Frekwencja była różna, od kilkuset osób w mniejszych miastach wojewódzkich, przez kilka tysięcy w Krakowie, po mały tłum w Warszawie. W sumie w całej Polsce zebrała się całkiem pokaźna jak na środek sezonu ogórkowego grupa osób.
Sprawa TVN to nie jest sprawa branżowa
W obronie TVN wcześniej wystąpiło solidarnie środowisko dziennikarskie. List w obronie stacji skierowany do marszałków Sejmu i Senatu podpisało ponad siedmiuset dziennikarzy z bardzo różnych redakcji: od mediów lokalnych po ogólnopolskie; z prasy, radia i telewizji; tytułów o różnych wrażliwościach i sympatiach. Zabrakło oczywiście podpisów pracowników pro-rządowych mediów prawicowych, często zależnych finansowo od wsparcia spółek skarbu państwa i innych kontrolowanych przez polityków rządzącej formacji instytucji. Trudno się dziwić, ta grupa od dawna jest bardziej lojalna wobec swoich politycznych patronów niż środowiska dziennikarskiego, dziennikarskich wartości i interesów.
Protesty w prawie stu miastach polski pokazują, że sprawa przyszłości TVN nie jest wyłącznie branżowa, że nie rozpala wyłącznie środowiska dziennikarskiego. W obronie stacji stanowiącej dziś w Polsce jeden z fundamentów medialnego pluralizmu są w stanie demonstrować ludzie w całej Polsce. Obywatele, którym zależy na tym, by polski pejzaż medialny przypominał raczej ten typowy dla krajów Europy Zachodniej niż poradzieckich „demokracji suwerennych”.
Można oczywiście wskazywać, że frekwencja we wtorek była niższa, niż w przypadku protestów w obronie sądów czy zakazu aborcji, jaki rządzący obóz narzucił Polkom rękami podporządkowanego politykom Trybunału Przyłębskiej. Jesteśmy jednak dopiero na początku procesu walki władzy z największą niezależną telewizją. Do niedawna wielu z nas mogło się wydawać, że to blef, że tego nie zrobią, że się wycofają, starą metodą Kaczyńskiego wyprowadzą tę kozę. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy projekt trafi w ogóle w środę na posiedzenie Sejmu. Jeśli w środę, mimo wyrzucenia Gowina z rządu i sprzeciwu jakiejś części posłów Porozumienia Sejm przegłosuje Lex TVN, społeczny opór wobec ustawy będzie tylko rosnąć.
Czy Kaczyński policzył polityczne koszty?
Pojawia się więc pytanie, jakie coraz częściej zadajemy sobie obserwując szarże prezesa Kaczyńskiego: czy prezes policzył polityczne koszty? Widać, że nawet jeśli policzył, to zupełnie ignoruje te związane ze zdemolowaniem stosunków ze Stanami – ostatnim istotnym sojusznikiem, z którym do niedawna rządy PiS zachowały względnie poprawne reakcje. Wartym uwagi kosztem nie jest też dla niego rozpad koalicji z Porozumieniem, a przynajmniej wyrzucenie Gowina z rządu – jutrzejsze głosowanie ma postawić przed gowinowcami dylemat: popieracie rząd czy idziecie na ciężki opozycyjny chleb.
Czy w swoim rachunku Prezes uwzględnił koszty społecznego oporu wobec ustawy? Demonstracje z wtorku dają dopiero jego przedsmak. Można założyć, że większość osób, które demonstrowało we wtorek i tak nigdy nie było i raczej nie stanie się wyborcami PiS. Ale widzami TVN nie są wyłącznie wyborcy opozycji. Badania elektoratów z ostatnich lat pokazywały, że także wyborcy PiS oglądają TVN i czerpią z niego informację. Z badania IBRiS z 2019 roku wynikało, że wyborcą PiS jest co trzeci widz „Faktów” – głównego programu informacyjnego stacji. Część pewnie ogląda, by zobaczyć co mówi „druga strona”, by „poznać myślenie przeciwnika”, ale jakaś część wyborców PiS ceni sobie inne niż TVP źródło informacji. Jak zareaguje, gdy Kaczyński mu go odetnie?
