Jej wymarzony lokal jest przy Królewieckiej 20. Schodzi się tam po schodkach, do piwnicy o ścianach z czerwonej cegły. Wyremontowaną przez panią Tatianę salę można od niedawna wynająć na imprezy zamknięte. A możliwe, że… będą tam m.in. spotkania dla singli.
– To skok na głęboką wodę, ale jeśli nie spróbuję, nic nie osiągnę – mówi Ukrainka. W obcym kraju, razem z rodziną, musiała zacząć życie od nowa. Choć znalazła pracę w Muzeum Mazowieckim, odważyła się pójść dalej i otworzyć własny biznes.
Tatiana Didkovska do Polski przyjechała z Żytomierza. Jak wiele innych Ukraińców, zwłaszcza kobiet, zmuszona była opuścić rodzinne miasto i szukać schronienia. – Bałam się nie tyle o siebie, co o dzieci. W moim mieście było niebezpiecznie, spadały bomby. Zaczęło brakować jedzenia, które w dodatku coraz bardziej drożało. Miałam czarne myśli, bałam się, jak będą żyli moi synowie – opowiada.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS