A A+ A++

„Prawdziwy mężczyzna powinien pachnieć cygarem, whisky i koniem” – słowa te wyrzekł człowiek uznawany za jednego z najwybitniejszych pisarzy w historii. I trzeba przyznać, że autor „Pożegnania z bronią” mówił śmiertelnie poważnie. W świecie, gdzie przedstawiciele płci męskiej coraz bardziej upodabniają się do hermafrodytycznych, przewrażliwionych suchoklatesów w legginsach, brodaty, odrobinę niechlujny i znacznie bardziej znietrzeźwiony Ernest Hemingway czułby się pewnie bardzo nieswojo.

#1. W ciągu jednej doby przeżył dwie katastrofy lotnicze i „umarł” na ponad 20 godzin

W 1954 roku pisarz mieszkał w Afryce razem ze swoja ówczesną żoną – Mary Welsh. Chcąc zrobić jej bożonarodzeniowy prezent, wynajął niewielki samolot z pilotem. Plan zakładał przelot m.in. nad Kongiem Belgijskim. Podczas wycieczki maszyna zahaczyła o nieużywane linie wysokiego napięcia i runęła na ziemię. Ernest wyszedł z tego wypadku z uszkodzoną czaszką, a jego ukochana miała połamane żebra. Następnego dnia pisarz usiłował dostać się do szpitala. Aby tego dokonać, trzeba było wynająć kolejny samolot.



Kiedy tylko ten wzniósł się w powietrze, na pokładzie wybuchł pożar. I znowu parze się poszczęściło – zarówno Hemingway, jak i jego małżonka wyszli z tej tragedii cało (nie licząc wstrząśnienia mózgu i poważnych poparzeń rąk oraz torsu Ernesta). Wieść głosi, że przez dobę wszyscy już pogodzili się, że Ernest stracił życie w tym wypadku. Po prawie 24 godzinach zauważono jednak wychodzącego z buszu brodatego, mocno poobijanego faceta z kiścią bananów pod pachą i butelką whisky w dłoni.



Jeszcze w tym samym roku autor „Komu bije dzwon” cudem wyszedł z pożaru dżungli. Jego ciało zyskało nowe ślady poparzeń. Ból został jednak złagodzony przez… Nagrodę Nobla, którą pisarz dostał jeszcze przed końcem 1954. Nie odebrał jej jednak osobiście (raz, że rany nie zdążyły się jeszcze dobrze zagoić, a dwa – Hemingway pewnie uznał, że w tym roku wyczerpał już limit podróży samolotem…).

#2. Oprócz pisania lubił też solidnie obijać ludziom twarze

Jedną z wielu (obok polowań, upijania się w sztok i łowienia wielkich ryb) pasji Hemingwaya był boks. Pisarz jeszcze za dzieciaka lubił bezlitośnie okładać pięściami swoich rówieśników i szukał okazji, aby móc udowodnić swój pięściarski talent. Mając 35 lat, Ernest brał udział w konkursie wędkarskim na Bahamach. Lokalsi nie kryli zirytowania widząc, że jakiś białas wyciąga z wody znacznie dorodniejsze okazy niż oni. Hemingway uznał, że to doskonała sposobność, aby połączyć swoje dwie pasje i zaproponował, że zwróci wygrane w konkursie pieniądze każdemu, kto pokona go w bokserskim pojedynku.





Pierwszym jego przeciwnikiem był osiłek, który, jeśli wierzyć tubylcom, potrafił przenieść wielkie pianino na swej głowie. Pisarz specjalnie nie przejął się tą informacją i posłał zakapiora na deski w ciągu zaledwie minuty z hakiem. Kolejni śmiałkowie również zostali zamienieni w bitki mięsne.
Nikt nie spodziewał się, że biały turysta posiada w swoim domowym ogrodzie ring bokserski, na którym od lat regularnie odbywa sparingi ze swoimi gośćmi.

#3. James Joyce często wywoływał awantury i… nasyłał Hemingwaya na swych oponentów

Słynny irlandzki pisarz zaprzyjaźnił się z Ernestem. Obaj panowie mieli wiele wspólnych tematów do rozmowy, a nade wszystko – obaj uwielbiali chlać! Różnica między nimi była taka, że autor „Ulissesa” był mężczyzną dość wątłej budowy i o bardzo słabym wzroku. Kiedy jednak się opił, miał w zwyczaju wywoływać awantury i prowokować innych pijaków do bójek. Kiedy sytuacja robiła się nieciekawa, Joyce chował się za znacznie od niego potężniejszym i lepszym w obijaniu facjat kolegą, krzycząc: „Tłucz go, Hemingway!”.



#4. Wojna nie była mu straszna

Hemingway brał udział w lądowaniu w Normandii i chociaż rwał się do wojaczki, nie pozwolono mu zejść na ląd, ponieważ był korespondentem, a żaden z wojskowych sprawozdawców nie mógł pierwszego dnia towarzyszyć żołnierzom w ich działaniach. Ernesta odesłano z powrotem na pokład statku. Miesiąc później pisarz, podając się za pułkownika, stanął na czele ochotników zebranych z francuskich wsi i razem z nimi wziął do niewoli kilku Niemców. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Hemingway musiał się tłumaczyć – dowodzenie oddziałami wojskowymi przez korespondentów jest bowiem sprzeczne z postanowieniami Konwencji Genewskiej. Po długim przesłuchaniu winnego ostatecznie oczyszczono go z zarzutów i miesiąc później Ernest brał udział w wyzwalaniu Paryża.



