A A+ A++

Jest ratownikiem w Tatrach. Mówi, co na szlakach wyprawiają turyści

W wakacje ratownicy mają sporo pracy

W wakacje ratownicy mają sporo pracy

Źródło zdjęć: © PAP, arch. prywatne

Agnieszka Woźniak
Agnieszka Woźniak

19.07.2024 06:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– Czasem jest niezwykle trudno. Mieliśmy niedawno do czynienia z pijanym pacjentem, który był agresywny i zdemolował całą karetkę – mówi ratownik medyczny Paweł Mickowsk pracujący w Zakopanem. W okresie wakacyjnym interwencji jest więcej niż zwykle, ale aż połowa wezwań jest bezzasadnych.

Jest ratownikiem w Tatrach. “Czasem jest niezwykle trudno”

Paweł Mickowski, kierownik ratownictwa medycznego ze Szpitala Powiatowego w Zakopanem przyznaje, że wakacje to dla ratowników czas intensywnej pracy.

– Mamy zarówno wezwania zarówno do turystów, którzy na przykład zasłabli na turystycznym szlaku, odwodnili się, złamali nogę, jak i tych, którzy za bardzo zabalowali na Krupówkach i pod wpływem alkoholu doznali jakiegoś urazu lub poważnie się zatruli.

Dziennie każdy zakopiański ratownik wyjeżdża około siedem razy. Pięć karetek rozdysponowanych jest w ciągu dnia, a trzy w nocy. Na początku roku tatrzańscy ratownicy otrzymali dodatkowy pojazd po tym, jak alarmowali, że ich liczba była dramatycznie mała. Mimo to karetki wciąż są w ruchu, bo często wzywane są bez potrzeby.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

– Około 50 proc. zgłoszeń odrzucanych jest przez dyspozytorów. Dotyczą one rzeczy, z którymi powinno się udać do lekarza, a czasem nawet do apteki. Zdarzało się, że dzwonił do nas ktoś, kto po prostu zapomniał z domu leków na nadciśnienie – mówi Paweł Mickowski. – Niektórzy wyolbrzymiają tylko po to, aby trafić na SOR bez czekania w kolejce – dodaje.

Paweł Mickowski pracuje w tatrzańskim pogotowiu
Paweł Mickowski pracuje w tatrzańskim pogotowiu© arch. prywatne

Zaznacza, że największym wyzwaniem są ostatnio turyści z Węgier i Arabii Saudyjskiej. W tym sezonie jest ich w Tatrach naprawdę sporo. Bardzo często wzywają karetkę do błahych przepadków, takich jak biegunka czy wymioty. Nie wiedzą, że mogą udać się z tym do lekarza pierwszego kontaktu, a wieczorem – do punktu opieki całodobowej. W tym przypadku dużo ciężej jest o weryfikację zgłoszenia z powodu bariery komunikacyjnej.

– Dyspozytorzy mają problem, by zrozumieć, czego konkretnie dotyczy zgłoszenie, ponieważ turyści z Arabii czy Węgier często nie mówią dobrze po angielsku, a ich języki nie są w Polsce popularne. Dlatego w wielu przypadkach weryfikujemy sytuacje dopiero na miejscu. To spora strata czasu i zasobów, bo karetka mogłaby być wtedy w całkiem innym miejscu i ratować kogoś, kto np. ma zawał – komentuje ratownik.

© arch. prywatne | Paweł Mickowski

– Czasem jest niezwykle trudno. Mieliśmy niedawno do czynienia z pijanym pacjentem, który był agresywny i zdemolował całą karetkę. Gdy wytrzeźwiał, bardzo nas za wszystko przepraszał. W pracy ratownika najważniejszy jest charakter. Musi być to osoba z pasją. Jeśli ktoś robi to z przymusu lub jakiegoś innego powodu (bo dla pieniędzy raczej nie), to szybko się wypali – podkreśla Paweł Mickowski.

Obecnie większość zespołów ratowniczych wyjeżdża bez lekarza, więc muszą samodzielnie podejmować ratujące zdrowie i życie decyzje.

– Mamy najlepiej wyszkolone zespoły ratowników w całej Europie. Gdy porównujemy się np. ze Słowakami, przepaść jest ogromna. Tamtejsi ratownicy mają kompetencje na poziomie strażaków. U nas większość osób ma uprawnienia do wykonywania USG. Starsi ratownicy również robią kursy i stale się dokształcają – wyjaśnia.

Zobacz także:

Nielegalne na plaży. W Polsce sypią się za to mandaty
Nielegalne na plaży. W Polsce sypią się za to mandaty

Omdlenia, duszności zaburzenia równowagi

O tym, że w okresie wakacyjnym pracy jest więcej, mówi także Bożena Woźniak-Pachota, kierownik Szkoły Ratownictwa Medycznego Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego. – Ratownicy wyjeżdżają średnio o 10 proc. częściej w porównaniu z miesiącami chłodniejszymi. Od 15 czerwca do 14 lipca mieliśmy w samym Krakowie 8302 interwencji, z czego 560 dotyczyło omdleń, 444 duszności, 36 związanych było z utratą płynów lub zaburzeniem równowagi elektrolitowej, a 34 z hiperwentylacją. Do tego latem dochodzą interwencje związane z wypadkami podczas używania sprzętu rolniczego.

Wezwania wynikające z wysokiej temperatury dotyczą zwłaszcza osób po 60. roku życia oraz dzieci. – Mają większe problemy z termoregulacją. Seniorzy często zapominają o regularnym nawadnianiu się, podobnie jak najmłodsi. A to ogromny błąd! Zaburzenia elektrolitowe zaczynają się niewinnie, od osłabienia, drżeń mięśniowych, splątania, drżenia kończyn. Później mogą pojawić się zaburzenia rytmu serca, wzrost ciśnienia krwi, zaburzenie układu nerwowego, w tym nadmierne uczucie senności, a także skurcze mięśni… Ostatecznie może dojść nawet do zatrzymania krążenia – ostrzega ratowniczka.

– Są wyjazdy, które naprawdę zapadają w pamięci, np. do chłopca, który ostatecznie zmarł w wypadku na skuterze wodnym. Wielu z nas ma dzieci w wieku szkolnym, więc ból jest podwójny – dodaje.

Podczas wakacji ratownicy dużo częściej wyjeżdżają również do przebywających w Polsce zagranicznych turystów. – Mieliśmy ostatnio panią ze Stanów Zjednoczonych, która wybrała się na wycieczkę do Wieliczki. Pech chciał, że podczas zwiedzania krzywo stanęła i złamała nogę. Przyjechaliśmy na miejsce, unieruchomiliśmy kończynę i przewieźliśmy pacjentkę do szpitala. Turystka była niezwykle zdziwiona, gdy pytając o koszt takiej usługi i dowiedziała się, że w Polsce nie płaci się za wyjazdy zespołu ratownictwa medycznego. Bardzo pozytywnie ją to zaskoczyło – opowiada.

Zobacz także:

Pracowała w drogim hotelu. Straszne, co proponowali jej goście
Pracowała w drogim hotelu. Straszne, co proponowali jej goście

Kara za brak udzielenia pomocy

To, że latem ratownicy mają ręce pełne roboty potwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Owczarski, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego “Meditrans” SPZOZ w Warszawie. – Są Zespoły Ratownictwa Medycznego, które realizują po 16 wyjazdów na dobę. Niestety od dwóch lat borykamy się też z rosnącą liczną tzw. pustych przejazdów. To takie, gdy na miejscu zadysponowania nas, nie ma pacjenta. W zeszłym roku takich przypadków było aż 13 144 – mówi rzecznik pogotowia.

Przypomina, że w upalne dni często zapominamy od dopasowaniu ubrania do temperatury, a przecież nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie. – Bardzo wielu mężczyzn nosi obcisłe koszulki z poliesteru, by wyeksponować ciało, nad którym pracowali przez całą zimę oraz grube, obcisłe spodenki z jeansu. To katastrofa dla naszego organizmu. Działają one jak folia spożywcza. Blokują przepływ powietrza, powodują więc dyskomfort i w rezultacie mogą doprowadzić do przegrzewania naszego organizmu, bo zaburzamy jego prawidłowe działanie.

Apelujemy, aby brać przykład z mieszkańców krajów afrykańskich oraz tych z Dalekiego i Bliskiego Wschodu, gdzie od wieków wysoka temperatura jest w zasadzie normą. Ludzie ci zakładają na siebie przewiewne, szerokie ubrania z naturalnych materiałów, takich jak leń czy bawełna, które pozwalają skórze oddychać i co najważniejsze – starają się zasłaniać całe ciało i głowę, by nie narażać skóry na promienie słoneczne.

Podkreśla, że jeśli w trakcie udzielania pomocy zrobimy komuś krzywdę, jesteśmy zwolnieni z odpowiedzialności, bo działaliśmy w stanie wyższej konieczności – ratowaliśmy życie drugiego człowieka. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdy całkiem zignorujemy osobę, która potrzebuje naszej pomocy.

– Pamiętajmy, że za nieudzielenie pomocy osobie, która znajduje się w stanie zagrożenia życia lub wystąpienia ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, grozi nam kara pozbawienia wolności do lat trzech. Ludzie często używają wymówki w stylu “nie umiem”, “nie potrafię pomóc”, “dlaczego ja”. Nie wiedzą jednak, że za taką ignorancję mogą pójść do więzienia. Bądźmy uważni, empatyczni i reagujmy, bo w trudnej sytuacji może znaleźć się nasza ciocia czy mama i wtedy też chcielibyśmy, by ktoś im pomógł – apeluje Owczarski.

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zobacz także:

Awantura na lotnisku w Gdańsku. Pasażer wyprowadzony w kajdankach
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJakie artykuły szkolne warto kupić online – wskazówki i rekomendacje
Następny artykułKatowicka policja poszukuje 29-latka. Słuch po nim zaginął