Klaudia Stabach, WP Kobieta: Kiedy pani mąż zaczął podupadać na zdrowiu i zachowywać się inaczej niż zazwyczaj?
Magdalena Gąsiorowska: Gdy skończył 25 lat, zaczął stopniowo robić się agresywny. Zastanawiałam się, z czego wynikają jego reakcje i jedyne co brałam pod uwagę, to typowy związkowy kryzys. Byliśmy już kilka lat po ślubie, mieliśmy małe dziecko, więc zawsze pojawiały się jakieś okazje do sprzeczek.
Próbowaliście wspólnie zastanowić się, dlaczego zaczęło się psuć między wami?
Tak, nawet zapisaliśmy się do psychologa. Mieliśmy indywidualne wizyty u tego samego specjalisty i jak się później okazało, każde z nas zupełnie inaczej przedstawiało obraz naszej relacji. Wtedy zapaliła mi się pierwsza lampka.
Później dostrzegłam, że mąż gorzej radzi sobie w pracy. Mateusz pracował jako kierowca w piekarni i zanim choroba zaczęła dawać o sobie znać, był dobrym pracownikiem, któremu codziennie chciało wykonywać swoje obowiązki. Nagle coraz częściej przytrafiały mu się stłuczki drogowe. Kłóciliśmy się o to, bo irytowało mnie, że doprowadza do absurdalnych kolizji, a później nawet nie potrafi wyjaśnić co i gdzie się wydarzyło. Pamiętam, jak zdenerwowana pokrzykiwałam: “Używaj mózgu!”. Teraz wstyd mi za siebie.
Kiedy nastąpił moment przełomowy?
Gdy zrobił się agresywny do tego stopnia, że musiałam założyć niebieską kartę. Miałam kilkukrotnie nóż przy gardle. Obrywało mi się o drobnostki. Nie poznawałam go. Sytuacja w naszym domu była nie do wytrzymania, dlatego wspólnie z teściową postanowiłyśmy wysłać go do psychiatry, który z kolei wypisał skierowanie do neurologa. To była końcówka 2018 roku.
Jak zareagowała pani słysząc, że mąż ma Alzheimera?
Z jednej strony ulżyło mi, że w końcu wiem, co się dzieje. Ciągłe analizowanie jego zachowania było wykańczające. Z drugiej, przeraziłam się, bo nie miałam do czynienia z tą chorobą. Nikt z mojej rodziny, ani z rodziny męża, nie miał Alzheimera. Mniej więcej kojarzyłam tylko, jak się objawia i że chorują na nią starsi ludzie.
Po pierwszym szoku pojawiły się łzy. Morze łez. Płakałyśmy z mamą na przemian. Zastanawiałyśmy się, dlaczego choroba dopadła właśnie Mateusza. Nosiłyśmy w sobie ogrom bólu, żalu i nieuzasadnionej pretensji do świata.
Jak dziś wygląda wasza rzeczywistość?
Choroba męża postępuje bardzo szybko. Jeszcze pół roku temu był w stanie samodzielnie przygotować sobie kanapkę, ubrać się, wyjść na spacer, wyrzucić śmieci. Teraz nie potrafi założyć skarpetek czy zamknąć drzwi na klucz. Musi być pod moją stałą opieką. Jestem przede wszystkim jego opiekunką, a nie żoną.
A jak on panią postrzega?
Zwraca się do mnie “mamuś” albo “duszku”, cokolwiek by to znaczyło.
Jest jeszcze państwa 10-letnia córka.
Obecnie jest już wobec niej obojętny. Nie przywiązuje większej uwagi.
Mam wrażenie, że przez ostatnie kilkanaście miesięcy wydoroślała o kilka lat. Stara się pomagać. Gdy widzi, że Mateusz ma rozwiązaną sznurówkę, sama schyla się i wiąże. Widząc to, chce mi się płakać. Wiem, że Julka tęskni za dawnym tatą, z którym często się bawiła, jeździła na przejażdżki.
Wytłumaczyła jej pani na czym polega choroba ojca?
Rozmawiamy o tym, ale ona szuka również potwierdzenia przyczyn zachowania Mateusza u kogoś z zewnątrz. Pomaga jej w tym psycholog szkolny. Wiem, że przegadują różne sytuacje.
Jak pani sobie radzi?
Mam zdiagnozowaną silną depresję. Bez leków nie dałabym rady.
Pojawiają się jeszcze łzy?
Czasem, gdy nikt nie widzi, biorę poduszkę i płaczę. Jest ciężko. Moje życie wygląda zupełnie inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Choroba męża postępuje w bardzo szybkim tempie. Niedawno musiałam zwolnić się z pracy, bo nie byłam w stanie pogodzić pracy, wychowania córki i opieki nad mężem.
Jest z nim już na tyle źle, że trzeba było go ubezwłasnowolnić. Niektórzy dziwią się, dlaczego to zrobiłam. Nie rozumieją, że tutaj chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich. Gdy Mateusz jeszcze wychodził sam z domu, to kiedyś wybrał całą moją wypłatę z konta, a później zgubił portfel. Gdy po kolejny ataku agresji wzywałam pogotowie, to on opierał się przed przyjęciem leku uspokajającego.
Ktoś pani pomaga?
Codziennymi obowiązkami zajmuję się sama. Raz w roku Mateusz trafia na trzy miesiące do specjalnego ośrodka badawczo-naukowo-dydaktycznego chorób otępiennych w Ścinawie. Jest ich najmłodszym pacjentem w historii. Na miejscu ma zapewnioną całodobową opiekę i rehabilitację neurologopedyczną. Zresztą, gdy jest w domu to również co tydzień ma zajęcia z neurologopedą, bo szybko zanika u niego umiejętność mówienia.
Jakie są koszty pobytu w ośrodku?
Około 20 tysięcy złotych.
Z czego państwo żyją, skoro pani zwolniła się z pracy?
Mąż wypracował sobie najniższą rentę, a ja w kwietniu będę starać się o zasiłek pielęgnacyjny. 620 złotych. To wszystko. Średni miesięczny koszt leczenia i rehabilitacji męża oraz moich wizyt u psychologa to około 2 tysiące złotych. Pogodziłam się z faktem, że musimy skromnie żyć. Chcę tylko żeby wystarczało nam na rachunki i wykupienie lekarstw.
Zastanawia się pani co będzie dalej?
Żyję danym dniem. Nie chcę wybiegać myślami w przyszłość, bo zdaję sobie sprawę, że nie będzie ona kolorowa.
Bierze pani pod uwagę umieszczenie męża na stałe w specjalnym ośrodku?
Nie wykluczam tego, ale dopóki jestem w stanie sama się nim opiekować, to będę to robić. Ślubowałam mu miłość na dobre i złe.
Magdalena Gąsiorowska założyła internetową zbiórkę pieniędzy. Link TUTAJ
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS