Safronowa wpisuje się na listę białoruskich sportsmenów, którzy po represjach na Białorusi znaleźli schronienie w Polsce. Zawodniczka,specjalizująca się w jeździeckiej konkurencji ujeżdżenia, znalazła się na “liście zdrajców ojczyzny” za krytykę prezydenta Łukaszenki. Wybory, w których odniósł ostatnie zwycięstwo, nie były uważane za wolne i uczciwe przez międzynarodowych obserwatorów. Przeciwnicy reżimu są represjonowani.
Zwycięstwo Łukaszenki w wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 roku doprowadziło do powszechnych zarzutów o fałszowanie głosów, co mocno nasiliło antyrządowe protesty. Te były największe za jego rządów. Biuro Praw Człowieka ONZ przytoczyło ponad 450 udokumentowanych przypadków tortur i złego traktowania zatrzymanych, a także doniesienia
o wykorzystywaniu seksualnym i gwałtach.
Z “listy zdrajców” do Polski. Marzy o starcie w Paryżu
Z tego powodu z Białorusi uciekło wielu sportowców. Często wybierali oni Polskę. Do naszego kraju trafiła także Safronowa, która początkowo uzyskała u nas wizę humanitarną, a kilka tygodni polskie obywatelstwo. Tuż przed końcem roku pojawiła się też przy niej na stronie Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej (FEI) polska flaga.
Proszę powiedzieć coś o sobie.
– Nazywam się Olga Safronowa. Urodziłam się i wychowałam na Białorusi w małej miejscowości Orsza. Moja mama jest trenerką jeździectwa i można powiedzieć, że urodziłam się w siodle. Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy wsiadłam na konia, ponieważ stało się to, zanim nauczyłam się chodzić. Ale według mojej mamy, podczas tego pierwszego razu nie
udało im się mnie namówić do zejścia z konia. Tak mi się to spodobało że płakałam za każdym razem, gdy próbowali mnie zsadzić z konia. Udało się rodzicom to zrobić tylko poprzez ściągniecie siodła razem ze mną. Od tamtej pory praktycznie mieszkam w stajni. Nie interesowało mnie już później nic innego niż te ogromne zwierzęta o najmilszych oczach na ziemi. Próbowałam muzyki, tańca, ale konie zawsze wygrywały! Dziś jestem dwukrotną mistrzynią Białorusi, finalistką mistrzostw świata 2019, wielokrotną zwyciężczynią i medalistką etapów Pucharu Świata oraz posiadaczką kwalifikacji na igrzyska olimpijskie w Tokio.
Dlaczego uciekła pani z Białorusi? Jak trafiła pani do Polski i dlaczego akurat do nas?
– Po wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 roku i protestach przeciwko fałszowaniu ich wyników byłam oczywiście po stronie ludzi. Pisałam posty na moich portalach społecznościowych i brałam udział w protestach. Dostałam za to ostrzeżenie, że zostanę wyrzucona z kadry narodowej. Przestali mnie wypuszczać na zawody międzynarodowe, a bez
oficjalnego wniosku z narodowej federacji nie mogłam startować. Tuż przed wyjazdem na kwarantannę do Niemiec (po takiej kwarantannie konie wylatywały do Tokio na igrzyska) komisja państwowa lekarzy na Białorusi uznała mojego konia za kulawego. Od razu zdecydowałam się na wyjazd do kliniki weterynaryjnej w Polsce. Po pierwsze, od początku byłam pewna, że to kłamstwo. A po drugie, wiedziałam, że w Polsce są kliniki weterynaryjne oraz weterynarze najwyższej klasy, którzy mogą zbadać mi konia i wydać prawdziwą opinie na temat stanu zdrowia mojego konia. Potwierdzili oni, że mój koń nie jest kulawy i jest zdolny do startów w zawodach.
To była zatem jedna z form represji. Doświadczyła pani jeszcze innych, a może była zatrzymana za udział w protestach?
– Brałam udział w protestach, ale na szczęście nie zostałam zatrzymana. Na początku były to tylko groźby zwolnienia i zupełny brak możliwości startów w zawodach. Ale gdy tylko wyjechałam z koniem do Polski i napisałam w mediach społecznościowych, że z koniem wszystko jest w porządku, przedstawiciele organów ścigania na Białorusi zaczęli
zbierać informacje o mnie i moje nazwisko pojawiło się na “liście zdrajców”. Od razu zdałam sobie sprawę, że nie mogę już wrócić do domu, bo było to bardzo niebezpiecznie.
Co to znaczy? Ilu sportowców jest jeszcze na takiej liście?
– Jest taki kanał na Telegramie o nazwie “Judasze Online”. Nie wiem dokładnie kto jest jego autorem, ale jest tam lista i informacje o Białorusinach, którzy publicznie wypowiadali się przeciwko reżimowi Łukaszenki. Nawołuje też do nie zatrudniania takich osób i grozi, że nie będzie dla nich miejsca na Białorusi. Ta lista obejmuje nie tylko sportowców, ale także: artystów, dziennikarzy, lekarzy. Nie mogę dokładnie powiedzieć, ilu jest tam sportowców. Myślę jednak, że około 50 osób.
Ma pani polskie korzenie?
– Nie, nie posiadam polskich korzeni.
Co się dzieje z pani rodziną? Nie martwi się pani o najbliższych?
– Przykro mi, ale nie mogę odpowiedzieć na to pytanie ze względu na bezpieczeństwo mojej rodziny.
Co dla pani znaczy polskie obywatelstwo? Kto pomagał w formalnościach?
– To ogromna szansa na bezpieczne życie i kontynuację mojej sportowej kariery. Boję się wyobrazić sobie, co bym zrobiła, gdybym nie dostała najpierw polskiej wizy humanitarnej, a potem obywatelstwa. Ogromna zasługa w tym jest przede wszystkim Pani Joanny Kluzik-Rostkowskiej i adwokata pana Tomasza Wilińskiego. To nie tylko profesjonaliści w swojej dziedzinie, ale także niesamowicie życzliwi i sympatyczni ludzie, którzy udzielili mi wsparcia w tak trudnym dla mnie czasie. Czuję ogromną odpowiedzialność i dołożę wszelkich starań, aby to zaufanie było uzasadnione. I chcę z całego serca podziękować każdej osobie, która pomogła mi po drodze!
/
Planuje pani starty w polskich barwach? Czy to będzie możliwe? Jeśli tak, to czy igrzyska są celem?
– Tuż przed końcem roku Międzynarodowa Federacja Jeździecka (FEI) zmieniła moją przynależność i obecnie należę już do polskiej federacji. Wyczekiwanie na tę decyzję to były nerwowe chwile. Teraz igrzyska olimpijskie w Paryżu to nasz główny cel! Już w czerwcu 2023 roku na Węgrzech odbędą się kwalifikacje drużynowe do igrzysk olimpijskich w ujeżdżeniu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i razem z moim partnerem bojowym Sandro będziemy mogli wziąć udział w tych ważnych zawodach.
Gdzie pani mieszka w Polsce?
– Mieszkam poza Warszawą, niedaleko stajni, aby być jak najbliżej koni.
Ile ich pani ma?
– Przyjechały ze mną z Białorusi trzy konie. Moim głównym koniem jest Sandro d’Amour, z którym jesteśmy razem od 11 lat. To z nim odnieśliśmy największy sukces. To koń o silnym charakterze i niesamowitej inteligencji. Pamięta wszystko, zna wszystkich ludzi, nigdy nie zrobi tego, czego nie chce. Można się z nim świetnie dogadać. Na przykład za cukierki owocowe, on je uwielbia! Drugi koń nazywa się Leo. Ma siedem lat i jest ogniście rudy. Kupiłam go w wieku dwóch lat i podobnie jak Sandro sama go wychowuję. Koń o gorącym sercu i wielkiej miłości do człowieka. Współpraca z nim jest
bardzo ciekawa. A moim trzecim koniem jest Kwintet, który urodził się w stajni na Białorusi, gdzie pracowałam. Dlatego znam go od urodzenia. Teraz ma dziewięć lat. Jest bardzo oddanym pracy i prawdziwym wojownikiem! Ten koń jest bardzo uważny w pracy, niczego się nie boi i zawsze jest gotowy do współpracy z jeźdźcem.
Skąd środki na ich utrzymanie, bo to jednak drogi sport?
– Rzeczywiście, nasz sport jest drogi, dlatego ciągle szukam partnerów i sponsorów. Kwinteta niestety musiałam sprzedać, abym mogła dalej funkcjonować w sporcie. Ale na szczęście jego nowa właścicielka trenuje ze mną, więc nadal jesteśmy razem!
Poza jeździectwem, ma pani czas na hobby?
– Konie są jak dzieci, a ja jestem bardzo niespokojną mamą (śmiech). W związku z tym muszę wiedzieć i kontrolować wszystko, co dzieje się w ich życiu poza głównym treningiem. W końcu jazda konna to najmniejszy
element sportu jeździeckiego. Większość naszego czasu i wysiłku poświęcamy na opiekę nad naszymi czworonożnymi partnerami. Muszą być czyszczone, karmione, masowane, wyprowadzane na spacer i tak dalej. Dlatego nie mam czasu ani energii na inne hobby.
Rozmawiał – Tomasz Kalemba … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS