z uwagi na zaszczepienie czy niezaszczepienie ucznia.

Czytaj więcej

Nauki zdalnej już nie będzie? Czarnek: Nie mogę tego zadeklarować

W praktyce oznaczało to więc, że jeśli w klasie było dziecko lub nauczyciel zakażeni koronawirusem, klasa natychmiast przenoszona była na zdalne nauczanie. Trafiają na nie także dzieci zaszczepione, na które sanepid nie nakładał kwarantanny. W rezultacie wolno jest im chodzić wszędzie, tylko nie do szkoły.

Taka strategia wywołała słuszne oburzenie rodziców zaszczepionych dzieci, którzy liczyli na to, że szczepienie uchroni je przed siedzeniem w domu. Niezadowoleni są także nauczyciele, którzy na przemian prowadzą lekcje zdalne i w klasach. Dyrektorzy z kolei zwracają uwagę na to, że takie rozwiązanie sprawy nie jest zachętą do szczepień. Co ważne, im mniejsza wyszczepialność w placówce, tym więcej wirusa, zakażeń (także wśród osób zaszczepionych), izolacji, kwarantann i nauki zdalnej. Nie wspominając już o tym, że trzeba było szukać zastępstw za nauczycieli nieobecnych w szkole i w rezultacie w gorszych momentach dzieci pozostające w szkole miały np. same lekcje matematyki czy języka rosyjskiego. Bo kwarantanny nauczycieli w połączeniu z niedoborem kadr w szkołach tworzą mieszankę niemożliwą do strawienia.

Zadowolony był tylko minister, w którego przekonaniu wszystko działało jak należy. Zwłaszcza jeśli chodzi o wyrazistość oka puszczanego do antyszczepionkowego elektoratu Konfederacji.

Czytaj więcej

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz

Koronawirus. Rzecznik MZ: Na pewno obostrzeń w szkołach nie będziemy wprowadzać

Stanu fikcji niby otwartych szkół nie da się jednak utrzymywać wiecznie. Dyrektorzy, na których barkach spoczywa odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo uczniów ale i – z drugiej strony – obowiązek zorganizowania pracy w szkole, mają dość. Coraz częściej szkoły decydują się więc jednak na dzielenie uczniów – ci, którzy … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBranża HoReCa obawia się efektów czwartej fali koronawirusa
Następny artykułW Henrykowie działa przedszkole, które zbudowali księża Orioniści