1.
Możemy nawiązać współpracę z platformami typu Uber – przy tym rozwiązaniu możecie odpuścić sobie wszystkie poprzednie elementy. Platformy te wymagają zazwyczaj tylko zaświadczenia o niekaralności. Aby z nimi współpracować, wystarczy zwykły, przygotowany do przewozu osób samochód. Plusy, minusy oraz szeroko pojętą gównoburzę wokół tego typu rozwiązań przedstawię w następnym artykule.
2.
Przygotowujemy własne auto. Wpierw musimy uzyskać w dowodzie rejestracyjnym adnotację TAXI. Montujemy taksometr (urządzenie, które zlicza czas i przebyte odległości, nie działa ono w systemie GPS, tylko na zasadzie prędkościomierza – co jest istotne. Od taksometru do skrzyni biegów poprowadzona jest linka – jest to fizyczna ingerencja we wnętrze pojazdu), kogut TAXI oraz kasę fiskalną. Na tym etapie powinniśmy się zdecydować na jakich stawkach będziemy jeździć, czy stawka będzie najwyższa możliwa (ustawowa), czy najniższa, aby być konkurencyjnym. Aby uzyskać licencję i numery boczne, potrzebujemy założyć działalność gospodarczą.
3.
Zatrudniamy się jako kierowca na czyjeś auto. Większość pracodawców wymaga tylko skończonego kursu, oczywiście zdany egzamin jest kartą przetargową jeśli chodzi o wynagrodzenie. W praktyce wygląda to tak: pan Iksiński przygotował 3 nowe pojazdy taxi, legalizacja taksometrów, numery boczne są zarejestrowane na pana Iksińskiego. Ty jeździsz (najczęściej zmianowo 12h) jego autem za procent z utargu. Opłacalność tego wariantu zależy od naszych umiejętności negocjacyjnych. W sezonie (jesień/zima) może to być opłacalne, wszak nie ponosimy żadnych kosztów. Moim zdaniem jest to opcja dobra na początek przygody z przewozem ludzi. Nabieramy doświadczenia, zarobki są małe, poza tym mamy przełożonego, a wielu ludzi właśnie w ucieczce przed przełożonymi wybiera taksówkę. W teorii, wydawać by się mogło, że taksówkarz szefa nie posiada. Niestety w praktyce wygląda to inaczej. Wiążąc się z jakąkolwiek korporacją, przyjmujemy ich zasady działania. Nie chodzi tylko i wyłącznie o stawki, ale także o rejony jeżdżenia, “słupki”, czyli postoje taxi oraz wszelkiego rodzaju przejazdy bezgotówkowe.
Korporacje/zrzeszenia transportu prywatnego dają więcej plusów niż minusów. Przede wszystkim chodzi o klientów. Załóżmy, że zdobyliśmy uprawnienia, założyliśmy działalność, posiadamy oznakowany samochód. Skąd wziąć klientów? Oczywiście można przez cały dzień stać na postoju, jeździć za najwyższą możliwą stawkę i czekać na klienta. Nie od dziś wiadomo, że człowiek bardziej się męczy udając, że pracuje niż samą pracą. Im więcej zleceń, tym szybciej czas mija. Korporacje dbają o stały dostęp zleceń, reklamują się (i nas jednocześnie), zapewniają wygodne aplikacje oraz względne bezpieczeństwo. W przypadku jakichkolwiek problemów typu agresywny klient, awaria samochodu itd. możemy wezwać pomoc naciskając jeden guzik. Jeśli chodzi o bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia, każdy kierowca na zmianie widzi twoją aktualną lokalizację, jeżeli zobaczy alarm, a nie ruszy w twoim kierunku – płaci karę. Im większa korporacja, tym człowiek czuje się bezpieczniejszy. Posiadając własną firmę, korporacji płaci się najczęściej stały abonament za możliwość korzystania z aplikacji (w niej znajduje się nawigacja, giełda zleceń, lokalizuje nas ona poprzez GPS, dzięki czemu klient krócej czeka itp.). Zrzeszenia także mogą współfinansować zakup kasy fiskalnej, oznakowanie samochodu oraz dają różne przywileje, tzw. benefity. Czy to darmowa myjnia raz na tydzień, czy karnet na siłownię.
Mam nadzieję, że wyjaśniłem jak wygląda początek kariery taksówkarza, co z czym się je. Jeśli się wam spodoba, to w następnej części opiszę różne typy kierowców oraz różne skrajne przypadki, które mi się przytrafiły, nie zapomnę również wyjaśnić szum wokół Ubera.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS