A A+ A++

NBS News poinformowało właśnie, że administracja Bidena zamroziła wartą 200 mln dolarów pomoc wojskową dla Ukrainy. Jak wyjaśniają dziennikarze stacji chodzi o to aby dyplomaci mieli więcej czasu na szukanie rozwiązań w rozmowach z Rosją, a realizowane obecnie dostawy mogłyby utrudnić im pracę. Warto pamiętać, że Biden powiedział w minionym tygodniu, iż kwestia zaangażowania się sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w obronę Ukrainy „nie leży na stole” a mowa jest jedynie o większym pakiecie pomocy wojskowej, którą Kijów miałby dostać jeśli Rosja zdecydowałaby się na otwartą agresję. Wspominał o tym Jake Sullivan, doradca Bidena ds. Bezpieczeństwa Narodowego po rozmowach amerykańskiego prezydenta z Władimirem Putinem.

Gdybyśmy jednak spojrzeli na postępowanie Waszyngtonu w kategorii sygnałów strategicznych to mamy do czynienia z następującymi – zapadła decyzja o rozpoczęciu rozmów z Rosją w sprawie jej postulatów bezpieczeństwa, wstrzymano realizację pakietu wojskowego dla Ukrainy aby „dać czas dyplomatom”, z budżetu Pentagonu wykreślono w Kongresie nowe sankcje wobec Nord Stream 2 i ludzi z otoczenia Putina, europejscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych „byli sceptyczni” co do potrzeby wykluczenia Rosji z systemu SWIFT, gdyby ta wojskowo zaatakowała Ukrainę. Nie jest to potwierdzenie stanowczości, nawet jeśli Biden mówi o sankcjach jakich jeszcze Ameryka wobec Rosji nie stosowała i skokowym zwiększeniu pomocy wojskowej dla Kijowa.

Sygnały od Zachodu

Kreml raczej nie odebrał sygnałów wysyłanych w ubiegłym tygodniu przez Zachód w kategorii twardego stawiania sprawy, mimo, iż na poziomie retorycznym Jake Sullivan opisując postawę swego szefa w rozmowach z Putinem mówił, że był on twardy, stanowczy i wyrażał się „krystalicznie jasno”. Rosyjski MSZ umieścił w piątek na swej stronie internetowej długie oświadczenie, którego lektura raczej nie skłania do wniosków, że Rosja przestraszyła się stanowczości Joe Bidena. Warto poznać oficjalną argumentację rosyjskiego resortu spraw zagranicznych, bo zapewne w podobnym duchu będą sformułowane propozycje traktatowe o których Putin wspominał w trakcie dialogu z amerykańskim prezydentem. Intencją autorów oświadczenia jest, jak piszą, przedstawienie stanowiska Rosji w sposób jasny, tak aby nie mogły zaistnieć spory co do jego interpretacji. Jasność w tej materii jest tym istotniejsza, że „stosunki między Rosją a kolektywnym Zachodem nadal się pogarszają i osiągnęły punkt krytyczny.” W największym skrócie rzecz ujmując rosyjski MSZ jest przekonany, bo tego rodzaju narrację prezentuje, iż kontrolowany politycznie przez Zachód reżim w Kijowie przygotowuje się do siłowego rozstrzygnięcia w Donbasie, co oznacza, że wojna jest obecnie znacznie bardziej prawdopodobna niźli w przeszłości. Kwestia członkostwa Ukrainy w NATO, która jest w świetle oficjalnych deklaracji zarówno Kijowa jak i Kwatery Głównej wyłączną ich domeną z rosyjskiego punktu widzenia wygląda zupełnie inaczej. Moskwa posługuje się w tym miejscu pokrętną argumentacja na temat „wspólnego systemu bezpieczeństwa w Europie”, co w oficjalnej jej interpretacji oznacza, że nie można na naszym kontynencie budować bezpieczeństwa jednego czy grupy krajów kosztem uszczerbku w tej materii innego państwa. To przekonanie o wspólnym systemie bezpieczeństwa w Europie, jakie znalazło się w oświadczeniu rosyjskiego MSZ-u, jest kluczowym elementem nie tylko rosyjskiego rozumienia sytuacji, ale przede wszystkim planu, który Kreml obecnie realizuje. Jeśli bowiem bezpieczeństwo w Europie musi mieć charakter kolektywny, to Rosja, powinna być jednym z elementów tego systemu. To właśnie proponuje obecnie Putin – Rosja jako jeden z twórców, ale również gwarantów europejskiego systemu bezpieczeństwa. Przypomnijmy, że rozpad ZSRR oznaczał wypchnięcie Rosji z Europy, jej granice przesunęły się 500 km na Wschód, a nasz kontynent poszukiwał bezpieczeństwa w relacjach z zamorskim mocarstwem, czyli Stanami Zjednoczonymi. Przyjęcie rosyjskiej propozycji oznacza w gruncie rzeczy to, że Waszyngton jest już w Europie niepotrzebny, podobnie jak NATO. Przewrotnie autorzy oświadczenie rosyjskiego MSZ-u odwołują się w nim do porozumień zawieranych zaraz po rozpadzie ZSRR, kiedy wydawało się, że demokratyczna Rosja może być elementem europejskiego systemu bezpieczeństwa. Moskwa deklaruje, że chce do budowy tego systemu właśnie teraz powrócić. Nowe traktaty, o których otwarcie mówił Putin, w połączeniu z faktem ich wynegocjowania pod groźbą wojny z Ukrainą, a może nawet o szerszym wymiarze, zupełnie zmienią architekturę bezpieczeństwa w Europie. Elementami nowego systemu mają być zarówno trwała neutralizacja Ukrainy, bo to oznacza traktatowe potwierdzenie, że nie zostanie ona przyjęta do NATO, jak i „odsunięcie” paktu dalej na Zachód. Bez ogródek rosyjski MSZ stwierdza – „Nalegamy na zawarcie prawnie trwałego porozumienia o nierozmieszczaniu przez Stany Zjednoczone i inne kraje NATO systemów broni uderzeniowej, które stanowią zagrożenie dla Federacji Rosyjskiej na terytorium państw sąsiednich, zarówno członków Sojuszu Północnoatlantyckiego, jak i nimi nie będących” a także „Nalegamy również na otrzymanie konkretnej odpowiedzi NATO na nasze wcześniejsze propozycje zmierzające do zmniejszenia napięć w Europie, w tym w szczególności a zakresie:

— wycofania obszarów ćwiczeń operacyjnych w uzgodnionej odległości od linii kontaktowej Rosja-NATO;

— koordynacja maksymalnych odległości zbliżania się okrętów wojennych i samolotów w celu zapobiegania niebezpiecznym działaniom wojskowym, przede wszystkim w rejonie Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego;

— wznowienie regularnego dialogu między resortami obrony na linii Rosja-USA i Rosja-NATO.”

Jednocześnie Moskwa oczekuje, że Waszyngton przyłączy się do proponowanego przez Rosję moratorium na rozmieszczanie w Europie rakiet średniego i pośredniego zasięgu, co w praktyce oznacza zgodę Stanów Zjednoczonych na utrwalenie co najmniej trzykrotnej (pesymiści twierdzą, że nawet pięciokrotnej) przewagi Rosji. Przyjęcie przez Stany Zjednoczone tego warunku oznacza w gruncie rzeczy zwinięcie nad Europą amerykańskiego parasola nuklearnego, co byłoby zresztą naturalną konsekwencją akceptacji wcześniejszych moskiewskich „propozycji pokojowych”. Tylko kwestią czasu, gdyby oczywiście komukolwiek przyszło do głowy wyrażenie zgody na tego rodzaju kształt europejskiego systemu bezpieczeństwa, byłaby likwidacja NATO, który przestałby być potrzebny.

Na końcu rosyjski MSZ wzywa aby przystąpić „do poważnych rozmów” co w obecnej sytuacji brzmi jak słabo tylko skrywana pogróżka.

Równolegle zaprzyjaźnione z Moskwą władze autonomii serbskiej rozpoczęły działania zmierzające do „wyjścia z instytucji państwowych Bośni i Hercegowiny” (https://nationalinterest.org/feature/russia%E2%80%99s-new-front-balkans-heats-197784 ). Oznacza to kryzys tego bałkańskiego państwa i niewątpliwe zaostrzenie sytuacji, również perspektywę rozpoczęcia nowej wojny. Milorad Dodik, lider bośniackich Serbów jest pupilem Moskwy, co oznacza, że rozpoczęcie przezeń właśnie teraz akcji politycznej tego rodzaju może być elementem szerszego planu, którego celem jest zarówno mnożenie ognisk zapalnych w Europie jak i odwrócenie uwagi, choćby Niemiec, tradycyjnie silnie zainteresowanych sytuacją na Bałkanach, tym co dzieje się wokół Ukrainy.

Ukraińskie siły zbrojne

Kluczowym pytaniem, zadawanym już otwarcie w wielu polskich rozmowach na temat tego, co się dzieje, jest kwestia czy siły zbrojne Ukrainy są w stanie zatrzymać rosyjską agresję. Mówi się, co jest prawdą, że ich obecny stan jest nieporównywalnie lepszy niźli w 2014 roku, jednak zapomina, iż Rosjanie też nie stali w miejscu i przez ostatnie 7 lat wydali setki miliardów dolarów na swój potencjał wojskowy.

Jak zauważa Mark Episcopos komentator wojskowy The National Interest potencjał wojskowy ma charakter relatywny, a zatem nie wystarczy stwierdzenie, że ukraińska armia jest znacznie silniejsza niźli w czasie aneksji Krymu i pierwszej rosyjskie agresji. Obecnie relacje sił obydwu państw są również zdecydowanie na niekorzyść Ukrainy, co oznacza, w opinii amerykańskiego eksperta, że przegra ona wojnę z Rosją. Oczywiście jeśli będziemy mieli do czynienia z długotrwałym konfliktem. Kijów poczynił znaczne inwestycje w ostatnich latach w swe siły zbrojne, których niektóre elementy (np. systemy rakietowe Neptun) są na najwyższym poziomie i Rosja musi się z nimi liczyć. Jednak ogólny rachunek sił nie wskazuje na Ukrainę jako na potencjalnego triumfatora wojny. Oczywiście nie ma wątpliwości, że będzie ona obecnie wyglądała, jeśli wybuchnie, inaczej niźli w roku 2014, Ukraina jest w stanie i będzie bronić się znacznie dłużej. Rosyjskie zaangażowanie będzie musiało być znacznie bardziej otwarte, co oznacza ryzyko rozlania się konfliktu na szerszą skalę. Podobną w gruncie rzeczy opinię sformułował w rozmowie z  The New York Times Kiryło Budanow szef ukraińskiego wywiadu wojskowego, który powiedział, że „trzeba być obiektywnym” i Ukraina bez znaczącego wsparcia w sprzęcie wojskowym z Zachodu nie będzie w stanie samodzielnie odeprzeć rosyjskiej agresji. Wszystko to razem wzięte oznacza, że jeśli Rosja zaatakuje, to wszystkie państwa NATO będą musiały podejmować trudne decyzje w kwestii wojskowego wsparcia Kijowa. Polska, z racji swego położenia, świadomości o co w istocie toczy się gra, historii, ale przede wszystkim troski o przyszłość będzie zmuszona decydować czy włączyć się do wojny z Rosją. Dyskusję na ten temat trzeba zacząć już teraz.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKobieta potrąciła policjanta w Jaworznie i odjechała. Blokady w całym mieście
Następny artykuł“Tutaj Donald Tusk ostatniego słowa nie powiedział”