#5. Udekorował swój dom pisuarem wyniesionym z knajpy, w której lubił się opijać

Tak, jeden z najwybitniejszych pisarzy w historii wymontował pisuar z kibla w swojej ulubionej knajpie i zabrał go do swego domu w Key West. Czemu to zrobił? Ano twierdził, że wyszczał do tego zbiornika tyle kasy, że ten pisuar po prostu mu się należał!



#6. Zrobił ze swojej łodzi rybackiej maszynę wojenną, aby polować na szwabskie U-booty!

W 1934 roku Hemingway kupił sobie łódź rybacką. Łajbę nazwał „Pilar” – na cześć swojej ówczesnej małżonki, Pauline, do której znajomi zwracali się właśnie za pomocą takiego przezwiska. Przez wiele lat ta pływająca jednostka była nieodłączną towarzyszką pijackich eskapad słynnego pisarza, podczas których ten szukał natchnienia, łowił ryby, a nawet gościł naukowców. Dwaj uczeni dołączyli do pisarza podczas jego pierwszej wyprawy na Kubę. Panowie chcieli dowiedzieć się czy różnie umaszczone marliny należy traktować jako odrębne gatunki. W efekcie współpracy z Hemingwayem ichtiolodzy wprowadzili sporo zmian w klasyfikacji tych ryb.



W okresie II wojny światowej Hemingway zainstalował na swej łajbie potężny karabin maszynowy oraz zabrał na pokład niemałą ilość granatów, bo bardzo chciał „upolować” niemiecką łódź podwodną.



Regularnie patrolował wybrzeże z wielką nadzieją namierzenia wrogiego U-boota. Mimo że pomysł Hemingwaya wydawał się bardzo ambitny i wywodzący się z szlachetnych pobudek, to pewne źródła twierdzą, że cały ten projekt był jedną wielką farsą, a Ernest pływał w tę i nazad tylko po to, aby dostać darmową benzynę oraz… immunitet pozwalający mu prowadzić auto po pijaku bez obawiania się kontroli ze strony kubańskiej policji.

#7. Miał też bardzo oryginalny sposób obchodzenia się z rekinami

Wspomniana broń maszynowa przydała mu się nie tylko do uganiania się za wyimaginowanymi niemieckimi jednostkami. Hemingway, zapalony łowca oceanicznej fauny, uwielbiał polować na tuńczyki – ryby, które potrafią osiągnąć rozmiar 4-metrowych bestii, których waga dochodzi do nawet i 700 kg!



Zazwyczaj podczas holowania takiej zdobyczy do portu ta podgryzana była przez rekiny. W takich sytuacjach Ernest miał w zwyczaju masakrować drapieżniki, strzelając do nich ze swojego karabinu. Czy taka taktyka skutecznie je zniechęcała? Ależ skąd! Krew rannych zwierząt przyciągała jeszcze większe ilości głodnych rekinów, które atakowały tuńczyka ze zdwojoną furią!



#8. Pisarz jest autorem zabójczego koktajlu

Jak już pisałem – bohater tego artykułu procentów sobie nie odmawiał i przez parę dekad alkohol pił praktycznie codziennie. Pisarz wymyślił nawet „ekscentryczny” koktajl. Nazwany przez niego „Śmiercią po południu” (taki też tytuł ma jedna z książek Hemingwaya) napitek był mieszanką absyntu o mocy 70% oraz mrożonego szampana. Ernest opublikował ten przepis w pewnej książce poświęconej napojom alkoholowym. Dla uzyskania odpowiedniego efektu pisarz sugerował wolne wypicie od trzech do pięciu szklanek (!) tego koktajlu.



#9. Odszedł z hukiem

Na starość Hemingway zaczął obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Miał paranoiczne myśli i był przekonany, że jest śledzony przez FBI. Słusznie, jak się potem okazało – pisarz był regularnie podsłuchiwany i śledzony. Miał też założoną teczkę jeszcze w czasach swego pobytu na Kubie i słynnego „polowania na U-booty”. Ernest bał się też urzędu podatkowego oraz tego, że nigdy nie uda mu się odzyskać rękopisów, które pozostawił w jednym z kubańskich depozytów.

Tego, że popadający w depresję pisarz planuje się zabić domyśliła się jego żona, widząc, że małżonek coraz więcej czasu spędza ze swoją ulubioną strzelbą w dłoniach. Hemingway trafił do specjalnej kliniki, gdzie usiłowano poprawić jego nastrój, stosując terapię… elektrowstrząsami. Najwyraźniej ta metoda nie była zbyt skuteczna, bo dwa dni po powrocie do domu Ernest strzelił sobie w głowę.



Celny strzał z ukochanej strzelby pisarza dokonał tego, czego wcześniej nie udało się wąglikowi, malarii, zapaleniu płuc, poważnej infekcji wątroby, anemii, nowotworowi skóry, cukrzycy, dwóm katastrofom lotniczym, poparzeniom oraz całej masie wypadków, które kończyły się poparzeniami i uszkodzeniami kości. Jedyną osobą, która mogła zabić Hemingwaya był on sam!
Na koniec trzeba jeszcze dodać, że odbieranie sobie życia ma tradycję w rodzinie pisarza – w taki sposób odszedł jego ojciec, siostra, brat, syn i wnuczka.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMandat dla kierowcy, który wjechał w remizę
Następny artykułNajdziksze newsy tygodnia – Irlandzka telewizja zażartowała sobie i nazwała Boga gwałcicielem