Z sondażu dla „Superekspresu” sprzed tygodnia wynika, że aż 64 proc. ankietowanych uważa, że „PiS chce zamknąć TVN”. Prawie dwie trzecie nie kupuje więc tłumaczeń rządu, że chodzi o „uszczelnienie prawa”, ochronę polskiego rynku medialnego przed wrogim przejęciem przez podmioty z takich państw jak Rosja czy Chiny, a już na pewno nie o ochronę polskich mediów przed pieniędzmi narkobiznesu – jak kuriozalnie tłumaczył konieczność „lex TVN” prezes Kaczyński. W tym samym badaniu aż 70% ankietowanych uważa, że TVN zamykać nie należy. Za jest jedynie 15% pytanych – i tyle faktycznie może liczyć najtwardszy elektorat PiS, który marzy o tym, by TVN, Wyborcza, Onet i inne opozycyjne media zniknęły z polskiej sfery publicznej.
Partia, która staje się zakładnikiem własnego najtwardszego elektoratu w końcu jednak przegrywa. Komentujący sondaż dla dziennika medioznawca Wojciech Salkiewicz, stwierdził, że jeśli PiS faktycznie zamknie TVN, to partia straci błyskawicznie poparcie: „Tu nie chodzi nawet o przejęcie programów informacyjnych, jak «Fakty» i TVN24. Polacy po prostu nie potrafią sobie wyobrazić telewizji bez ich ulubionych programów rozrywkowych, a apolityczne programy TVN oglądają także wyborcy PiS”.
PiS jest partią głęboko autorytarną, duża część jej polityków marzy o urządzaniu Polakom życia, w tym mediów, jakie oglądają na co dzień. Sukcesy PiS ostatnich lat wynikały jednak z tego, że partia jakoś kontrolowała swoje autorytarne impulsy. Gdy elektorat uzna, że partia za bardzo się wtrąca w jego codzienne życie – np. usiłując układać ramówkę każdej stacji telewizyjnej – reakcja może okazać się bardzo nieprzyjemna dla rządzących.
PiS może zebrać w środę większość w Sejmie, by dalej pchnąć projekt. Może uda się go doprowadzić do legislacyjnego finału. Niewykluczone, że rządząca partia może wtedy jednak połknąć coś, co politycznie bardzo trudno jej będzie strawić.
Konieczna jest presja
Ewentualne przegłosowanie projektu w Sejmie to dopiero pierwsza runda.
Jest jeszcze Senat, który niemal na pewno ustawę odrzuci. Potem ewentualne drugie głosowanie w Sejmie. Następnie podpis prezydenta – lub weto, którego ten Sejm nie odrzuci.
Przed każdym z tych etapów swoje naciski na rządzący Polską obóz będą zwiększać Amerykanie – bo amerykańska dyplomacja zawsze broni amerykańskich inwestycji. Wielu posłów, a być może też prezydent będzie musiała sobie w ich obliczu zadać pytanie: czy dla realizacji wizji, by nie powiedzieć obsesji polityka w wieku emerytalnym warto wciągać się na czarną listę globalnego mocarstwa? W przypadku polityków młodszych, myślących o karierze międzynarodowej to pytanie może okazać się szczególnie ważne.
Nie mniej ważny jest nacisk obywateli. Kaczyński co prawda z zasady nie ustępuje przed protestami społecznymi, jest przekonany, że wygrał wybory i ma prawo robić co chce niezależnie od społecznego oporu. Ale już kupieni przez niego posłowie sejmowej drobnicy czy prezydent Duda mogą okazać się bardziej podatni na nacisk – zwłaszcza jeśli następne demonstracje w obronie wolnych mediów będą jeszcze liczniejsze.
Warto pamiętać, że jeżeli Kaczyńskiemu uda się z TVN, to nie zatrzyma się na tej stacji. Najpierw była TVP, potem media regionalne kupione przez Orlen, teraz TVN – apetyt Prezesa rośnie w miarę jedzenia, a do „zrepolonizowania” jest jeszcze kilka rzetelnie patrzących władzy na ręce mediów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS