Markus jest żołnierzem, który większość czasu spędza na zagranicznej misji, przez co rzadko widuje się z rodziną. Pewnego dnia dochodzi jednak do wypadku, w którym ginie jego żona, Markus musi więc wrócić, by zająć się swoją nastoletnią córką. Nie będzie mieć jednak nawet chwili spokoju, bowiem do jego drzwi zapuka Otto, twierdzący, że to, co się wydarzyło wcale nie było przypadkiem.
Jeźdźcy sprawiedliwości (2021) – recenzja filmu (Best Film). Wiele rzeczy do przemyśleń
Mads Mikkelsen z pewnością umie wybierać scenariusze. Jasne, czasem gra w gorszych produkcjach, jednak duża część jego kariery to filmy mniejsze, skupione na bohaterach oraz zmuszające do myślenia na wiele tematów. Takie było chociażby Polowanie, takie było Na rauszu i tacy – na szczęście – są również Jeźdźcy sprawiedliwości.
Za reżyserię i scenariusz odpowiada Anders Thomas Jensen, który postanowił w swoim najnowszym dziele przyjrzeć się naprawdę wielu różnym zagadnieniom. Prawdę mówiąc, aż nie wiem, od czego zacząć. Spróbujmy jednak to jakoś uporządkować. Jeźdźcy sprawiedliwości to opowieść o tym, jak skomplikowane są relacje rodzinne i jak trudno jest je odbudować. Markus tak naprawdę tylko teoretycznie był członkiem swojej rodziny, więc nic dziwnego, że nie dogaduje się z córką, na co wpływ oczywiście mają również przeróżne emocje (Markus ma zapewne też PTSD). Te jednak bohater w sobie tłumi, uważa, że musi być twardy i nie może dać po sobie poznać, co dzieje się w jego wnętrzu. Jest to zatem także przyjrzenie się temu, jak takie podejście może być destrukcyjne i dla samej osoby, która tak robi i dla otoczenia.
To oczywiście nie wszystko, bo Markus nie jest sam. Chcąc, nie chcąc zyskuje drużynę towarzyszy, bardzo specyficznych, mocno nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie. Zarówno Otto, jak i jego koledzy Lennart i Emmenthaler mają przeszłość naznaczoną albo tragedią, albo przemocą. Chyba właśnie dlatego znajdują wspólny język, bo wszyscy są w ten czy inny sposób złamani i zwyczajnie cierpią z powodu traum. Jeźdźcy sprawiedliwości to więc też opowieść o tym, że czasem trudno jest wybaczyć nie tylko innym, ale i sobie. Czemu sobie? Zarówno Otto, jak i córka Markusa, Mathilde, próbują dociec, czemu doszło do wydarzeń, które zmieniły ich życie. Tworzą niekończące się ciągi przyczynowo skutkowe, co oczywiście do niczego nie prowadzi, jest jedynie formą radzenia sobie z tym, z czym nie mogą się pogodzić, próbą znalezienia sensu.
Jeźdźcy sprawiedliwości (2021) – recenzja filmu (Best Film). Świetne aktorstwo
Jednym z większych atutów filmu Jeźdźcy sprawiedliwości jest aktorstwo. Mads Mikkelsen po raz kolejny pokazuje swoją ogromną klasę. Tak, jak wspomniałem, na pozór Markus jest niesamowicie twardy, wszystko przyjmujący ze stoickim spokojem, nieprzejawiający w zasadzie żadnych emocji. Wyraźnie widać jednak, że zmaga się z nimi i gdy następuje ich wybuch jest to porażające. Wszyscy są tu zresztą znakomici. Nikolaj Lie Kass, Lars Brygmann, Nicolas Bro, Andrea Heick Gadeberg wzajemnie się uzupełniają, mają momenty, kiedy zagarniają dla siebie ekran.
Jeźdźcy sprawiedliwości mają w sobie też bardzo udane elementy czarnej komedii, nieźle nakręcone sceny akcji i odpowiednie tempo – nie zapominajmy, że to w dużym stopniu kino zemsty. Czy to znaczy, że jest to film wybitny? Takim bym go nie określił. Po pierwsze, mam wrażenie, że Anders Thomas Jensen chciał opowiedzieć o za dużej liczbie rzeczy. Przez to nie wszystkie dostają odpowiednio dużo czasu. Niektóre wątki nigdzie nie prowadzą, inne są potraktowane po macoszemu. Myślę, że warto by albo nieco wydłużyć film, albo część rzeczy odpuścić. Po drugie, trochę niewykorzystany jest Roland Moller, który mógłby być znakomitym czarnym charakterem, ale jego postać nie została należycie rozbudowana. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że Jeźdźcy sprawiedliwości to film, który mnie wciągnął i który polecam wszystkim obejrzeć.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS